- Zobaczymy się jeszcze, prawda? - zapytał, a ja dostrzegłam, jak coś się w nim łamie.
"Nie, jasne, że nie", chciałam odpowiedzieć, lecz chyba nie przeszło by mi to przez gardło. Przez ostatnie kilka miesięcy był dla mnie jak brat.
- Chciałabym - nie skłamałam. Wyminęłam się od odpowiedzi, ale nie skłamałam.
Jego spojrzenie było smutne, przygnębione. Coś z jego świata właśnie uleciało, a ja nie mogłam mu tego zwrócić. Pożegnania zawsze bolą.
Podeszłam do niego, wtulając pysk w ciepłe, szare futro, którego zapachu nigdy nie poznałam. Głośno przełknął ślinę, nieruchomiejąc.
- Hej, księżniczko, dlaczego, choć znamy się od kilku miesięcy, czuję się, jakbyśmy byli zawsze razem?
Odsunęłam się od niego i posłałam mu blady uśmiech.
- Nie smuć się tak - poprosiłam.
- Dlaczego odchodzisz?
- Mówiłam ci. Muszę. Każdy kiedyś musi odejść.
Po tych słowach zawróciłam i ruszyłam przed siebie. Usłyszałam ciche "uważaj na siebie, Aoede" i, zamykając oczy, przyśpieszyłam. "Żegnaj, Kushir", pomyślałam. Miałam bowiem zbyt wielką gulę w gardle, by cokolwiek powiedzieć.
A później utonęłam w smukłych cieniach drzew.
Otworzyłam oczy. Nade mną rozpościerał się iście piękny widok - szary sufit jaskini.
Ile to już dni jestem w watasze? Pięć, sześć? Może już tydzień?
Oparłam ciężar ciała na przednich łapach i wstałam. Rozglądnęłam się po pustej, chłodnej jaskini, wyszłam na zewnątrz, wzięłam głęboki wdech i wyszukiwałam wzrokiem innych wilków.
Odwróciłam się na dźwięk nieznanych mi kroków.
- Witaj - zaczęłam, uśmiechając się lekko.
Jakiś wilk?