piątek, 31 marca 2017

Od Ventus CD. Dev

Obudziłam się. Wstałam i wyszłam z jaskini. Weszłam do jaskini Devisia.
- Dev? Jesteś tu - powiedziałam, rozglądając się po jaskini.
Przyszła mi myśl, że bawi się ze mną w chowanego, lecz ją szybko odrzuciłam, z uwagi na charakter Deva. Jeśli tu go nie ma, to najpewniej ma potrzebę bycia w samotności. Chciałam zacząć go szukać, ale postanowiłam, żeby Dev nie uważał mnie za malutką, wnerwiającą siostrzyczkę, która ciągle przychodzi i chce się bawić. Jeśli nie pójdę do niego to, co mam robić. Poszłam na spacer, nad rzekę. Zauważyłam płynącą rzeką Mizu. Ale ona jest śliczna, ma takie piękne włosy. Mój podziw przerwało burczenie w brzuchu. Chyba muszę coś upolować. Wybrałam się do lasu. Zauważyłam małego jelonka i skoczyłam na niego. Zaczęłam rozrywać mięso. A może Dev jest głodny. Targając jelonka, doszłam do jaskini, nadal go nie było. Położyłam jelonka, na płycie skalnej, wystającej z ściany jaskini ( coś w rodzaju blatu ). Tylko jak go poinformować, by wiedział, że to nie jest zatrute. Wyszłam z jaskini w poszukiwaniu małego węgielka i kawałka kory. Dotarłam do szybko płynącej rzeki, którą okrążały liczne drzewa, których kwiaty kwitły na fioletowo.
- Ale tu ślicznie - powiedziałam, oglądając to piękne miejsce - To chyba tereny wspólne. Kręciłam się tak w kółko, by zobaczyć najmniejszy szczegół, tego niesamowitego, krajobrazu. Nieświadomie stanęłam na brzegu rzeki i.... wpadłam do wody. Jej nurt porwał mnie natychmiastowo, a z mojego pyska wydarł się krzyk:

- Aaaaaaaaaaaaaaa.

Dev? Masz pole do popisu :) (kiedyś to musiało się stać, byś mógł uratować Ventuskę)

środa, 29 marca 2017

Od Ignisa CD. Kassi

Poszła sobie. I dobrze, nie miałem zamiaru z nią gadać, nie miałem zamiaru robić czegokolwiek, żeby ze mną została. Najwyraźniej przyda nam się przerwa, bo i tak mnie nienawidziła. Szczerze mówiąc, to trochę się do niej przekonałem, nie była już taka wkurzająca, a raczej role się zamieniły. Wolno wypuściłem powietrze i powędrowałem do Ziem Niczyich. Każdy krok przyprawiał mnie o nieznośny ból, pewnie przez tą wodę. Prychnąłem tylko i powiedziałem do siebie:
- Ignis, nie pękaj, to tylko trochę wody. - kiedy już tam byłem skierowałem się do opuszczonej twierdzy na wzgórzu. Wszystko wokoło było szare, spłowiałe i jałowe, przed moim nosem rozciągały się połacie wypalonych łąk i zgniłe pnie wyciętych lasów. Zacząłem piąć się po zboczu do umocnienia. Z niewyjaśnionych powodów czułem smutek. Tęsknotę. Żal. Pchnąłem ciężkie wrota i wszedłem do środka. Pachniało stęchlizną, na każdym przedmiocie zalegał gryzący kurz, a lampy i żyrandole zostały skrupulatnie pokryte pajęczynami. Ludzkie siedziby były niewyobrażalnie wstrętne. Przeszedłem kilka pomieszczeń, każde było inne od drugiego, ale w każdym były te same obrzydlistwa. Znalazłem długi korytarz, w którym było wyjątkowo mało pleśni. Wszedłem tam po krótkim wahaniu. Na ścinach wisiały obrazy, niektóre zapewne przedstawiały ten krajobraz w latach świetności, inne ludzi. Wszyscy mieli korony, czerwone płaszcze na ramionach i złote laski z czymś w rodzaju złotych jabłek na czubku. Kiedy doszedłem do końca korytarza, zauważyłem inny. Był przesłonięty starą, zapleśniałą kotarą przetykaną nićmi w kolorze złota. Ostrożnie odgarnąłem materiał i spojrzałem na dalszą część zamku. Moim oczom ukazały się wiszące... wypchane głowy wilków. Widać było, że są magiczne. Jeden miał żółte futro z błękitnymi wzorkami w kształcie piorunów. Wybiegłem szybko z tego korytarza dysząc. Kiedy się zatrzymałem, byłem w pustej komnacie. Usiadłem pod ścianą i zamknąłem oczy. Myślałem o rodzinie, tym czego mi brakowało. Tęskniłem za mamą i tatą. Za rozbieganą gromadką szczeniąt, teraz penie połowa z nich była dorosłymi wilkami. Mimowolnie zacząłem tworzyć ze skały wulkanicznej ich rzeźby. Najpierw powstawał posąg mojego ojca. Potem siostry - Fallamell. Kiedy o niej pomyślałem, łza pociekła z mojego oka. Urodziła się 7 minut po mnie. Byliśmy jedyni z miotu, a ona zawsze marzyła o byciu alfą. Teraz to jest pewne. Kiedy powstawała rzeźba mojego najmłodszego brata, ktoś wparował do tego pokoju. To była, jak się domyślacie Kassi. A ja się rozklejałem. Po prostu świetnie.

Kassi? Będziesz się śmiać?

Od Kassi CD. Ignis

Chciałam, rzucić się na niego. Nie dość, że kazał mi przetrwać z żywym tkaczem płomieni. To jeszcze perfidnie mnie oszukał i niby co miałby mieć, skoro ja nic nie mam?!
Strzeliłam sobie mentalnie w czoło i wzięłam wdech na uspokojenie, nie dam mu satysfakcji:
-Eh, dałam się wrobić. Głupia ze mnie, ale trening biegania nie zaszkodzi! Mając przy tym motywacje, życia i śmierc. Mimo, iż było to ustawione- Westchnęłam słodko.- Idę odpocząć, a i jak będziesz mnie wystawiał na 'próby' to nie mam zamiaru robić zasranych wyzwań, by pozostać, w jakie watasze. Myślałam, że coś upuściłam, zgubiłam i trzeba to odzyskać.- Mówiłam opanowanym głosem.- Poza tym okazałeś się perfidnym kłamcą i szantażystom!
-Ja oszustem? I k.
-Ci, ci, ci, nie mam zamiaru ciebie słuchać. Jestem w watasze? Super idę paczeć co tu jest ciekawego i tym razem nie nabiorę się na twoje sugestie. - Nie dałam mu dokończyć, a nawet się wtrącić. Za szybko mówię.
Odsunęłam się szybko i wokół mnie pojawił się dym. Pomachałam mu i rozpłynęłam się razem oparem.
Otworzyłam oczy, mostek. Bo gdzie by indziej, by użyć dymu, musiałambym znać położenie lub celować, że tam jest. Nie zamierzałam tam siedzieć, przebiegłam mostek i pędziłam drużką. Tak jak dawniej. Wszędzie drzewa, ciche chlupanie wody. Zaczęłam chichotać, nie przerywając bieg. Stworzyłam dwa płomyki towarzyszące mi po bokach lekko oświetlające drogę zasłoniętą drzewami, języki falowały przez wiatr, ale wciąż dotrzymywały mi biegu.
Skakałam po skałach, odbijałam się od drzew i ostro skręciłam przy rozwidleniu, kilka razy się potykałam, a raz bym dostała patykiem. Bieg trwał hmm dwadzieścia minut? Nie biegłam tak szybko, choć dodawałam gazu.
Byłam całkiem wyczerpana, głęboko łapałam wdechy, a gdy serce się uspokoiło, ukazała mi się fioletowe drzewa z ciągiem dróżki. Wszystko zapierało wdech. Spacerowałam i oglądałam. Ta wataha ma naprawdę piękne miejsca. Warto było walczyć. Pod drzewami rosły fiołki, od razy pobiegłam, by się przypatrzeć...fiołki, łał. Powoli przybliżyłam nos, by powąchać. Ślicznie pachniały. Rzadko widuje kwiaty, a są takie piękne i różnorodne. Siadłam przed nimi, obserwując jak lekko się kołyszą. Zrelaksowałam się, zawsze takie rzeczy mnie uspokajają. Zerwałam kilka kwiatów, 'próbując' zrobić z nich wianek, ale to było straszne i okropnie trudne. Sam tego rezultat, to okrąg z wystającymi łodygami i listkami, sama piękność to nie była, ale zawsze dodawała słodkiego uroku:
-Może zrobię dla Ignisa? Podkreśli to jego delikatny charakter...pfff.
Odeszłam od fiołków z nie równym wiankiem. Tu jest tak pięknie i, mimo iż jestem z legionu ognia, to wciąż zachwycają mnie krajobrazy. Wolnym krokiem oglądałam fioletowe liście


                                                    
                                                      Ignis? (Bo kto by inny xd)

sobota, 25 marca 2017

Od Rachel CD. Nathan


Szybkość to moja specjalność, tak samo jak zwinność. 1 kilometr na sekundę opanowałam. Moja przodkini potrafiła latać z prędkością światła, ale to inna sprawa. Teraz zwierzyna. Starałam zrobić dobre wrażenie, by mnie ktoś nie zagryzł. Jak na razie wszystko było cacy. Z jeleniem nie było trudno. Sprawiłam go o cholerny ból głowy, co wystarczyło, by go ogłuszyć i zagryźć. Nathan był szybki i silny, co wystarczyło, by powalić wielkiego stwora.
- Mięso się nie zmarnuje? - zapytałam
- Nie... pewnie przyjdą jakieś sępy, kojoty... może inne wilki.
- Ej, chwila. Tutaj jest wataha... jaka?
- Wataha Niezachwianej Harmonii... w skrócie WNH
- Ach.... dołączyć?
- Och! Oczywiście! No.. to znaczy, jak chcesz.
- Dobra. - mruknęłam - gdzie jest alpha.

***


Powiedziałam, że mam żywioł ognia, więc poszliśmy do Ignis. Basior wyglądał groźnie. Ech.. gdyby tylko wiedzieli, kim tak na prawdę jest moja matka. Matki nie znałam do wieku 2 lat. Mój ojciec znalazł se jakąś babę o imieniu Rose, i przez to miałam wredne, przyrodnie rodzeństwo, przez które uciekłam ( no, nie tylko przez nie ). Tak lekko ujmując miałam (...) życie. Przyjęli mnie do ognia. Ja chciałam pokaz swoich umiejętności! Dawno się nie wyżywałam. Jakiegoś potwora zabić? Ogłuszyć? Doprowadzić do wariactwa? Bardzo proszę. Razem z Nate szliśmy przez te wszystkie tereny, bo na niego spadł obowiązek oprowadzenia mnie. Było fajnie. Najbardziej spodobało mi się tutaj:

http://creativemagazine.pl/web_art/3459/7a.jpg

Ale były to tereny powietrza. Dobra. W takim razie będę chodzić po ziemiach niczyich i tam może sobie znajdę miejsce do przebywania albo rozmawiania z moim irytującym patronem, którego wysłał na mnie Tanatos, i teraz za mną łazi. ( tak, ten Tanatos, bóg śmierci )
- Coś ty taka zamyślona? - zapytał Nathan
- Ech... myślałam, o przeszłości. - powiedziałam
- Ach... miałaś ciężko?- zaśmiałam się. Jak ktoś taki jak ja, mógłby mieć łatwo?
- Echem... może powiesz mi o tym, czemu tutaj jest tak podzielone?
- Och... to długa historia.. - Zaczął opowiadać, a ja jeszcze bardziej zaczęłam się zastanawiać, czy to na pewno jest wataha dla mnie.
- Ile macie szczeniaków?
- Nie mamy
- Jak to? Nic? Zero? Sami dorośli?
- Ehem.
- lol. Jestem najmłodsza? W wieku ludzi mam jakieś 14-15-16 lat. Jakoś tak.
- Chyba tak...
- Ej... co to jest? - zapytałam patrząc w stronę lasu. Był tak czarny jak noc duch
- Schyl się! - rozkazał szeptem, a ja usłuchałam. Duch przemieszczał się powoli przez las po czym rozwiał się w powietrzu. Nie czekając na basiora pognałam w tamtą stronę. Zamiast trawy, tam gdzie wcześniej stał duch, było wszystko uschnięte.
- Oj... to mamy kłopot. - powiedział Natchan stając koło mnie.

