piątek, 3 marca 2017

Pierwsze opowiadanie - Od Flame!

Leżałam uwięziona w ciasnej celi. Łańcuch zdawał się być każdego dnia coraz cięższy. Powoli umierałam. Umierałam z wycieńczenia. W oddali było słychać śmiechy znanych mi już basiorów. Zawsze przychodzili ci sami, lecz każdego dnia z innymi torturami. Za każdym razem dźwięk ich rozmowy budził we mnie lęk. Zawsze oznaczały one to samo. Idą do mnie. Idą, a gdy dojdą, znów będę się zmagać z bólem.
Głosy były coraz bliżej. Zacisnęłam powieki. Gdy je otworzyłam stał przy mnie złośliwie uśmiechnięty wilk. Jego mordę poznam wszędzie. Neptun... na początku go tu nie było. Dołączył do organizacji niedługo po moim sprzedaniu. Zyskał pieniądze i mógł mnie torturować... cwany bił, to muszę przyznać.
Na widok jego niebieskich oczu natychmiast się podniosłam i zaczęłam warczeć.
- Spokojnie 013 220 001 193 008. Dzisiaj tylko porazimy cię trochę prądem. - rzekł złośliwie.
Zawarczałam głośniej cofając się w tył. Nie dość, że nazwał mnie jakimś numerem, to jeszcze użył tych złowieszczych słów: "porazimy cię prądem". Było to bowiem najgorszy sposób zadawania bólu. Uderzył mnie czymś, po czym wstrzyknął środek usypiający.
Obudziłam się przykuta metalowymi obręczami do jakiegoś stołu. Lampa świeciła mi prosto w oczy jednocześnie oślepiając, jednak mogłam dostrzec niebieskookiego basiora, przyglądającemu się mi zza szyby. Obok niego stało dwóch innych w białych fartuchach. Spece od sprzętu... to oni kontrolowali napięcie prądu.
- Zaczniemy delikatnie, 100 V - mruknął do swoich towarzyszy.
Przeszył mnie ból wymieszany z zimnym dreszczem. Ciężko określić jaki to uczucie. To po prostu trzeba przeżyć.
- Podnieść do 300 V
Było to gwałtowne przejście w większe cierpienie. Byłam cała sparaliżowana.
- Przestańcie! Dlaczego mi to robicie?! Błagam, przestańcie! - krzyczałam z łzami w oczach, ale on kazał tylko podnieść do 400 V. Krzyczałam, chciałam już zginąć, chciałam, by ten koszmar się już skończył. Patrzyli na mnie, patrzyli ze spokojem jak cierpię. Neptun uśmiechał się. Uśmiechał się widząc, że wadera która niegdyś ufała mu bezgranicznie umiera. ŚMIAŁ SIĘ!
- Podnieście do 500 V.
- Ale ona może tego nie przeżyć.
- Podnieście!
- Nie! Nie! Błagam!
Przestałam walczyć. Nie miałam już siły. Nastała ciemność.

