Zawsze zastanawiałem się, jak to jest być zwykłym członkiem. W każdym miejscu byłem tylko tym alfą, a życie innych wilków mnie w ogóle nie interesowało. Aż do teraz. Może powinienem był bardziej dbać o dobro poddanych? Z pewnością. Jeżeli mam być szczery, dopiero Dev, Mizu i Ventus okazali się być prawdziwymi przyjaciółmi. Tymi, na których można liczyć. Na których można polegać. Czasami musiałem zastanowić się nad swoim życiem, aby stać się lepszym i bardziej zrozumiałym dla innych. Wstałem z półki skalnej nad jeziorem lawy i odszedłem w stronę Legionu Powietrza. Nieczęsto się zdarzało, że tam chodziłem, bo Ventus była dosłownie wszędzie, więc kiedy miałem do niej sprawę, to nie musiałem czekać nawet godziny. Kiedy doszedłem do Legionu Powietrza nikogo tam nie zastałem. Możliwe, że jakieś wilki były na podniebnych wyspach, ale bądź co bądź, ja tam wstępu nie miałem. Poszedłem więc do wodospadu. Usiadłem w najwyższym dostępnym dla mnie punkcie i wpatrzyłem się w wodę z głośnym hukiem spadającą w dół. Był to hałas, ale jednak relaksujący hałas. Zamknąłem oczy i wyobraźnią stworzyłem nowy wodospad, który jednak nie przebijał pięknem tego, nad którym się znajdowałem. Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos.
- Em... halo? - usłyszałem cichy głos.
- Tak? - obróciłem się w stronę wilka. Była to wadera.
- Czy to twoje tereny?
- Nie do końca, bo należą do Watahy Niezachwianej Harmonii.
- Ach. Cz przyjmujecie nowych członków?
- Oczywiście! - moja twarz od razu się rozpromieniła.
Rachel?