Chodzę po świecie już zbyt długo. Zwiedziłam kraj z dłuż i w szerz.
Weszłam w każdą norę, jaskinie, i dziurę. Piłam deszczówkę i wody z
rzek, stawów i jezior... ( jeśli nadawały się do picia ) Więc znam
prawie każdy zakątek. PRAWIE każdy. Tutaj pachniało wilkami. Byłam parę
razy na innych terenach, ale nie zawsze było miło więc tutaj zrobię jak
zawsze. Upoluję coś, zjem i się wynoszę. Tak jak zawsze. Byłam na
jakimś niby pagórku. Klifie? Nie wiem. Ale pode mną była przepaść.
Wzięłam do łapy jakiś kijek i nabazgrałam coś na ziemi. Tym razem nie
szkicowałam, ale napisałam egipski znak oznaczający ptaka. Poczekałam
chwilę i z ziemi wyłonił się sokół z krwi i kości. Popatrzył na mnie
dziwnie i odleciał. Życie jest wredne i nie odpowiada na pytania. A
ja... miałam MNÓSTWO pytań. Np. Po co umierać, skoro po śmierci i tak
się żyje? Czy istnieje dziura w dziurze? Co jest po za kosmosem? Te
pytania wierciły we mnie dziurę. Wstałam i podeszłam do końca tego ,,
Niby klifu" Było to niebezpieczne, bo był strasznie cienki a pode mną
była wręcz otchłań. Moje przypuszczenia odnośnie cienkości się
sprawdziły, za mną krucha powierzchnia zaczęła pękać. W sumie... nie
zauważyłam wcześniej pęknięcia na tej skale. Usłyszałam kruszenie.
Odwróciłam najpierw uszy a potem głowę.
- Oj.... - mruknęłam, i chwilę potem zaczęłam spadać.
- O nie, nie, nie, nie, nie! - wrzasnęłam jakby hamując w powietrzu ale jak się domyślić można, nic to nie dało. - Stop!
Spodziewałam się, że zaraz będę mokrym plackiem, ale ku mojemu
zaskoczeniu wpadłam na coś miękkiego. Poturlikałam się parę metrów dalej
i wstałam. Okazało się, że wpadłam na jakiegoś wilka. Super. No, to
tyle z robienia dobrego wrażenia.
Ktoś? Coś? Ktokolwiek?