***

Znów w lochu. Wbrew pozorom to było moje ulubione miejsce z całej sieci jaskiń. Tylko tu miałam spokój. Prawie... Było już ciemno. Jedynym źródłem światła była mała świeca stojąca po drugiej stronie krat. Znów usłyszałam kroki. Znów on. Szedł sam. Ale po co do mnie szedł? Zawsze dawali mi spokój po zapadnięciu zmroku.
- Nawet nie wiesz jak mi przykro... - szepnął. - Dzisiaj muszę cię zabić.
Basior zbliżył się do mnie z żalem w oczach. Naprawdę był smutny?
- Będzie mi brakowało twoich krzyków z bólu.
Uderzyłam go pięścią w brzuch. Od dawna chciałam to zrobić. Ten jednak szybko się otrząsnął i poraził mnie paralizatorem. Opadłam bezwładnie na ziemię i zacisnęłam oczy.
- Przed śmiercią masz prawo do jednego pytania. - mruknął niechętnie.
- Po co to wszystko? - spytałam z łzami w oczach. - Po co ten ból?
Wilk spojrzał pusto w kąt celi po czym zaczął tłumaczyć:
- Masz szef, karmi się bólem. Twój już nie daje mu sił, bo się z nim pogodziłaś. Więcej wiedzieć nie musisz.
Po tych słowach paralizator zetknął się jeszcze raz z moją skórą. Neptun zaczął bardzo mocno wiązać moje łapy. Odpiął łańcuch od obroży, bo i tak nie miałam się jak ruszyć. Więzy były tak ciasne, że krew nie dopływała mi do końca. Nie patrzyłam na nic. Zamknęłam oczy. Było mi obojętne jak umrę. Po prostu chciałam, by to już się skończyło. Pragnęłam śmierci.
- No to pożegnaj się ze światem. Byłaś świetna 013 220 001 193 008.
Poczułam ogromną ulgę. Byłam przekonana, że to koniec. W moim sercu zagościło szczęście. Pierwszy raz, odkąd tu trafiłam, naprawdę byłam szczęśliwa.
Jednak śmierć nie była mi dana. Podpalono mnie. Dostałam więcej sił, niż straciłam w całym swoim życiu. Bez problemu rozerwałam sznury i przygwoździłam mego oprawcę do ściany. W moich oczach były płomienie. Cała płonęłam. Ale nie jego ogniem. To był mój ogień.
- Gdzie on jest? Gdzie jest twój szef? - warknęłam pokazując swoje białe kły.
- Drugie piętro, ostatnie drzwi w lewo... - jęknął lekko przyduszony.
- Masz szczęście że nie jestem w stanie cię zabić!
Puściłam go i poszłam we wskazane mi miejscy. Trzasnęłam za sobą kratami.
- Bo w ciąż cię kocham... - szepnęłam.
Zatrzymałam się na chwilę, a po moim policzku spłynęła łza. Spojrzałam za siebie. Neptun siedział przy kratach patrząc się na mnie z żalem. Potrząsnęłam głową i poszłam dalej. Minęłam salę nr. 22. To w niej dzisiaj rażono mnie prądem. Przeszłam się po nim. Nigdy nie mogłam się mu przyjrzeć. Teraz widzę, jakie jest ponure i zimne. Ruszyłam dalej. Nigdzie nie było żywej duszy. Wszyscy spali.
Moje płomienie atakowały wszystko na swej drodze. Weszłam do wskazanego mi pokoju. Ale... tam było pusto. Usiadłam na środku i rozejrzałam się dookoła. Nagle spadła na mnie żelazna sieć. Czarny basior z blizną na oku wyjawił się w cienia. Zaśmiał się złowieszczo i podszedł bliżej.
- Kim jesteś? - spytałam lekko przerażona.
Starałam się zdawać wrażenie odważnej, jednak chyba mi to nie wychodziło.
- Skąd wiedziałeś...
- Neptun... chciał mnie wydać. Wiedziałem że najpierw odwiedzisz wszystkie sale tortur, więc cię ubiegłem.
Spojrzałam na niego rozżalonym wzrokiem. Jak ja mogłam być tak głupia?
- Ten dureń specjalnie cię podpalił. Myślisz że nie wiedział, że to doda ci siły?! On jest słaby. Wciąż coś do ciebie czuje, ale tli to w sobie.
W moim sercu pojawił się płomyk nadziei. Czy to było możliwe? Nie wiem...
- Co teraz ze mną zrobisz?
- Najprawdopodobniej karzę cię wrzucić do rzeki... - mruknął ostrząc jakiś nóż.
- A z nim?
- Z Neptunem? Nie mów że ci na nim zależy... - przewrócił oczami - Zostanie poćwiartowany za zdradę. Ułatwiłaś mi to.
Spojrzałam pytająco na jego ponurą twarz.
- Zostawiłaś go w zamkniętej celi.
Podszedł do mnie wolnym krokiem i dźgnął mnie nożem. Popchnął mnie lekko i upadłam. Nie mogłam się ruszyć pod ciężarem sieci. Basior wyciągnął brutalnie ostrze i odszedł zamykając pokój na trzy zamki. Po chwili leżałam w kałuży krwi. Czułam się źle, choć bywało gorzej. W pokoju pojawił się jakiś nieznany mi wilk. Trzymał strzykawkę w długą, ostrą igłą. Wbił mi ją w krwawiące ramię i zasnęłam.
Obudziłam się w wodzie. Byłam cała związana. Za nic nie mogłam rozerwać sznurów. Na szyi poczułam obrożę blokującą moce. Płynęłam sobie z prądem. Po długim czasie napotkałam jakąś waderę u brzegu. Z początku się przeraziła, jednak szybko ruszyła mi na ratunek. Zanim się obejrzałam, byłam już na brzegu. Musiała być wilkiem wody, bo świetnie pływała. Zaczęłam kaszleć, bo woda naleciała mi do płuc. Ona w tym czasie siłowała się z węzłami.
- Jak się nazywasz? Pamiętasz coś? - spytała.
- Pamiętam... może kiedyś ci opowiem... Nazywam się 013 220 001 193 008...
Spojrzała na mnie pytająco. Jasne, nigdy nie spotkała się z wilkiem nazwanym numerami.
- Nie przydało by ci się nowe imię? Może Flame?
- Podoba mi się... - mruknęłam cichutko i przymknęłam oczy.
- Nie dam rady cię rozwiązać, zaniosę cię do mojej jaskini i tam przetnę sznury.
Nie odpowiedziałam. Pozwoliłam jej robić co zechce. Nic nie mogło być gorsze od przeszłości.
W jaskini było ciepło. Po raz pierwszy poczułam, co to znaczy "ciepło". Po uwolnieniu mnie z więzów dostałam kocyk i jedzenie. Wcześniej nie znałam uczucia sytości...
- To powiesz jak tu się znalazłaś?
- Całe ciało mam pokłute igłami, w moich żyłach krążą dziwne substancje, bito mnie i głodzono. Rażono prądem i raniono. Więcej wiedzieć nie musisz... - mruknęłam.
- A ta obroża?
- Blokuje moce...
- Zdejmiemy ci to. Zaczekaj tu, pójdę po pomoc.
Gdy zniknęła za drzwiami położyłam się na łóżku i złapałam za ranę. Wciąż trochę krwawiła. Oddając się samotności w końcu zasnęłam.

Mizu? Dev? Ktokolwiek?