 Nathan? Masz wenę?


Od Nathana CD. Rachel

Nathan w sekundę został przygnieciony do ziemi. Nie wiedział co i jak na niego spadło. Gdy poczuł, że może wstać, spojrzał za siebie. Znowu ktoś na niego wpadł. Znowu wadera. On to ma szczęście... Nieznajoma zarumieniła się.
- Em... Sorry... Ja... Nie chciałam... - wymamrotała.
Basior machnął tylko łapą.
- Nie pierwszy raz mi się to zdarzyło. - uśmiechnął się. - A... Kto miał przyjemność mnie zmiażdżyć?
- Rachel. Rachel jestem.
- Nathan, ale mów mi Nate.
Wadera odwzajemniła uśmiech.
- Nic ci nie jest? - zapytała nijaka Rachel.
- Nie... To znaczy... Trochę, ale raczej nic poważnego... Będę miał siniaki... A ty? Żyjesz? - zapytał.
- Nie, umarłam.
Nate przewrócił oczami.
- A tak serio to mnie łapa boli... - powiedziała wadera.
Uniosła lewą przednią łapę.
- Niestety nie mam pojęcia o medycynie... - basior przekrzywił głowę.
- Nie no, nie boli aż tak bardzo... Przeżyję. Ale bym coś zjadła... Wiesz, gdzie można zapolować na jakąś dobrą zwierzynę?
Nate pokiwał głową.
- Owszem. Leć za mną.
Rachel rozłożyła skrzydła. Wybiła się w powietrze i poleciała śladem Nate'a. Basior leciał między latającymi wyspami.
- Pięknie tu... - stwierdziła wadera.
Nathan uśmiechnął się pod nosem. Zniżył lot, a po chwili wylądował na najniższej wyspie. Był to las. Obok wilków płynął mały strumyk. Rachel nachyliła się nad nim i zrobiła kilka łyków wody. Tymczasem Nate rozglądał się za zwierzyną.
- Ćććć... - upomniał waderę szeptem. - Widzę coś.
Rzeczywiście, około stu pięćdziesiąt metrów od nich skryty za drzewami stał wielki jeleń z trzema rogami. Basior dał znak waderze, aby poszła za nim.
- Potrafisz szybko biegać? - zapytał.
- Pf! - w odpowiedzi usłyszał parsknięcie. - O ile uważasz latanie z prędkością 1 km na sekundę szybkim... To owszem. - wyszczerzyła się.
- Świetnie. Widzisz to drzewo? - pokiwała głową. - Pobiegnij tam. Tylko, na Boga, proszę cicho!
- No dobra, już dobra... - przewróciła oczami.
- Trzy, dwa, jeden... - w tym momencie wadera pobiegła, a basior przeteleportował się do wskazanego miejsca.
Rachel dała sygnał głową i skoczyli na zwierzę.

Rachel?

piątek, 24 marca 2017

Od Rachel do Ktosia

Chodzę po świecie już zbyt długo. Zwiedziłam kraj z dłuż i w szerz. Weszłam w każdą norę, jaskinie, i dziurę. Piłam deszczówkę i wody z rzek, stawów i jezior... ( jeśli nadawały się do picia ) Więc znam prawie każdy zakątek. PRAWIE każdy. Tutaj pachniało wilkami. Byłam parę razy na innych terenach, ale nie zawsze było miło więc tutaj zrobię jak zawsze. Upoluję coś, zjem i się wynoszę. Tak jak zawsze. Byłam na jakimś niby pagórku. Klifie? Nie wiem. Ale pode mną była przepaść. Wzięłam do łapy jakiś kijek i nabazgrałam coś na ziemi. Tym razem nie szkicowałam, ale napisałam egipski znak oznaczający ptaka. Poczekałam chwilę i z ziemi wyłonił się sokół z krwi i kości. Popatrzył na mnie dziwnie i odleciał. Życie jest wredne i nie odpowiada na pytania. A ja... miałam MNÓSTWO pytań. Np. Po co umierać, skoro po śmierci i tak się żyje? Czy istnieje dziura w dziurze? Co jest po za kosmosem? Te pytania wierciły we mnie dziurę. Wstałam i podeszłam do końca tego ,, Niby klifu" Było to niebezpieczne, bo był strasznie cienki a pode mną była wręcz otchłań. Moje przypuszczenia odnośnie cienkości się sprawdziły, za mną krucha powierzchnia zaczęła pękać. W sumie... nie zauważyłam wcześniej pęknięcia na tej skale. Usłyszałam kruszenie. Odwróciłam najpierw uszy a potem głowę.
- Oj.... - mruknęłam, i chwilę potem zaczęłam spadać.
- O nie, nie, nie, nie, nie! - wrzasnęłam jakby hamując w powietrzu ale jak się domyślić można, nic to nie dało. - Stop!
Spodziewałam się, że zaraz będę mokrym plackiem, ale ku mojemu zaskoczeniu wpadłam na coś miękkiego. Poturlikałam się parę metrów dalej i wstałam. Okazało się, że wpadłam na jakiegoś wilka. Super. No, to tyle z robienia dobrego wrażenia.

Ktoś? Coś? Ktokolwiek?

wtorek, 21 marca 2017

Od Ignisa CD. Kassi

Przymrużyłem oczy i westchnąłem.
- Skoro przysparzasz mi tyle kłopotów... - uśmiechnąłem się rozbawiony tą sytuacją. - ...to niby czemu miałbym cię zatrzymywać? - pytanie miało na celu dowiedzenie się, czy aby na pewno jej zależy. Bo jeżeli nie, to co poradzę? I tak prędzej, czy później z tond odejdzie.
- Rozumiem... - powiedziała wolno. W jej oku przez ułamek sekundy widać było smutek. Niby była dobrą aktorką, lecz jej oczy zdradzały wszystko. - Więc pozwól, że już sobie pójdę...
- Nie.
- C - co to ma znaczyć?!
- Że ci zabraniam.
- To moje życie i moje decyzje. Nie możesz mi mówić czy mogę, czy nie mogę.
- A jeśli mam coś cennego i w dodatku twojego?
- Czy ty się mną bawisz? - spytała poirytowana. - Ale jeśli to prawda, z tą cenną rzeczą, to zostanę. - połknęła haczyk. Nie miałem pojęcia o tym, czy Kassi ma jakiś cenny przedmiot.
- Poniekąd się tobą trochę zabawiam. Moja droga, czy ty naprawdę jesteś aż tak podatna na moje sugestie? - była ewidentnie wściekła. - To jasne, że możesz sobie iść, jest tu pełno innych wader, które mogę zrazić do siebie i się z nimi kłócić!
- Więc zostanę! Aż mi się żal robi tych biednych wader, które będą musiały cię znosić!!!
- Hmm... Czy aby na pewno tego chcesz?
- Ja... tak. Chyba tak. A może...
- I widzisz? Nadal jesteś podatna na sugestie. - zaśmiałem się.
- Mam cię dosyć. Możesz się wypchać tymi swoimi żarcikami.
- To nie są żarty.
- Ale jesteś tak mało zabawny, że nie rozróżniam już tego, co jest kawałem, a co nie.
- Właśnie obraziłaś króla humoru! - przybrałem groźną postawę i zagrzmiałem. - Do zachodu słońca musisz pokazać, że jesteś warta zostania tutaj. Jeżeli tego nie zrobisz, będziesz musiała opuścić nasze tereny na zawsze! I nie oddam ci tego czegoś, co ma dla ciebie taką wartość.
- Ty... szantażysto!!! Ale oddasz mi moją rzecz, jeśli wygram.
- Masz czas do zachodu. A teraz spróbuj mnie przekonać, wykonując zadanie...

***

- Kassi, to jest Smaug. Musisz spróbować nie dać się zabić. 
- Że co?! - wrzasnęła spoglądając na mojego smoka.
- Powodzenia życzę. Tylko pod żadnym pozorem nie zrób mu krzywdy, bo inaczej pożałujesz.
Waderze drgała nerwowo powieka. Ja odszedłem w kąt i gwizdnąłem przeciągle. Z jaskini wyszedł smok wielkości bloku mieszkalnego. Rozejrzał się, a potem zauważył Kassi, która stała jak sparaliżowana.
- Nie mówiłeś, że ceną będzie życie! NIENAWIDZĘ CIĘ IGNISIE!
- Idiotko. - mruknąłem pod nosem. - On i tak ci nic nie zrobi. - spojrzałem na Smauga wzrokiem, który znał dobrze. Po chwili zaczął gonić waderę, która nieświadoma podstępu biegała na około jak oszalała
- Dość! - po godzinie krzyknąłem. Smaug od razu (też bądź co bądź zmęczony) uciekł do swojej jaskini.
- I jak? Podobał się trening?
- Mógł mnie zabić!!! Pie*rz się!
- Nie mógł. Znowu padłaś ofiarą mojego sprytu, przykro mi.
- TOBIE. Tobie jest przykro? 
- Jeżeliby się zastanowić, to nie.
- Kretyn!
- Nie nazywaj mnie kretynem. Świetnie się bawiłem oglądając, jak się męczysz ze Smaugiem.
- T - to było ustawione?
- Chyba jasne. Nie wierzę, że jesteś tak naiwna. Ale z drugiej strony to pokazuje, że ci zależy.
- Ty...
- I nie mam niczego twojego, bo i skąd?
- IGNIS!!!

Kassi?

