- Masz szczęście, mieć coś tak pięknego na swoich terenach
Podszedłem bliżej wadery i usiadłem obok.
- To, że jest na moich terenach nie oznacza, że nie możesz go odwiedzać.
Ventus która jeszcze przed chwilą patrzyła na mnie smutna z lekko otwartym pyszczkiem ze zdziwienia, uśmiechnęła się do mnie i ponownie odwróciła w stronę strumienia.
- Dziękuję braciszku
Kiwnąłem głową.
- Moje ziemie, są i twoje.
- Nie powinieneś uśmiechać się mówiąc takie rzeczy?
Pokierowałem swój wzrok na wpatrzoną we mnie waderę, po czym znowu spojrzałem na most z kamiennym wyrazem twarzy.
- Przecież się uśmiecham.
- Eh.. skoro tak mówisz… - powiedziała niepewnie Ventus.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę bez słowa. Liście drzew kołysały się w rytm wiatru, a strumień uspokajał odgłosem wody obijającej się o kamienie. Zaczęło się ściemniać.
- Myślę, że czas wracać – wstałem z pozycji siedzącej, kierując się w stronę wadery.
Ventus zdążyła zasnąć w tym czasie. Postanowiłem wziąć ją na grzbiet i zaprowadzić do jej jaskini. Wracając czułem jej równomierny oddech. Starałem się stąpać po ziemi na tyle delikatnie aby jej nie obudzić. W końcu dotarłem na miejsce. Wszedłem do jaskini i położyłem śpiącą na jej posłaniu. Ta skuliła się jak kot i otuliła skrzydłami. Musiała mieć przyjemny sen, bo uśmiechała się podświadomie. Stałem nad nią i patrzyłem jak śpi. Pomyślałem, że mimo jej wieku jeszcze jest w niej jakaś namiastka szczeniaka. Mała, urocza Ventus.
Podszedłem bliżej wadery i usiadłem obok.
- To, że jest na moich terenach nie oznacza, że nie możesz go odwiedzać.
Ventus która jeszcze przed chwilą patrzyła na mnie smutna z lekko otwartym pyszczkiem ze zdziwienia, uśmiechnęła się do mnie i ponownie odwróciła w stronę strumienia.
- Dziękuję braciszku
Kiwnąłem głową.
- Moje ziemie, są i twoje.
- Nie powinieneś uśmiechać się mówiąc takie rzeczy?
Pokierowałem swój wzrok na wpatrzoną we mnie waderę, po czym znowu spojrzałem na most z kamiennym wyrazem twarzy.
- Przecież się uśmiecham.
- Eh.. skoro tak mówisz… - powiedziała niepewnie Ventus.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę bez słowa. Liście drzew kołysały się w rytm wiatru, a strumień uspokajał odgłosem wody obijającej się o kamienie. Zaczęło się ściemniać.
- Myślę, że czas wracać – wstałem z pozycji siedzącej, kierując się w stronę wadery.
Ventus zdążyła zasnąć w tym czasie. Postanowiłem wziąć ją na grzbiet i zaprowadzić do jej jaskini. Wracając czułem jej równomierny oddech. Starałem się stąpać po ziemi na tyle delikatnie aby jej nie obudzić. W końcu dotarłem na miejsce. Wszedłem do jaskini i położyłem śpiącą na jej posłaniu. Ta skuliła się jak kot i otuliła skrzydłami. Musiała mieć przyjemny sen, bo uśmiechała się podświadomie. Stałem nad nią i patrzyłem jak śpi. Pomyślałem, że mimo jej wieku jeszcze jest w niej jakaś namiastka szczeniaka. Mała, urocza Ventus.
Ventus? ;3