Odkąd Ventus przyjęła go do Legionu Powietrza minął tydzień. Oprowadziła go po ich terenie. Potem pokazała mu wspólne tereny, terytoriami innych Legionów się nie zajmowali. Potem, gdy wadera opuściła Nate'a, ten zaczął szukać jakiegoś wygodnego mieszkanka. Na jednej z podniebne wysp znalazł jaskinię, która co prawda nie była wielka, ale przytulna. Wejście było wąskie, mogło chronić Nathana przed niebezpieczeństwami. W środku znajdowały się dwa pomieszczenia, większy przy wejściu Nate przeznaczył na salon, jadalnię i pokój do przyjmowania gości w jednym. Przyozdobił go kwiatami, a po środku ustawił wielki głaz. Drugi, mniejszy pokoik pełnił rolę jego sypialni. Na ziemi wyścielił sobie posłanie z liści i suchej trawy.
Nate poszukiwał wysoko, ponad chmury. Jego oczom ukazały się trzy wyspy. Jedna z nich, środkowa i największa była raczej szczytem górskim. Basiorowi do złudzenia przypominało ono to wzgórze, na którym wychowywał się jako anioł. Wylądował na średniej wyspie, tej wysuniętej najbardziej na północ. Patrolował okolicę od kilku godzin, teraz postanowił odpocząć. Wszedł do swojej jaskini. Sprawdził, czy żadne zwierzę nie zniszczyło mu łóżka i ruszył w stronę lasu.
Głód ściskał jego żołądek. Zauważył w oddali skrzydlatą sarnę. Powoli skradał się w stronę ofiary. Gdy był już blisko, myślami osłabił ją sprawiając jej ból. Sam oczywiście również poczuł ukłucie w okolicy piersi. Rzucił się na sarnę. Zacisnął szczękę na szyi zwierzęcia. To próbowało się wydostać, wierzgało, machało skrzydłami, rozpaczliwie próbując wzbić się w powietrze. Bez skutku. W końcu padło z wycieńczenia. Basior powlókł ciało sarny do jaskini, zjadł trochę mięsa, a resztę zostawił na potem. Wzbił się w powietrze i poleciał ku terenom wspólnym.
Przelatując nad polaną zauważył strumyk. Wylądował i zaczął pić. Nagle ni stąd ni zowąd spadł na niego jakiś wilk. Pewnie siedział na drzewie i gałąź się złamała. Ale Nate go nie zauważył?
- Ał... - stęknął.
Wilk szybko pobierał się i rzekł:
Tajemniczy ktosiu?