Od Kassi CD. Ignis

Kropla łzy spłynęła mi po policzku, lecz szybko ją zatarłam, łapiąc wdech:
-Nie bądź beksą, Kassi, zostaw trochę na przedstawienia.
Ponownie oglądałam ruchy wody, ona była tak spokojna i znajdowała wyjście nawet w najmniejszych szczelinach. Muszę zobaczyć morze. Wyprostowałam się, gdy nagle woda zapluskała, ochlapując mą twarz, zawarczałam i użyłam mocy, rozpływając się jak mgła.
Byłam na plaży, to było przepiękne. Wszystko szumiało i delikatnie ruszało. Podeszłam bliżej, zafascynowany. Przypływ dotkną moje łapy, przy czym doznałam okropnego bólu, a z łap parował dym, sierść lekko się podpaliła, to wyglądało jakby woda była kwasem. Zwinęłam się z bólu, a kolejny przypływ pociągną mnie za sobą.
Ciemność, ból w całym cielę i ciche iskrzenie. Ukłucia upływały, a oddech stawał się ciężki. Jestem największym deklem i s****.
Bam, jasność! Czy to inny świat? Nie...przed moimi oczami stał dobrze znana mi mordka. Czemu on? Po co on tak na de mną stoi? Czy przyszedł się ze mnie pośmiać?
Z frustracji strzeliłam mu w pysk, mina lekko mi zrzekła, ale przybrałam bojowy stan. Lekka przeczka i uwaga! On mnie uratował....używając mocy, wstrzymywałam opary dymu z mojego ciała, a gdy uciekłam, wypuściłam je, zostawiając za sobą trombe szerzystego dymu. Wywróciłam się, ryjąc pyskiem mały korytarzyk. Syknełam z bólu, wstrzymując łzy, szykujące się do ostrzału. Wyglądałam jak rozbity samolot, z oparami dymu. Łapczywie, chwytałam tlen. Choć szybko, wszystko wygasło, to wciąż leżałam, trzęsąc się ze strachu. Po co on tam wskoczył? Przecież dla niego jestem, puszczalskim, sci*****. Cicho szlochnełam i gwałtownie wstałam:
-Nie będę twoją dłużniczką, mimo wszystko.- Mruknęła.
Wróciłam się na plaże. Leżał tam. Lekko spanikowałam i zaczęłam tupać łapami, przy czym zaczęły pojawiać się iskry. Podbiegłam do niego, miał zamknięte oczy. Pisnęłam:
-Co ja mam zrobić? Nie mogę to tak zostawić?- Kręciłam się nerwowo w kółko.- A co jeśli ja gadam do martwego!- kontem oka spojrzałam, lekko się ruszał, emitując ciężkie wdechy i wydechy.- Uf.... Co ja mam zrobić? Em...P-powinnam zabrać go do jaskini! Chyba.. Nie wiem! Ale gdzie ona jest? Aaaa! Gdybyś mi wskazał łapą, to bym wiedziała!- Krzyknęłam do leżącego.- To dziwne, że się w tej chwili tak drze do ciebie- Mruknęła.- D-dobra skojarz se miejsca, muszę sobie u wzorować kierunek.- Podeszłam ostrożnie do niego, pokręciłam głowę, myśląc jak przę traspotować dwie osoby:
-Emmm.... Nigdy nie używałam mgły z kimś. Co ja mam zrobić? Może złapać łapą? Szturchnąć? Przytulić?!.... Nie zamierzam.-Wzięłam wdech.
Złapałam za jego łapę, lekko się pesząc. Użyłam swojej mocy, oboje rozpłynęliśmy się i byliśmy w jaskini. Nie wiem, czy to była ta, ale chyba. Położyłam basiora, ciężko sapał, ale był bardziej przytomny. Usiadłam, podniosłam pysk i jęknęłam:
-Nigdy więcej, dwie osoby! Plecy mnie bolą.
Chwile przypatrywałam się jemu i wstałam, rozglądając się jaskini:
-Jeśli to twoja, to ja może sobie ją przygarnę, a ciebie wywalę.
Czułam się zażenowana, że gadam do śpiącego wilka. Położyłam się na plecach, poziomo przed Ignisem i zaczęłam bawić się łapami, robiąc samolot. Zachichotałam, po czym drgnęłam po usłyszeniu niskiego syknięcia, obróciłam głowę. Basior otworzył jedno oko, a następnie drugie. Zaczął się rozglądać trochę zdezorientowany, westchną uspokajając i zatrzymał wzrok na mojej leżącej osobie. Prychnął, nie wiem, czy z pogardą, czy zażenowaniem:
-Jak tam śpiąca królewno?-Usiadłam normalnie.-Mam nadzieje, że nie jesteś zły, że weszłam bestialsko na twój teren. No ale jak miałam zostawić wilczka, rzucającego się na dame w opałach.
-Phi, dame w opałach? Bardziej bym nazwał...-Przyłoży swoją łapę do jego pyska, by przerwać jego zdanie. Ignis, powoli ją odepchną:
-Poza tym, powinnaś mi dziękować. Teraz zapewne leżałabyś na dnie morza.
-Ah no tak! Oh dziękuje ci godny Ignisie, za uratowanie mego życia przez mą głupotę, oh wybacz mi ci godny- odgrywałam teatralnie, błagania i rozpacz.
Basior wywrócił oczami. Zachochotałam:
-To jak wybrałeś? Chcę się upewnić czy się zbierać. Miałam to zrobić wcześniej, ale chciałam się upewnić czy jeszcze wstaniesz.-kąciki warg lekko mi się poruszyły.
-Czemu mam decydować, czy zostaniesz?-Westchnęłam podirytowana.
-Mi to obojętne czy zostanę, czy nie i tak znajdę inne miejsce. Jeśli mam tu zostać to nie chce, kłótni, furii i "wylanych łez". Chcę byś wybrał, czy jesteś wstanie akceptować mnie, czy mam brać bagaże i w podskokach znikać.
-Jest przecież dużo wilków, nie musisz widzieć tylko mnie.
-No ale... Ciebie spotkałam jako pierwszego, poza tym jesteś z Legionu Ognia i tylko ciebie znam tako jako, na tych terenach- Lekko się zarumieniłam- Wybieraj!
                                                                 

                                                                 Ignis?

poniedziałek, 20 marca 2017

Od Ignisa

Zawsze zastanawiałem się, jak to jest być zwykłym członkiem. W każdym miejscu byłem tylko tym alfą, a życie innych wilków mnie w ogóle nie interesowało. Aż do teraz. Może powinienem był bardziej dbać o dobro poddanych? Z pewnością. Jeżeli mam być szczery, dopiero Dev, Mizu i Ventus okazali się być prawdziwymi przyjaciółmi. Tymi, na których można liczyć. Na których można polegać. Czasami musiałem zastanowić się nad swoim życiem, aby stać się lepszym i bardziej zrozumiałym dla innych. Wstałem z półki skalnej nad jeziorem lawy i odszedłem w stronę Legionu Powietrza. Nieczęsto się zdarzało, że tam chodziłem, bo Ventus była dosłownie wszędzie, więc kiedy miałem do niej sprawę, to nie musiałem czekać nawet godziny. Kiedy doszedłem do Legionu Powietrza nikogo tam nie zastałem. Możliwe, że jakieś wilki były na podniebnych wyspach, ale bądź co bądź, ja tam wstępu nie miałem. Poszedłem więc do wodospadu. Usiadłem w najwyższym dostępnym dla mnie punkcie i wpatrzyłem się w wodę z głośnym hukiem spadającą w dół. Był to hałas, ale jednak relaksujący hałas. Zamknąłem oczy i wyobraźnią stworzyłem nowy wodospad, który jednak nie przebijał pięknem tego, nad którym się znajdowałem. Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos.
- Em... halo? - usłyszałem cichy głos.
- Tak? - obróciłem się w stronę wilka. Była to wadera.
- Czy to twoje tereny?
- Nie do końca, bo należą do Watahy Niezachwianej Harmonii.
- Ach. Cz przyjmujecie nowych członków?
- Oczywiście! - moja twarz od razu się rozpromieniła.

Rachel?

Od Flame CD Mizu

Chwilę się zawahałam lecz po chwili fuknęłam i zdematerializowałam miecz.
- Z chęcią bym to zrobiła, ale co by było dalej? Przecież nikt nie uwierzy, że naprawdę o to prosiłaś. Wtrącą mnie do lochu, albo skażą na śmierć. - fuknęłam i odwróciłam się do niej ogonem.
Wciąż płonęłam i nie zapowiadało się, bym miała przestać. Z każdą chwilą rosłam w siły i byłam gotowa zaatakować.
- Może ty tracisz nad sobą kontrolę, ale musisz pamiętać, że ja robię wszystko w pełni świadomie. Nadejdzie taki dzień, w którym się nie zawaham i zabiję cię z przyjemnością. - mruknęłam.
Zaczęłam biec przez las. Wszystko co mijałam, stawało w płomieniach, a te z każdą chwilą się rozprzestrzeniały. Biegłam w nieznanym mi kierunku. Nie znałam legionu wody. Chciałam dotrzeć do granicy. Gdybym tylko wiedziała, że z każdą chwilą znajduję się coraz bliżej centrum legionu. Zagłębiałam się coraz dalej i dalej. Mijały minuty, godziny, a ja dalej pędziłam. Połowa legionu wody płonęła, znalazłam się w legionie ziemi. Ten również płonął. Jednak tu płomienie były o wiele większe i rozprzestrzeniały się w przeciągu kilkunastu sekund z drzewa na drzewo. Nie mogłam trafić do siebie. Błądziłam między drzewami. Poczułam coś mokrego. Ktoś oblał mnie wodą. Upadłam. Słyszałam tylko głośny pisk. Obudziłam się w chłodnym pomieszczeniu. Pod łapami czułam wodę. Cienka tafla wypełniała całą podłogę, a nie sięgała ona więcej niż centymetra. Spojrzałam na swoją prawą łapę. Była przykuta łańcuchem do ściany. Spojrzałam przed siebie. Widziałam kraty. Po drugiej stronie siedziała Mizu. Podniosłam się i podeszłam odrobinę bliżej niej.
- Jak tu trafiłam? - spytałam oschle wlepiając wzrok na ścianę za waderą.
- Wszystko podpaliłaś. Ignis uznał, że bezpieczniej będzie cię tu umieścić... jesteś niebezpieczna Flame... - zamilkła - ja z resztą też... - dodała już bardzo cicho, lecz mimo to, usłyszałam te słowa.
- Na razie jesteś pozbawiona praw bety... dzisiaj odbędzie się spotkanie, w twojej sprawie, zobaczę co da się zrobić, by cię stąd wyciągnąć.
Po tych słowach odwróciła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi na klucz. W którym legionie właściwie byłam? Przypuszczam, że w wody...

Mizu? Badum, niespodziewany zwrot akcji!

sobota, 18 marca 2017

Od Renesme CD. Dev

Ruszyłam za basiorem, a myśl nowej watahy uspokajała mnie. W końcu miałyśmy dom, bynajmniej w obecnej chwili i na jakiś czas. Już nie musiałam się wałęsać z Shovitą bo świecie w poszukiwaniu schronienia. Teraz wystarczy znaleźć jaskinię i się zaaklimatyzować. W obecnej chwili nie myślę o zmianie watahy i ruszenia w dalszą drogę. Jestem już na tyle daleko od rodziny, że nie jest to potrzebne.
- Opowiedz mi co jak wygląda - poprosiłam go. Chwilę milczał, a ja jedynie wyczuwałam jak szczeniak chodzi w te i we w te oglądając wszystko.
- Nie widzisz? - pokręciłam przecząco głową. - To... - trudził się nad pytaniem. Odwróciłam się w stronę szczeniaka.
- Sho, nie oddalaj się za bardzo - powiedziałam do niej, po czym wróciłam do przywódcy.
- Widzę łapami - powiedziałam, a następnie wytłumaczyłam mu o chodzi. Czułam wibracje, bo moim żywiołem była także ziemia. Czułam wszystko, jak się ktoś porusza, czułam małe mróweczki blisko siebie oraz spadające drzewo z bardzo daleka.
Potem słuchała Dev'a jak opowiadał o terenach. Zielone lasy, w której jest dużo zwierząt, wielkie i piękne łąki, kolorowe kwiaty, czyste błękitne niebo... wszystko sobie wyobrażam tak, jak mówił. Ponieważ nie znam kolorów, nie wiem jak wyglądają, wyobrażam sobie je sobie tak, jak mi się śniły, bo tylko wtedy widzę.
- Jesteście z daleka? - zapytał gdy szliśmy przy brzegu jeziora. Czułam wodę nosem i łapami, kiedy czasem dotykałam tafli wody na brzegu.
- Dosyć - jakoś nie miałam zamiaru mu mówić skąd dokładniej przybywam, bo to nie było potrzebne.
- Są tu inne wilki, jak ja? - usłyszałam pytanie szczeniaka. Basior zaprzeczył, a Shovita wskoczyła mi na grzbiet. Chwilowo się załamałam pod nią - jak na małą waderę była sporych rozmiarów - ale nie zaprzestałam chodu.
- Tak czy siak się ktoś znajdzie - położyła mi się na grzbiecie. Często tak przesypiała resztę drogi, gdy nie miała już sił przez ciągłe zabawy, które sama wymyślała.
- Pomożesz mi znaleźć jakąś jaskinię? - poprosiłam. - Jak na szczeniaka jest dosyć ciężka - dodałam, a Dev się zgodził. Byliśmy w lesie, tak jak czułam stopami, wyobrażałam sobie drzewa, krzewy, kamienie, czy nawet mrowiska i ptaki na gałęziach.


Dev?

