- Em... Sorry... Ja... Nie chciałam... - wymamrotała.
Basior machnął tylko łapą.
- Nie pierwszy raz mi się to zdarzyło. - uśmiechnął się. - A... Kto miał przyjemność mnie zmiażdżyć?
- Rachel. Rachel jestem.
- Nathan, ale mów mi Nate.
Wadera odwzajemniła uśmiech.
- Nic ci nie jest? - zapytała nijaka Rachel.
- Nie... To znaczy... Trochę, ale raczej nic poważnego... Będę miał siniaki... A ty? Żyjesz? - zapytał.
- Nie, umarłam.
Nate przewrócił oczami.
- A tak serio to mnie łapa boli... - powiedziała wadera.
Uniosła lewą przednią łapę.
- Niestety nie mam pojęcia o medycynie... - basior przekrzywił głowę.
- Nie no, nie boli aż tak bardzo... Przeżyję. Ale bym coś zjadła... Wiesz, gdzie można zapolować na jakąś dobrą zwierzynę?
Nate pokiwał głową.
- Owszem. Leć za mną.
Rachel rozłożyła skrzydła. Wybiła się w powietrze i poleciała śladem Nate'a. Basior leciał między latającymi wyspami.
- Pięknie tu... - stwierdziła wadera.
Nathan uśmiechnął się pod nosem. Zniżył lot, a po chwili wylądował na najniższej wyspie. Był to las. Obok wilków płynął mały strumyk. Rachel nachyliła się nad nim i zrobiła kilka łyków wody. Tymczasem Nate rozglądał się za zwierzyną.
- Ćććć... - upomniał waderę szeptem. - Widzę coś.
Rzeczywiście, około stu pięćdziesiąt metrów od nich skryty za drzewami stał wielki jeleń z trzema rogami. Basior dał znak waderze, aby poszła za nim.
- Potrafisz szybko biegać? - zapytał.
- Pf! - w odpowiedzi usłyszał parsknięcie. - O ile uważasz latanie z prędkością 1 km na sekundę szybkim... To owszem. - wyszczerzyła się.
- Świetnie. Widzisz to drzewo? - pokiwała głową. - Pobiegnij tam. Tylko, na Boga, proszę cicho!
- No dobra, już dobra... - przewróciła oczami.
- Trzy, dwa, jeden... - w tym momencie wadera pobiegła, a basior przeteleportował się do wskazanego miejsca.
Rachel dała sygnał głową i skoczyli na zwierzę.
Rachel?