Od Dev'a CD. Renesme

Podziwiałem wiosenne krajobrazy przechadzając się po moich terenach. Słońce przyjemnie grzało w mój spierzchły nos, a jeszcze delikatnie chłodne powiewy wiatru, dawały o sobie znak kołysząc moje futro. Po pewnym czasie, moją uwagę zwrócił wilk o białym futrze leżący pod drzewem. Wiercił się niespokojnie, a u jego boku spała mała, futrzana kuleczka. Zaniepokoiłem się nieco, więc zdecydowałem się podejść do nieznajomego. Mój cień przykrywał biel jego futra. Przyjrzałem się mu. Nie, nie wygląda na basiora. To z pewnością wadera. Bez ustanku marszczyła brwi, co nie wróżyło przyjemnego snu. Postanowiłem wybudzić ją z transu szturchając jej bok. Powoli otworzyła oczy i wstała. Postanowiłem zapytać kim jest. Nie odpowiedziała. Zaczęła krążyć łapami po ziemi jakby chciała coś odnaleźć. W końcu natrafiła na stojącą białą, futrzaną kulkę która okazała się być szczeniakiem, wtulającym się w jej łapy.
- Renesme – odpowiedziała w końcu. - Wyczułam tutaj watahę, a właśnie takowej tutaj poszukujemy.
- Rozumiem. Dobrze trafiłaś Renesme. Witaj na moich terenach. Jestem Dev – alfa Legionu Ziemi.
Wadera wydała się zadowolona.
- Mój zmysł się nie mylił. Cieszę się.
Spojrzałem na szczeniaka. Patrzył niepewnie na swoją opiekunkę. Renesme najprawdopodobniej wyczuła na kim skupiłem uwagę, ponieważ popatrzyła na szczeniaka i uśmiechnęła się delikatnie.
- Shovita. To jest Shovita. Można powiedzieć, że towarzyszyła mojej podróży mającej na celu odnalezienie watahy.
Skinąłem głową.
- Jeśli chcesz dołączyć, powinnaś wiedzieć, iż mamy jeszcze inne legiony.
- Oświeć mnie.
- Nasza wataha podzielona jest na cztery legiony. Legion Ognia, Powietrza, Wody i Ziemi. Każdym z nich włada inny alfa. Aktualnie znajdujesz się na terytoriach Legionu Ziemi. Możesz wybrać swoją przynależność.
Wadera analizowała wszystkie za i przeciw. W końcu odpowiedziała.
- Zostanę tutaj.
- W takim razie, chodź. Oprowadzę cię po moich terenach.


Renesme? Wybacz brak weny :/

piątek, 17 marca 2017

Od Ignisa CD. Aoede

Spacerowałem sobie zielonymi lasami Legionu Ziemi. Lubiłem to miejsce ze względu na panujący tu klimat, który uspokajał mnie po wszelkich kłótniach. Zawsze brałem rady od Deva, a tutejsze klimaty mi się z nim kojarzyły. Chodziłem i rozmyślałem, aż wszedłem na malutką polankę, obsypaną kwiatami i porośniętą dookoła strzelistymi i bujnymi drzewami. Po jednej stronie znajdowały się jaskinie, które raczej nie zachęcały, lecz byłem pewien, iż po urządzeniu ich stałyby się całkiem przyjemnym miejscem. Przeszedłem się do końca i odkryłem wąskie przejście dalej. Szczerze, to bardzo mnie to zaciekawiło, a że nie miałem dzisiaj nic w planach, to postanowiłem zwiedzić resztę legionów. Zaszyłem się w gąszczu roślin, ścieżka miała ok. 200 metrów. W końcu trafiłem na kolejną, niezwykle rozległą polanę, która nie różniła się niczym od poprzedniej, prócz wielkości i lokatora. A raczej lokatorki, która obróciła się w moją stronę  i uśmiechnęła się nieznacznie, ale ujmująco.
- Witaj. - jej głos był spokojny i opanowany. Postanowiłem porozmawiać z nią kulturalnie i zaprzyjaźnić się z nią, bo skoro z jedną waderą już się kłóciłem, to mogłem zjednać sobie jakiegoś członka.
- Dzień dobry. Należysz do Legionu Ziemi?
- Tak, ty jesteś z... - przyjrzała mi się. Nie byłem zdziwiony, że nie wie, jakim wilkiem jestem. Cyłem w końcu cały czarny, a jedynie moje oczy były lekko czerwonawe i ogniste.
- Legionu Ognia. Moje imię to Ignis, a ty jak się nazywasz?
- Jestem Aoede. Czy miałbyś ochotę na mały spacer? Nie za bardzo znam tutejsze tereny. - powiedziała lekko zmieszna.
- Cóż, wstyd mi się przyznać, lecz ja także nie byłem w kilku miejscach. A w towarzystwie zawsze lepiej, prawda? - wadera znowu się uśmiechnęła i przytaknęła mi głową. - A więc ruszajmy.

Aoede? Sorry, że krótkie!

Od Dev'a CD. Mizu


- Nie powiedziałem tego.
- Nie mówię, że powiedziałeś. Można nazwać to ‘’propozycją’’. – uśmiechnęła się lekko.
Przytaknąłem głową na znak zrozumienia.
- Zostań.
Mizu wyskoczyła z wody i usiadła obok mnie. Siedzieliśmy w ciszy patrząc w szlachetny blask księżycowej, srebrzystej toni.
- Mogę cię o coś spytać, Dev?
- Słucham.
- Nie boisz się mnie? – wbiła wzrok w nurt rzeki.
Odwróciłem głowę od księżyca i popatrzyłem przed siebie. Czułem, że wadera coraz bardziej zaczęła się niepokoić.
- Nie boję.
- Ale ja… nie kontroluję…… ja…..zabijam…
- Mizu, spójrz na mnie. – poleciłem, a ta wahając się spojrzała mi w oczy. – Znam cię i wiem, że nie robisz tego umyślnie. Nie boję się ciebie, bo sama w sobie nie jesteś demonem. Jesteś dobrą i kochaną waderą która nie zawiodłaby swoich przyjaciół. Jako twój przyjaciel kocham cię taką jaką jesteś. Wszyscy ciebie kochamy. Ja też kiedyś nie kontrolowałem swoich mocy. Uwierz mi, że bałem się tak samo jak ty, a raz o mało nie zabiłem swojej siostry. Ty też musisz nauczyć się to kontrolować. Odnaleźć spokój. Jeśli chcesz, pomogę ci.
Wadera patrzyła na mnie zaskoczona, a łzy cisnęły jej się na oczy.
- Nie rozumiem ciebie. Naprawdę. – powiedziała drżącym głosem. – Ale mimo to, dziękuję.
- Nie płacz. Wszystko jest dobrze. – objąłem ją czule łapą.
Mizu starała się powstrzymać płacz, ale specjalnie jej to nie wychodziło. Po pewnym czasie, uspokoiła się. Wstała z pozycji siedzącej i uśmiechała się patrząc w bieg wody.
- Jestem ci wdzięczna Dev. Jednak chce cię o coś poprosić.
Spojrzałem na Mizu.
- Mów.
- Jeśli znowu zmienię się w demona, nie zbliżaj się do mnie. Proszę.
Zastanowiłem się chwilę. Nie byłem pewny czy będzie to dobre rozwiązanie. Właściwie podczas przemiany w demona najlepiej jest ćwiczyć nad nim kontrolę. Ale póki co spełnię jej oczekiwania. Będziemy trenować gdy będzie na to przygotowana.
- Niech będzie.
- Dziękuję Ci.
Może i od początku rozmowy moja twarz nie wyrażała szczególnych emocji, ale wiedziałem, że Mizu rozumie to co czuję. Chcę aby była szczęśliwa. Dopilnuję, aby każdy kto jest dla mnie ważny, był szczęśliwy.
                                                                 Mizu?

Nowa wadera - Powitajmy Rachel!

"Trzymaj się swojego nosa, bo szybko możesz szybko go stracić"

Imię: Rachel
Pseudonim: Brak
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Rachel to miła wadera ale łatwo ją wnerwić. Gdy się wkurza, zmienia swoją postać. Pierwsza faza-ognisty wilk. 2-ogień jest czarny. Jest jakby cieniem. Ognia nie da się zgasić ani kontrolować a ona nie panuje nad sobą. Jeśli chodzi o nowe znajomości to nowych omija szerokim łukiem. Traktuje ich jak powietrze. Jest typem samotnika. Zaprzyjaźnić jest się z nią trudno. Sama uważa, ze jest zdziwaczała a co dopiero inny wilk. Potrafi się roześmiać do łez chociaż to zdarza się nie zbyt często. Jeśli przylepisz się do niej jak pucha do lepu to nie dziw się, że patrzy na Ciebie z pode łba. Bardzo szybko biega i wysoko skacze. Ma bezszelestny krok dzięki czemu lepiej się skrada oraz płynne ruchy w walce. Jej najlepszymi cechami jest zwinność, wytrzymałość, słuch i węch. Lubi różnego rodzaju piosenki czy melodie. Jak ktoś się wymądrza to zaczyna go ignorować. Czasem sobie zaklnie ale to zdarza się rzadko, no chyba, że ją ktoś wkurzy. Ze szczeniakami ma dobre relacje, no chyba, że wejdą jej na głowę. Tak właściwie to jest pesymistką. Nigdy nie widzi szczęśliwego końca, wysili się na optymizm, jak już będzie musiała kogoś pocieszyć, gdy ten ktoś będzie na skraju załamania nerwowego. Interesuje się mitologią Grecką, chociaż sama nie wie, z kąt się o niej dowiedziała. Czasem lubi sobie pogadać o byle czym, ale czasem lubi pobyć sama. Posiedzieć, rozmyślać o śmierci i o różnych beznadziejnych sprawach. Czasem ma kamienną twarz i spojrzenie jak jakiś gbur. Wroga lepiej w niej nie mieć ale jeśli się z nią zaprzyjaźnisz, to może za tobą w ogień skoczyć. Najbardziej boli ją zdrada i utrata wolności. To nieśmiała wadera, która nie lubi być w centrum uwagi. Woli pozostawać w cieniu. Nie lubi za bardzo ptaków. Ma z nimi złe wspomnienia. Ale się ich NIE BOI. Nie lubi, nie boi. Potrafi pięknie szkicować... znaczy się w ziemi, patykiem... czy coś w tym stylu. Jej obrazy są realistyczne. Nie lubi jak ktoś krzywdzi innych bez powodu. O ojczyznę może walczyć zawsze i wszędzie. Nigdy nie ucieknie z pola walki bo złamie w tedy swój honor a on jest dla niej ważniejszy od swojego życia. Lubi sobie pospać, i jak ktoś ją będzie budził wcześnie nad ranem może na Ciebie nawrzeszczeć. Potrafi przebyć
Wygląd: Rachel jest jasno-szarą waderą. Skrzydła ma ciemno-szare tak samo jak włosy. Końcówki włosów na niebieskie tak samo jak początek skrzydeł oraz koniec ogona. Oczy ma ciemno-brązowe. jest przeciętnym wilkiem, ale należy do wysokich, górskich wilków.
Stanowisko: Wojownik
Umiejętności: Intelekt: 6 | Siła: 3 | Zwinność:10 | Szybkość:10 | Magia: 6 | Wzrok: 4 | Węch: 6 | Słuch: 5
Rasa: Wilk ognia
Żywioły: Ogień, Wolność, Cień
Moce:
- Zmienianie się w ognistego wilka ( jest cała w ogniu ) Tak się dzieje kiedy albo chce, albo się wkurza
- W nocy gdy biegnie ciągnie się za nią błękitna łuna
- Różne rzeczy związane z ogniem np: Wywoływanie pożaru i tp.
- W nocy gdy rozłoży skrzydła pod księżyc widać na nich jakby gwiazdy i zawijasy które adając na ziemię tworzą jakby mapę ale nie wiadomo do kąt.
- Rozmawianie z różnymi istotami w greckim języku
- Gdy zechce ponosi ja wyobraźnia. Mroczna i ta normalna. Gdy weźmie swoja ofiarę inny wilk jakby miał iluzję. jest w czarnej dziurze. Szkielety go atakują, czerwień miga w oczach. Słyszy jakieś szepty. Widzi swoich zmarłych bliskich i tp. Tylko ktoś z mocną wolą może sie z tego wyrwać. Jak na razie był to tylko jeden z bogów. Innymi słowy. Ponosi ja wyobraźnia ( moc wyobraźni ) Po prostu doprowadza wilka do szaleństwa
- Zadawanie komuś bólu przez myśli
- Podróżowanie w zaświatach. Potrafi wyobrazić sobie całą krainę i się tam przenieść wyczarowywując portale. Są tam różne stworzenia wymyślone i prawdziwe. Czasem gdy ktoś ją zdenerwuje zabiera go do jednego z wymyślonych światów.
- Latanie z prędkością 1 km na sekundę.
- Gdy w dzień schowa się do cienia nie widać jej
- Gdy coś narysuje na ziemi lub nazwie to hieroglifami to, to się wyłoni z ziemi lub innych przedmiotów i ożyje. Będzie z krwi i kości
Rodzina: Ech.... lepiej nie mówić.
Partner/ka: Szuka
Potomstwo: Brak
Historia: Rachel urodziła się w innej watasze. Nie znała swojej matki. Wychowywał ją ojciec.  Rodzeństwa nie miała o dziwo bo przecież wilki rodzą od 2 do chyba 6 szczeniąt. Właśnie szła do jaskini gdy usłyszała w wieku 1 roku krzyki a gdy dobiegła na miejsce wycia usłyszała szepty i zobaczyła czarną mgłę która się utworzyła przed jej nosem. Zaczęła uciekać i szybko wpadła do jaskini ale to co zobaczyła po prostu ją zamurowało. Jej ojciec był z jakąś waderą. Po paru miesiącach urodziło się jej przyrodnie rodzeństwo. Rachel nie przepadała za swoja macochą a co dopiero za rodzeństwem. Gdy wywołuje 2 kilometrowy pożar w lesie ojciec był na nią wściekły i wbrew swojej woli wyjawił kim jest. Okazało się, że Rachel jest córką bogini ognia. ( dalsza część na kanale yt )
Przedmioty: Medalion wolności. To na srebrnym łańcuszku złoto o kształcie ekierki a przez środek przechodzi kreska.
Głos: < POSŁUCHAJ >
 Właściciel: Karia (Howrse)
Inne zdjęcia: 
Legion: OGIEŃ

czwartek, 16 marca 2017

Od Mizu cd. Flame

Opowiadanie nie dla osób o słabych nerwach.

Po moim policzku spłynęła łza.
- Nie wiem, co przeżyłaś, to prawda! - ryknęłam. - Ja chciałam tylko pomóc!
- To nie pomagaj! - wadera nadal krzyczała. Wadera wyszczerzyła kły, a jej futro zaczęło się intensywniej palić.
- Nie wiesz, co robisz! - wykrzyczałam z łzami w oczach.
- Nie twoja sprawa co robię i jak to robię! - wywrzeszczała.
- Większość życia spędziłam, zabijając. Byłam więziona w klatce, duszona i głodzona. - powiedziałam nienaturalnym już głosem. - Zabiłam wiele zwierząt i myślisz, że wilk ognia taki jak ty, pokona demona w ciele wilka wody? - zmieniłam się w demona. Już nie kontrolowałam tego, co robię, ani mówię. - Jeśli tak, to jesteś głupia!
- Tak myślisz? - zapytała wadera.
- Nie myślę... ja to wiem! - otworzyłam oczy. Wyszczerzyłam kły, po czym wbiłam je w ramię (jeśli wilki mają ramię...) Flame. Wadera zaskomlała cicho, po czym zaczęła się wyrywać. Mimo tego, że płonęła, nie czułam bólu. Jako demon go nie czuje. Puściłam. Flame odskoczyła ode mnie. Po jej łapie spływała krew.
- Mi nic nie zrobisz! - zaśmiałam się demonicznie. Oczy Flame płonęły, a moje lśniły niebieskim blaskiem. Wadera rzuciła się na mnie. Zrobiłam unik.
- Za wolno. - powiedziałam. Uśmiechnęłam się szerzej. Moja przeciwniczka myśli, że pokona demona, który zabił masę zwierząt. Pokręciłam głową. Demon we mnie postanowił się nią trochę pobawić. Skoczyłam na waderę. Wgryzłam się w jej grzbiet, ale po chwili puściłam. Zeskoczyłam z niej, przewracając ją. Jednak wadera wstała. Silna jest. Powoli docierało do mnie, to co robiłam. Wyplułam z pyska jej krew. Znikąd przywołała miecz.
- Tak się bawimy? - zaśmiałam się. Wader kolejny raz rzuciła się na mnie. Odskoczyłam, ale jej mieczyk mnie drasnął. Stanęłam naprzeciw wadery. Pozwoliłam jej zadać mi parę obrażeń. Moje ciało było pokryte ranami ciętymi. Jedne większe, drugie mniejsze. Uśmiechnęłam się.
- Teraz moja kolej. - rzuciłam się na waderę. - Zaraz zagaszę ten twój ogieniek! - Za pomocą moich mocy stworzyłam zbiornik wodny za Flame. Ona tego nie widziała. Wskoczyłam na nią, wrzucając ją do zbiornika. Wadera zaczęła gwałtownie wymachiwać łapami, by wypłynąć. Ja błyskawicznie z niej wypłynęłam i patrzyłam, jakie Flame ma z tym trudności. W końcu się wydostała. Była cała mokra, a jej futro nie płonęło. Po chwili znów zapłonęło żywym ogniem.
- Chciałaś mnie zabić! - wadera nawrzeszczała na mnie.
- Tak, i co z tego? - uśmiechnęłam się. Demon powoli tracił siły. Coraz więcej rzeczy do mnie docierało. Dałam się przygwoździć do drzewa. Flame powoli zaczęła podnosić swój miecz w kierunku mojego gardła.
- Zabij mnie Flame, proszę. - wykrztusiłam. Zadane wcześniej rany zaczęły obficie krwawić. Ja sama zaczęłam dławić się krwią. Odmieniłam się w normalną postać.
- Proszę! - wyszeptałam, a po moim policzku spłynęły łzy.

Flame? To jeszcze nie koniec Mizu... mam taką nadzieję...

Od Renesme

Sama nie wiem, gdzie się znajdowałam. Obok mnie spadał wielki wodospad, słyszałam go. Nie odczuwałam pragnienia, także się nie zatrzymałam. Po prostu szłam przed siebie, aby dojść na tereny watahy, jaką wyczułam dzień wcześniej. Już długo podróżowałam z Shogunem, chociaż nie liczyłam dni, nocy, czy księżyców. Nie obchodziło mnie to, chciałam być jak najdalej od starej watahy, z którą nie miałam wielu szczęśliwych wspomnień. Nie było mi żal rodziców, którzy pewnie nawet jeszcze nie doszli do tego, że ich córka zniknęła. A jeśli już to zrobili, pewnie odczuwają dużą ulgę. Będę tylko tęsknić za młodszą siostrą, nawet, jeśli nie będzie to odwzajemnione.
Droga trwała długo, szłam za zapachem, niestety nie potrafiłam określić jak daleko jest on położony. Tym bardziej, że Shovita ciągle gadała i mnie często rozpraszała. Potem zaczęłam odczuwać inne wilki, inne zapachy, przez co mój nos zwariował. Pod moimi łapami słyszałam skrzypienie śniegu. Postanowiłam się zatrzymać, odpocząć. Usiadłam przy przypadkowym drzewie, a mała waderka jeszcze długo latała wszystko podziwiając. Dopiero gdy się zgodziła na odpoczynek, położyłam się na ziemi i zasnęłam z białym szczeniakiem przy sobie,
~~~
Biegnę ile sił w łapach, mając nadzieję, że zgubili mnie. Że są daleko w tyle, a ja przeskakuję przez wielki mur, na który nie mam pojęcia jak się wspięłam. Zeskakuję i pierwszy raz nie odczuwam strachu, gdzie wyląduję, ponieważ na dole nic nie ma. Znowu pustka, ciemność, która ogarnęła miasto, spowiła wszystko i wszystkich, oprócz mnie. Lecę przez parę sekund, aż w końcu ląduję na piasku. A raczej w ruchowych piaskach. Aby się wydostać, chwytam się liny, która zwisa z czarnego nieba i ciągnę.
Nic się nie dzieje, aż w końcu lina sama zaczyna się ciągnąć ku górze. Wydostaje się i nie mogę się puścić. Dalej lecę w górę, jakbym chciała dotrzeć do gwiazd. A w rzeczywistości ktoś mnie ciągnie, ale kto? Nie wiem. Nagle lina się zrywa, a ja zaczynam spadać, aż ląduję w wodzie. Nie mogę płynąć, czuję, jak coś mnie ciągnie w dół, a moje powietrze w płucach powoli się kończy. Wypuszczam resztę, gdy próbuję krzyczeć. Ale zamiast tego tylko bąbelki zaczynają ulatywać ku górze, a potwór otwiera
paszczę i zagryza ją na moim ciele.
~~~
W miejsce gdzie potwór mnie ugryzł we śnie, czułam szturchanie. Otworzyłam raptownie oczy, chociaż to i tak mi nic nie dało. Jak zawsze widziałam tylko ciemność, jedynie w snach mogę zobaczyć jak wygląda istniejący świat. Podniosłam się powoli i otrzepałam ze śniegu, który wylądował na mnie podczas małego opadu.
- Kim jesteś? - zapytał. Chwilę milczałam próbując wyczuć Shovitę, która na szczęście znajdowała się między moimi łapami.
- Renesme - podałam imię. - Wyczułam tutaj watahę, a właśnie takowej poszukujemy - przedstawiłam swój cel wyprawy w te tereny.


                                                                     Dev?

Od Dev'a CD. Ventus



Sytuacja z wczoraj powtórzyła się. Znowu skończyło się na położeniu Ventus spać. Cieszyłem się, że jest ktoś taki jak ona. Ktoś, kto będzie zastępował mi rodzeństwo, wypełniał ta pustkę w sercu którą wywierciła mi tęsknota. Można pomyśleć, iż taki nieczuły na zewnątrz wilk jak ja nie jest w stanie zrozumieć uczuć. Ale jednak. Wilki lubią oceniać po pozorach. Podszedłem bliżej Ventus i pogładziłem ją łapą po czole, tak jak robiłem to mojej siostrze Enabeth. Zawsze prosiła mnie o to, gdy szła spać. Uśmiechnąłem się podświadomie.
- Dziękuję – wyszeptałem.
Wyszedłem z jaskini Ventus i poszedłem na swoje tereny. Usiadłem koło wielkiego, zarośniętego łuku i zacząłem przypominać sobie moją rodzinę. Mama była bardzo odpowiedzialną i opiekuńczą waderą. Zawsze znajdowała wyjście z trudnych sytuacji. Pamiętam, momenty w których płakałem, a ona z uśmiechem tuliła mnie i uspokajała. Nie miała łatwego życia w swoim dzieciństwie. Często bolały ją blizny po różnych przejściach, ale chociaż widziałem jak cierpiała, nie dawała po sobie tego poznać. Uśmiechała się do nas, aby nas niepokoić. Mój ojciec za to służył mi jako przykład. Podziwiałem go za jego odwagę i oddanie rodzinie. W moich oczach był jak bohater i świetny nauczyciel. To on nauczył mnie polować, skradać, bronić się i ogółem wszystkiego co potrzebne jest do przetrwania. Wieczorami siadaliśmy na wzgórzu patrząc w gwiazdy. Wtedy opowiadał mi pouczające historie o wilkach, studiując ze mną morały. Mówił, że chce abym wyrósł na dobrego i odpowiedzialnego wilka. Miał w zwyczaju później pytać mnie o moje wyobrażenia na temat przyszłości. Ja zawsze nie wiedziałem co powiedzieć. Mówiłem tylko, że ten cały świat stanowi dla mnie jeszcze zagadkę do rozwikłania, a on się śmiał. Bardzo kochałem i nadal kocham swoich rodziców. Uważam, iż nie ma od nich lepszych. Z moim rodzeństwem też byłem bardzo zżyty. Każdy z nich był dla mnie również przyjacielem. Renee była bardzo podobna do matki. Zdrowy rozsądek był u niej podstawową cechą, jednakże bardzo lubiła się bawić i odkrywać nowe rzeczy. Jako szczeniaki, bawiliśmy się w szukanie skarbów – kto znajdzie największego robala ten wygrywa. Na moje nieszczęście zawsze wygrywała. Mój brat Rhan bardzo lubił pakować się w kłopoty. Jeśli coś mu się zabraniało, lubił wyrażać swoją niechęć do danej osoby poprzez warczenie i ciągłymi pytaniami: Dlaczego? Gdy nie miałem ochoty się bawić, Rhan wskakiwał mi na grzbiet krzycząc mi do ucha jak on bardzo potrzebuje uwagi. Jednakże to on z całego rodzeństwa wykazywał troskę o moją osobę. Kiedyś zadrapałem sobie dosyć mocno łapę, a ten widząc to, pobiegł szybko po bandaż i owijając starał się wypytać o wszystko co się stało kiedy siostry mówiły tylko, że się zagoi. I została Enabeth która tak bardzo przypomina Ventus… ona również, była szczeniakiem w skórze dorosłego wilka. Oparłem głowę o łuk. Moja droga rodzina… tak bardzo za wami tęsknię.
                                                                        Ventus?

Od Flame CD Mizu

Mizu zaczęła tworzyć rozmaite wzory z wody płynącej w rzece. Wodne motyle latały wokół mnie. Gdzieś dalej przebiegła stworzona przez nią wodna sarna. Mnóstwo wodnych zwoerzaków biegało do okoła, a obok mnie wyrosło wodne drzewo. W pewnym momęcie wzrok wadery skupił się na zającu buszującym w krzakach. Nie był to jednak wytwór jej magii. Prawdziwy zając. Zastrzygła uszami. Nie skupiała się już na wodzie. Wtedy wszystko wylądowało na mnie. Cała mokra kaszlałam kroplami. Ona tylko spojrzała na mnie ze strachem. Rzuciłam jej wrogie spojrzenie i fuknęłam poirytowana. Machnęłam ogonem i ruszyłam w stronę legionu ognia.
- Czekaj, Flame! - krzyknęła biegnąc za mną - Ja nie chciałam!
- Wiem... - mruknęłam - ale mimo wszystko to zrobiłaś.
- Flame, ja...
- Mogłaś mnie zabić!
Biegam. Biegłam dalej i dalej. Wadera biegła za mną, ale po jakimś czasie chyba się poddała. Przynajmniej tak mi się zdawało. Jednak nie skupiałam się teraz na niej. Moje myśli krążyły wokół Neptuna. Mimo tego co mi robił, miałam nadzieję że żyje. Taka mała iskierka wiary, że jakimś cudem udało mu się uciec. Że teraz chce mnie znaleźć. Chociaż nie wiem, czy potrafiłabym mu to wybaczyć. Ten ból... to wszystko... bo kiedy moje serce chce do niego, umysł chce trzymać się zdala. Dalej czuję przed nim strach, a mimo to chcę z nim być.
Nie patrzyłam gdzie biegnę. Wpadłam na drzewo. Przed moimi oczami pojawiła się Mizu. Wyciągnęła do mnie łapę. Chciała pomóc mi wstać. Ja jednak zrobiłam to sama, dalej wrogo na nią patrząc. W moim oku zakręciła się łza. Odwróciłam głowę, by tego nie zauważyła i szybko ją wytarłam. Zacisnęłam zęby z całej siły, powstrzymując się od płaczu. Byłam cała mokra, a jednak moje futro zapłonęło. W moich oczał pojawiły się iskierki, które po chwili stały się ogniem. Moja dotychczas szafirowe oczy stały się pomarańczowe, a w tym pomarańczu widać było ogień. Ogień, który wymykał mi się spod kontroli. W końcu pobiegłam dalej. W moim legionie nikomu niezagrożę podpaleniem. Jednak Mizu biegła za mną.
- Mizu, zostaw mnie!
- Daj sobie pomóc!
Gwałtownie się zatrzymałam, a razem ze mną zatrzymała się wadera. Przygwoździłam ją do drzewa.
- Nie wiesz, co przeżyłam, więc nie wtrącaj się w moje życie! - krzyczała, jednak robiłam to wolno i wyraźnie - Jesteś najbardziej irytującym wilkiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam!

Mizu? Wybacz mi błędy, pisałam z tableta na plastyce

środa, 15 marca 2017

Od Ignisa CD. Kassi

Wadera znikła mi z oczu. Szczerze? W sumie to dobrze, że wreszcie zaczęła być sobą, ale i tak mnie wku**iła. Nie miałem do niej siły, a teraz jeszcze każe mi wybierać, jakby to ode mnie zależało, czy ona zostanie. Kompletnie jej nie rozumiałem. Nie rozumiałem nikogo, nawet siebie, a zachowanie innych było dla mnie zawsze czymś niepojętym. Chociaż nie czułem się do końca komfortowo w jej towarzystwie, to wydawało mi się, że muszę ją zatrzymać. Z nadmiaru emocji zdarzyło się to, co zwykle. Znowu niekontrolowany samozapłon. Wściekły i zarazem ponury wróciłem do swojej jaskini, żeby przespać się, trochę, a potem zdecydować, co z waderą. Ułożyłem się na posłaniu i przyśniły mi się losy Kassi.

* we śnie *

 Siedziała sama nad mostkiem Ventus. Płakała, na pewno przeze mnie. Otarła łzy łapą, a potem wstała i powlokła się w stronę Zatoki Legionu Wody. Wydawało się, że nie wiedziała, gdzie idzie, na początku weszła w gęsty las, potem drzew było coraz mniej, aż jej oczom ukazał się widok plaży i skaczących delfinów. Bez wahania podeszła do wody. Widać, że się zamyśliła się i nie dbała o nic. Zbliżyła się bardziej do wody. Wpatrywała się w nią, a potem przechyliła...

 * w realu *

Natychmiast się obudziłem. Zimny pot spływał mi po plecach, czułem, czułem, że Kassi nie może wpaść do wody. Nie miałem pojęcia, co robić. Myśl, Ignis, myśl! Usiadłem bezradnie na podłodze i zacząłem kląć:
- *****! Jak mogło do tego ****** jasna dojść! Muszę być bardziej odpowiedzialny. - Pręgi nadal nie znikły. Moja głupia moc, a raczej niemoc... MOC! Tego właśnie szukałem! Pomyślałem tylko o Zatoce, a od razu się tam przeniosłem. Wszystko działo się szybko, Kassi jak we śnie podeszła do wody, a potem... wpadła. Natychmiast skoczyłem za nią, nie zważając na konsekwencje, moje serce biło jak szalone. Gdy tylko moja łapa dotknęła wody, poczułem ogromy ból, potem całe ciało rozsadzało mi od środka. Skupiłem się na waderze bezwładnie opadającej na dno. popłynąłem jak strzała do Kassi, chwyciłem ją za futro i wypłynąłem na powierzchnię. Krztusiłem się, a każda część mojego ciała piekła mnie niemiłosiernie.Czemu ona była taka głupia?! Czemu ja byłem takim nieczułym idiotą?! Położyłem waderę na rozgrzany piasek, a następnie począłem uciskać jej klatkę piersiową. Ona wypluła wodę i natychmiast usiadła. Kiedy zauważyła mnie, sprzedała mi siarczystego polika.
- A to za co?! - wrzasnąłem jak oparzony. - Ryzykowałem życiem, żeby uratować twój tyłek, a ty mi się tak odpłacasz? Jesteś prawdziwą idiotką...
- Że ja idiotką?! To ty jesteś idiotą i głupim zboczeńcem, na pewno zrobiłeś mi usta usta!
- Nie! Z tobą nigdy, po za tym to ty prędzej byś to zrobiła, uwodzicielko jedna!
- Nie obrażaj mnie!
- To ty zostaw w spokoju mnie! - puściły mi nerwy. Nienawidziłem się zapalać, nienawidziłem swojej debilnej mocy samozapłonu, a teraz calusieńki pokryłem się dwumetrowymi płomieniami. Wadera cofnęła się ode mnie.
- I widzisz, co najlepszego zrobiłaś?! To JEDYNA moc, która działa po styczności z wodą, dlaczego w ogóle tu przyszłaś?! Wtedy nie musiałbym skakać za tobą do morza.
- Skoczyłeś za mną? - spytała się zdziwiona.
- Tak. A teraz najlepiej zejdź mi z oczu, dostatecznie mnie wkurzyłaś.
- Ja... Już idę. - Kassi odbiegła z plaży. Ja cisnąłem kamieniem w wodę, a potem padłem bezwładnie na piach. Ból był ogromny, całe ciało mnie paliło, a ja byłem coraz bardziej zezłoszczony. W końcu moje oczy zamknęły się, a ja odpłynąłem.

Kassi?

Od Mizu CD. Deva

Obejrzałam się jeszcze za przyjaciółmi. Boję się. Boję się, że mogę kogoś zabić. Od kogo dostałam to przekleństwo? Od kogo?!
- Tato, dlaczego zmieniam się w demona? - wyszeptałam. - DLACZEGO?!
- To nie twoja wina. - usłyszałam cichy głos. Czułam obecność mojego ojca, przyszedł do mnie.
- Dlaczego mnie zostawiłeś? - zapytałam z łzami w oczach.
- Ja cie nigdy nie zostawiłem, i nigdy cię nie zostawię. - powiedział.
- Ja... ja mu...muszę pob...być sa..sama - wyjąkałam przez łzy.
- Dobrze. - powiedział spokojnym tonem duch mojego ojca. Nie chciałam, żeby ktokolwiek teraz był przy mnie, nawet ojciec, którego tak bardzo mi brakuje. Wskoczyłam do rzeki. Czekałam aż nurt poniesie mnie na głębsze wody. Nie jeden wilk pomyślał by, że nie żyję i płynę z prądem. Rzeka robiła się coraz głębsza. Przestałam dryfować, po czym zanurkowałam głębiej. Opadałam na dno. Coraz głębiej i głębiej. Woda była przyjemnie chłodna. Chciałabym utonąć, zacząć dusić się pod wodą, i tak kiedyś umrę... dlaczego nie to kiedyś nie może być teraz? Zabiłabym dużo niej zwierząt. Zamknęłam oczy. Byłam już na samym dnie. Nie docierał do mnie prawie żaden dźwięk. Zasnęłam.

*wieczorem*

Otworzyłam oczy. Nadal znajdowałam się na dnie. Wypłynęłam na powierzchnię, po czym nabrałam świeżego powietrza. Nad rzeką siedział Dev, a ja chyba byłam na terenie Legionu Ziemi. Rozejrzałam się wokoło. Wszędzie były rośliny. Tak, to legion Ziemi. Dev zauważył mnie.
- Hej. - spojrzałam na przyjaciela.
- Witaj. Co cię tutaj sprowadza? - zapytał z typowym dla niego spokojem.
- Rzeka. - uśmiechnęłam się. Basior posłał mi pytające spojrzenie.
- Jak chcesz mogę stąd iść... - powiedziałam.

Dev? Nie ma to jak drzemka pod wodą xD

Od Kassi CD. Ignis

-Ja... Proszę, nie chce być jak mama. -Basior spojrzał przez ramię z pytającym wzrokiem.- Myślałam, że jak będę chować uczucia i zmieniać je to będę akceptowana i będę się czuła ja normalny wilk, a nie śmieć z mej wioski. Nie chce robić, z siebie ofiary, ale proszę, jeśli cię wkurzam, to co robie wpienia cię jak innych basiorów i masz już o mnie, wpisane złe zdanie, to ja odejdę, ale jak dasz mi jeszcze szanse, to pokaże ci jaka jestem- uśmiechnęłam się słabo, a sam ton mego głosu był przygnębiony.
Ignis wpatrywał się, nic nie mówił i biła się myślami. Westchnęłam podirytowana. Z nim tak nie można trzeba konkretne i na temat:
-Fajny monolog co nie? Dobra, z tobą na słodko nie da się więc posłuchaj, może nie ładnie jest podsłuchiwać, ale gorzej jest, gdy kogoś obgadujesz od kłamców czy innych takich. Może i oszukuje samą siebie, ale nie obchodzi mnie to. Nie będę lalką ani przejmująca się zdaniem innych. Chcę być taka i ty nie masz nic do gadania.- Wszystko wypowiadałam z jadem i pogardą. Podeszłam do niego. Widać było w oczach złość i pewnie znów wybuchnie. Otarłam, łapą kąciki oczu i spojrzałam przebiegle:
-Nie myśl sobie, że jestem beksą, myślałam, że to cię złamie, ale jesteś silniejszy niż sądziłam.-
Stanęłam basiorowi na łapie, by zrównać się z nim i spojrzałam prosto w oczy:
-A jeśli chodzi o, zamiary, to nie wyobrażaj se za dużo, nie wiem, o co ci chodziło i nie chce wiedzieć- Zachichotałam, Ignis był żywą bombą cykającą, a jednak mi nie przerywał, za co jestem mu wdzięczna, no bo ja się staram a tu takie chamstwo. Zeszłam mu z łapy, obróciłam się napięcie i wolnym krokiem, chciałam się oddalić:
-A więc taka jesteś w środku. Nie wiem, którą już wolę.-Powiedział, przez zęby.
Zarumieniłam się, ale przybrałam chytry uśmiech.
-Sam się oto prosiłeś. Jeśli się zdecydujesz, to wiesz gdzie mnie szukać.- Użyłam mocy i rozpłynęłam się w małej mgle, ostatnie co zobaczyłam to magmowe paski i płonące uszy u wilka.
Przemieściłam się, przed mostkiem. Wciąż, to miejsce ma swój urok. Weszłam i oparłam się o murek, spoglądając na płynący nurt:
-Brawo Kassi, przebiegłaś samą siebie.... Przepraszam, mamo.-Szepnęłam.

Ignis? ( Bardzo przepraszam, że tak bardzo krótkie, ale to było dla mnie idealne zakończenie, raz na jakiś czas muszę zrobić dialogowy op.)

wtorek, 14 marca 2017

Od Nathana CD. Ventus

Legion Ziemii... Cudowne miejsce... Tereny Legionu Powietrza zachwycają miastami w chmurach, ten zaś Legion był prawie cały porośnięty lasami. Ogrom kolorowych kwiatów oraz stawów, na które połączone były mostkami. Na jednym z nich właśnie Nathan po raz pierwszy spotkał Ventus. Teraz spacerował po leśnej ścieżce, wdychając świeże powietrze... Wdech... Wydech... Wdech... Nate poczuł świeże mięso. Jest tu w pobliżu jakiś wilk... Albo gromada. Przyczaił się do miejsca, skąd zapach był najsilniejszy. Rozchylił krzaki. Jego oczom ukazał się wielki staw. W miejscu, gdzie między dwoma brzegami było najmniej przerwy stał mostek Ventus. Nieopodal niego stała ów wadera rozrywająca mięśnie młodego jelonka. Basior zawrócił. Jadł już, a nie będzie przeszkadzał Ven. Poleciał ponad korony drzew. Zauważył kolejny staw, zatrzymał się obok. Przy przeciwnym brzegu ktoś o niebieskim futrze taplał się w wodzie. Nathan nie należał do tych kochających wodę, toteż wzdrygnął się. Postanowił sprawdzić, kto jest na drugim brzegu. Wzbił się w powietrze i już po chwili tam był. Zauważył waderę o trzech ogonach. To pewnie ta nowa wadera z Legionu Wody - pomyślał. Samica wynurzyła się. Miała wielkie, czerwone oczy.
- Hej. Jestem Shui. - powiedziała.
- Ja Nathan. - odpowiedział basior.
- Legion Powietrza? - zapytała.
- Tak. Ty Legion Wody.
Wadera pokiwała głową.
- Jestem tu nowa. - odparła. - Ten staw jest bardzo fajny.
- W twoim Legionie jest ich o wieeele więcej... Dlaczego przebywasz aż tutaj?
- To samo pytanie mogłabym zadać tobie.
Nate wzruszył ramionami.
- Ja jestem zwiadowcą. Patroluję tereny, gdyż tylko ja i Ventus mamy skrzydła. Z lotu ptaka lepiej jest zauważyć niebezpieczeństwo.
W tym momencie Nathan usłyszał szelest liści. Nadleciała Alpha Legionu Powietrza.
- Nathan, szybko leć za mną. - powiedziała Ventus.
- Coś się stało?
- Zobaczysz.
Basior pożegnał się z Shui i poleciał w ślad za Ven.

Ven? :3

Nowa wadera - Powitajmy Renesme!

 

"Wystarczy zwócić na wilka uwagę, aby stał się piekny i pociągający na swój własny sposób"

Imię: Renesme
Pseudonim: Ren
Wiek: 4 lata i 6 miesięcy
Płeć: Wadera
Charakter: Uważa na to co mówi i gdzie się znajduje. Robi wszystko, aby nie popaść w żadne kłopoty, chociaż od zawsze uwielbiała łamać przepisy. Jest bardzo uparta i nie spocznie, póki nie dowie się wszystkiego. Ren jest nie tylko strasznym uparciuchem, ale i egoistą. Nie interesuje ją nikt inny, widzi tylko czubek własnego nosa. Uważa się za boga i nie znosi żadnych porażek, chociaż umie je przyjmować z godnością. Zna swoje możliwości i nigdy ich nie przecenia, jednak wadera zawsze musi wszystkiego udowadniać. Zawsze, pod warunkiem, że wie co mówi, jest tego świadom i wie, że uda jej się. Jest sprawiedliwa i o dziwo pomocna; chociaż to drugie rzadko. Nie wstydzi się niczego. Wilczyca jest strasznie pamiętliwa jak i mściwa. Zrobi wszystko, aby dana osoba dostała za swoje. Jest świetnym strategiem i uwielbia układać plany, które praktycznie zawsze wypalają. Jest dosyć wredna, ale tylko wtedy, gdy kogoś nie lubi. Gdy ją zaczniesz poznawać, wyda ci się tajemnicza, zamknięta w sobie jak i wredna. No i oczywiście egoistyczna. Jednak ma takie coś, jak serce, bez niego zostawiła by na pastwę losy szczeniaka, którym się teraz opiekuje. Wykazuje się mądrością oraz opiekuńczością. Nigdy w życiu nie pozwoli, aby coś stało się komuś, na kim jej zależy. A ponieważ wystarczy jej, że ma już jedną osobę do obrony, nie szuka przyjaciół. Nie ma ochoty na kolejne więzi i robienie fałszywego uśmiechu.
Wygląd: Jest normalnej wysokości i budowy, nie wyróżnia się praktycznie niczym. Puszyste białe futerko, długi piękny ogon, zgrabne łapy. Nic jej nie wyróżnia z tłumu, nawet oczy, które są błękitne i hipnotyzują. Chyba, ze liczą się trzy białe pióra z niebieskimi wzorkami, wczepione w futro za uchem.
Stanowisko: Strażnik
Umiejętności: Intelekt: 8 | Siła: 5 | Zwinność: 6 | Szybkość: 7 | Magia: 7 | Wzrok: 0 | Węch: 7 | Słuch: 10
Rasa: Wilk Ciała
Żywioły: Ziemia, umysł, ciało
Moce: Zacznijmy od tego, że jest ślepa. Po co to wiedzieć? Otóż jej moce są ściśle związane z tą ślepotą. Dzięki połączeniu wszystkich jej żywiołów, widzi łapami. Odczuwa wszelkie drgania, potrafi więc z łatwością przewidzieć ruchy przeciwnika. Wie, gdzie wyląduje, jak się porusza, gdzie się znajduje, co robi. Oprócz tego może panować nad ziemią, czyli mniej więcej podnosić głazy, rzucać nimi, tworzyć kamienne tarcze, czy tworzyć trzęsienia ziemi. Nauczyła się także blokować swój umysł, dzięki czemu nie można używać na niej telepatii czy kontrolować jej wolę. Przy odrobinie szczęścia jest w stanie zapanować nad drugą osobą. Jak? Nie wchodzi w umysł, tylko opanowuje mięśnie, całe ciało. Nawet jeśli wilk jest wszystkiego świadom, nie może nic zrobić.
Rodzina: Szczęśliwa kochająca rodzinka jedynie w oczach watahy - w rzeczywistości Ren z nikim się nie dogadywała. Ojciec już dawno spisał ją na straty widząc jej ślepotę. Matka nawet nie miała zamiaru jej bronić, gdy musiała wysłuchiwać narzekań ojca. Ona raczej zajmowała się sobą, a potem młodszą siostrą, która była oczkiem w głowie rodziców. Zostawiła ich wszystkich. Jej jedyną rodziną jest szczeniak, którego znalazła rok temu.
Partner/ka: ---
Potomstwo: Można powiedzieć, że ma przyszywaną córkę Shovitę.
Historia: Krótka i nudna. Rodzina wysoko w hierarchii oraz niechciane dziecko, czyli Ren. W wieku dwóch lat postanowiła wszystkich opuścić i ruszyć w świat. Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy uznała, że jest wystarczająco daleko od swej rodziny. Ta wyprawa w rzeczywistością miała być ucieczką od wszystkich i rozpoczęciem nowego życia. Nie sądziła, że po drodze zostanie "matką" szczeniaka, które znalazła przypadkiem w lesie. Ale jak tu zostawić bezbronne stworzenie?
Przedmioty: ---
Głos: < POSŁUCHAJ >
Właściciel: Pandemonium (howrse)
Inne zdjęcia: ---
Legion: ZIEMIA 

poniedziałek, 13 marca 2017

Od Ignisa CD. Kassi

- I jak z tymi innymi?
- Ech, nie zawsze są tu wilki, nasze tereny są ogromne. - powiedziałem bez większego zakłopotania. Po tych słowach z jaskini wychyliła łebek Ventus.
- Kto tak wrzeszczy?!
- My nie, tylko kulturalnie sobie rozmawiamy. A tak w ogóle, to jestem Kassi. - powiedziała całkiem wiarygodnie moja towarzyszka. Oczywiście z góry nie myślałem, że jest do wszystkiego źle nastawiona...
- Ventus, miło mi.
- Mi także. Mam nadzieję, że świetnie się dogadamy. - Ven schowała się z powrotem do swojej jaskini. Ja spojrzałem na Kassi, która rozglądała się po Centrum.
- To gdzie będę spać? Ta jaskinia jest śliczna. - wskazała na mój "dom".
- Ja w niej śpię. Jaskinie innych wilków znajdują się w legionach, a twoim domem, sądząc po rasie będzie Legion Ognia.
- Aha... Więc zaprowadzisz mnie tam? - wadera zapytała słodkim głosem.
- Nie. Powiem tobie, jak tam dojść, a reszta to prościzna.
- Ale sama nie trafię! - powiedziała,ale tym razem wiarygodnie. Przecież nie mogła cały czas udawać.
- Serio, wystarczy, że powiem ci, jak tam dotrzeć. Mam jeszcze wiele na głowie. Muszę załatwić twoje członkostwo z innymi alfami i tak dalej... - skłamałem.
- Ale... ale ja na prawdę nie dojdę tam sama. - teraz już mnie podpuściła. Oczy Kassi przybrały wyraz wielkiego zranienia i rozgoryczenia. Pewnie to ta z wader, która trzyma się własnego zdania jak koła ratunkowego. Prychnąłem.
- Widać, że nie odpuściłaś sobie tego aktorzenia. - stwierdziłem poirytowany. - Kompletnie nie rozumiem twoich pobudek, ani tego co robisz, a w szczególności tego, że nie przesłałaś grać tej słodkiej i zalotnej waderki.
- To prawda. Nie rozumiesz mnie, ani moich zamiarów względem ciebie.
- Jakich zamiarów?! - czy ona traktowała mnie jak zabawkę, albo głupiego naiwniaka?! Z moich pleców poraz drugi przy niej buchnęły płomienie. Od razu pojawiły się gorące pręgi, a uszy zapaliły się jak pochodnie. Kassi przez chwilę w milczeniu gapiła się na mnie, a potem uciekła z płaczem w stronę Legionu Wody. Ja bez cienia zażenowania udałem się w stronę jaskini Deva.

***

- Hej stary.
- Cześć Ignis. Czym zasłużyłem sobie na twoją wizytę?
- Potrzebuję rady.
- Wal.
- Przeze mnie wadera się rozryczała.
- Zakochałeś się?
- Cholera, nie! Tylko nie wiem co z nią zrobić.
- Od kiedy ja znam się na tym?
- Nie wiem. Liczyłem, że chociaż coś wymyślisz.
- Lubisz ją chociaż?
- Wkurza mnie. Nie chcę tylko jej zranić.
- Zrobiłeś to.
- I jak mam to odkręcić? Co robić?
- Nic.
- Jak to nic?
- Skoro ci na niej nie zależy, to nic z tym nie rób.
- Ale muszę trzymać fason jako alfa! Nie mogę sobie pozwolić na obrażanie członków.
- Powiedz chociaż, o co poszło.
-  Chciała, żebym ją zaprowadził do głupiej jaskini.
- To dlaczego tego nie zrobiłeś? - zastanowiłem się. Może dlatego, że wadera mnie irytowała? A może czułem się przy niej zakłopotany? Przemilczałem to.
- No więc?
- Chyba dlatego, że się nie lubimy. A przynajmniej ja nie mam o niej najlepszego zdania. Ciągle tylko udaje swoje uczucia. I jak ja mam to zaakceptować?
- Wydaje mi się, że masz rację. Z resztą zrób jak uważasz.
- To cześć.
- Pa. - wyszedłem z jaskini Deva. Niby wszystko było okej, ale miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Po chwili usłyszałem ciche chlipanie. Podszedłem do miejsca, z którego dochodziły dźwięki i rozchyliłem delikatnie krzaki. Spodziewałem się Mizu, po przemianie w demona, lecz moim oczom ukazała się Kassi.
- A więc to o mnie myślisz. Zakłamana, fałszywa, wkurzająca! A wiesz co ja o tobie myślę?! Jesteś wrednym egoistą, który nie dba o dobro innych, a potem tylko potrafi krytykować!!! - wywrzeszczałą mi w pysk.
- A wiesz, że podsłuchiwanie jest niewybaczalne? Nie jestem zadowolony, że tak mnie odbierasz, lecz ja przynajmniej nie okłamuję wszystkiego i wszystkich. I wiesz co boli mnie najbardziej?! - ona tylko pokręciła głową. - Że oszukujesz samą siebie. Chcę ciebie przeprosić, ale wiedz, że mojej aprobaty i zaufania nie zdobędziesz kilkoma uśmiechami i płaczem. - rzuciłem jej smutne spojrzenie, a potem odszedłem w stronę Centrum.
- Czekaj! - krzyknęła za mną Kassi. - Ja...

Kassi? Zaskocz mnie :)

Od Ventus CD. Nathan

- Wiesz... Przepraszam za wczoraj... Ja... Ja po prostu mało mówię o swojej przeszłości... - powiedział basior, po czym znowu zapadła cisza. W sumie nawet Dev nie mówi o swojej przeszłości.. To, co szkodzi mu też tak robić. Ja też nie często mówię, co się stało z moją mamą, i że taty nigdy nie widziałam... zaczęłam się zastanawiać, co się z nimi stało... Ale nagle przypomniały mi się przeprosiny Nathana.
- Nic się przecież nie stało - powiedziałam cicho. A basior uniósł głowę i spojrzał na mnie. Dopiero zauważyłam, że zapadła noc. Chyba siedzimy już tu około godziny.
- Muszę już iść - powiedziałam, po czym zaczęłam iść w stronę jaskini, Nathan chyba też. Doszłam do niej, po czym ułożyłam się na posłaniu i zasnęłam. Śniła mi się moja matka, która błąkała się po górach bez celu. Chyba płakała. Po drugiej stronie przełęczy byłam chyba ja i wspinałam się po stromiźnie, ale co chwilę zjeżdżałam na dół. Obudziłam się ze snu z krzykiem. Wyszłam z jaskini i uniosłam się w powietrze, by zapomnieć o okropnym śnie. Zatrzymałam się przy moim ulubionym mostku w legionie ziemi i oglądałam wodę przepływającą pod nim. Nagle, zobaczyłam, że do rzeki przybiegł jelonek. Wtedy zauważyłam, że nie jadłam nic od dwóch dni. Przygotowałam się do skoku na jelonka.

Nathan?

Wyniki Ankiety!

Poniżej przedstawiam wyniki ankiety, która przez ostatnie dni widniała na blogu. Większość z was zdecydowała, aby nie dodawać nowego kursorka na blogu.

 

Czy chcesz aby na stronę watahy został dodany jakiś fajny kursorek?


Tak
  4 (40%)
Nie
  5 (50%)
Nie mam zdania
  1 (10%)

Dziękujemy za oddanie głosu.

piątek, 10 marca 2017

Nowy sojusz!

Zawarliśmy sojusz z Watahą Notte!
 
 

Od Nathana CD. Ventus

Wadera zadała kłopotliwe pytanie. Basior zaczerwienił się, źrenice mu się zmniejszyły. Nate bez namysłu zrobił to, co robił zawsze w takich momentach, przeteleportował się.
Ventus nie mogła się dowiedzieć, że z winy basiora zginął jego brat. Tak przynajmniej twierdził basior. Na samą myśl o tym, zatrzęsły się pod nim nogi.
Znalazł się w swojej jaskini. Czas pracy dobiegł końca. Był zmęczony, bolały go mięśnie. Przyciągnął się, a potem ruszył do "sypialni". Położył się na swoim posłaniu i zasnął.
 
***

Nathana obudził śpiew ptaków. Lekko otworzył najpierw prawe oko, potem powoli lewe. Ziewnął. Usiadł na posłaniu. Wyciągnął łapy przed siebie i otrzepał je. Ból mięśni nadal my towarzyszył, lecz nie w takim stopniu jak wczoraj. Poszedł do drugiego pomieszczenia, w którym zostawił resztki upolowanej sarny. Dokończył posiłek i wyleciał z jaskini w kierunku terenów wspólnych. Gdy znalazł się nad łąką, rozejrzał się. Gdy upewnił się, że nikogo nie ma, zaczął ćwiczyć akrobacje w locie. Najpierw zrobił kilka "beczek". Potem wzniósł się bardzo wysoko. Zwinął skrzydła i pyskiem w dół zaczął spadać. Na wysokości koron drzew rozwinął skrzydła i trochę balansując w powietrzu, zwolnił tempo spadania. Niestety, nie zdążył wykręcić, lecąc do góry i zarył pyskiem o ziemię. Stęknął, wstając.
- Ładne lądowanie. - usłyszał głos za sobą.
Nate machinalnie się obrócił. Jego policzki pokryły się rumieńcem, gdy dojrzał Ventus. Znowu! Znowu jej nie zauważył! Skąd ona się tu wzięła?
- Potrafisz się bezszelestnie skradać... - basior wydukał pod nosem. Otrzepał się z ziemi. - Chyba kiepski, że mnie zwiadowca. - uśmiechnął się do wadery.
Ona odwzajemniła uśmiech.
- Ty się ciągle pakujemy w kłopoty... Czekaj... - zamknęła oczy, a Nate poczuł mówienie w całym ciele, a wtedy ból ustał. - Mam nadzieję, że więcej razy uleczać cię nie będę musiała.
Zapadła chwila ciszy. W końcu Nathan odezwał się:
- Wiesz... Przepraszam za wczoraj... Ja... Ja po prostu mało mówię o swojej przeszłości...

 Ventus? Sory, że krótkie :(

czwartek, 9 marca 2017

Nowa wadera - Powitajmy Shui

 
"Prawda spytała kłamstwo: Dlaczego ludzie wolą w
ierzyć w ciebie? Zaś kłamstwo odpowiedziało: Bo ja jestem rzeczywistością, którą ludzie chcą widzieć."
Imię: Shui
Pseudonim: Shu
Wiek: 2 lata i 8 miesięcy
Płeć: Wadera
Charakter: Nieufna ale pomocna. Zawsze umie znaleźć wyjście z trudnych sytuacji. Czuje potrzebę pomagania innym wilkom ( oczywiście, jeśli nie są jej wrogami ). Uwielbia przebywać blisko wody, lub w niej, ponieważ daje jej to spokój wewnętrzny. Jest na ogół spokojną i inteligentną waderą.
Wygląd: Shui jest w dużej mierze niebieska. Na jej futrze są także białe elementy. Posiada przenikliwe czerwone oczy  także trzy puszyste ogony. Najbardziej od reszty odstają jej uszy w kolorze ciemnego niebieskiego
Stanowisko: Zwiadowca
Umiejętności: Intelekt: 7 | Siła: 9 | Zwinność: 8 | Szybkość: 9 | Magia: 2 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk wody
Moce: Woda
Moce: - Czytanie w myślach,
- oddychanie pod wodą i umożliwianie tego innym wilkom,
- potrafi władać wodą w pobliżu,
- ma rendgen w oczach.
Rodzina: Nie pamięta, bo została przygarnięta przez alfę poprzedniej watahy
Partner/ka: Szuka
Potomstwo: Na razie o tym nie myśli
Historia: W rodzinnej watasze miała przyjaciela. Posługiwał się imieniem Rox, ale na prawdę miał na imię Horu. Ale do rzeczy. Kiedy Horu dorósł uciekł z watahy, a ona została sama. Rok potem watahę zaatakowali ludzie i wyłapali wszystkich. Wszystkich z wyjątkiem Shui. Potem zawędrowała do WNH.
Przedmioty: Naszyjnik, pozwalający jej kontrolowac wodę.
Właściciel: Agutek123
Inne zdjęcia: KLIK KLIK
Legion: WODA


Od Dev'a CD. Ignis

- Zbędnych emocji..?
Nie odpowiedziałem. Wydało mi się to jasne. Ignis jeszcze przez chwilę patrzył na mnie ze zdziwieniem, po czym wziął się za jedzenie zwierzyny. Po 5 minutach odpadłem. Miałem tak pełny żołądek, że myślałem, iż zaraz pęknę.
- Mam dosyć. – podniosłem głowę i wstałem.
- Hę? Tak szybko? – Ignis zrobił to samo.
- Jestem pełny, nie wcisnę nic więcej. – oznajmiłem i zacząłem odchodzić.
- Ej, ej zaczekaj! Gdzie tak pędzisz? – podbiegł do mnie.
- Przejdźmy się.
- Luuz.
Spacerowaliśmy po Terenach Niczyich. Mijając tajemnicze, a zarazem mroczne miejsca, rozmawialiśmy o nowych wilkach w watasze. Ogółem konwersowaliśmy o wszystkim i o niczym. Po całkiem długiej przechadzce spotkaliśmy niebieskowłosą waderę siedzącą tyłem do nas i wpatrzoną w bieg strumienia.
- Mizu! – zawołał Ignis.
Mizu obróciła się, po czym widząc znajome pyszczki wstała i podeszła do nas.
- Witajcie – uśmiechnęła się delikatnie.
 Ignis odwzajemnił uśmiech, a ja skinąłem głową na powitanie.
- Co tutaj robisz? – spytał – na dodatek samotnie?
Wadera speszyła się lekko.
- Ja.. – zawahała się – odpoczywam.
Spojrzałem na nią. Na jej pyszczku widoczne były ślady świeżej krwi.
- Znowu? – popatrzyłem w jej oczy ze stoickim spokojem.
Mizu odwróciła głowę i skinęła twierdząco. Znowu zmieniła się w demona, straciła panowanie.
- Kto tym razem? – Ignis spojrzał na nią z niepokojem. – Ktoś z watahy?
- N- nie… ucierpiał tylko jeleń – na oczy wadery cisnęły się łzy.
- Hej, spokojnie. Wszystko jest dobrze. To tylko jeleń – Ignis starał się pocieszyć Mizu, której łzy toczyły się już po polikach.
- Niby tylko jeleń, ale to mógł być któryś z was! Nie darowałabym sobie, gdyby komukolwiek stałaby się krzywda z mojego powodu! Nie chcę więcej zabijać. – rozpłakała się.
Widok drogiej mi przyjaciółki wylewającej łzy, wzbierał we mnie smutek. Żałowałem, że nie mogę jej pomóc. Podszedłem do wadery i objąłem ją łapą. Ignis przewrócił oczami i zrobił to samo. Po paru momentach Mizu uspokoiła się, wracając do siebie. Otarła łapą mokre powieki i wstała.
- Dziękuję – popatrzyła na nas ze smutnym uśmiechem. – Wybaczcie, ale chciałabym pobyć teraz sama.


Ignis i ja przytaknęliśmy.
- Jasne. – Ignis był już gotowy do odejścia – Ale pamiętaj. Nie załamuj się, jesteśmy z tobą – mrugnął do niej.
Odwróciliśmy się i rozeszliśmy w swoje strony.
                              Mizu? Wybaczcie moi drodzy, ale nie miałam weny T_T