***
Dobra. Do rzeczy. Siedziałam na takim... średniej wielkości kamieniu. Czy był wysoko? Tak. Tuż nad przepaścią 60 metrową, a w dole była taka rzeczka... czy coś. A nie... sorry. Ja byłam na drzewie... a raczej na gałęzi wystającej nad przepaść, obok był kamień, a na dole wielka przepaść z kolcami, która liczyła 70 metrów i była tam maluteńka rzeczka, która sięgała mi to końca łap. Z kąt to wiem? Byłam tam jakieś 4 dni temu. Oj... nudzi mi się. Przeczytałam wszystkie możliwe książki z biblioteki ( oraz nie możliwe ) zapisałam cały zeszyt i złużyłam 5 ołówków. To nie jest normalne. Siedzenie mi się znudziło. Trzeba coś zrobić. Zeszłam z drzewa i pobiegłam no nikąd. Zaczęłam se nucić Sinners ale to nie wiele dało na nudy. Spotkałam jakąś waderę: minęła. Basior: potknęłam jakaś grupka: Przeskoczyłam ( i chyba walnęłam kogoś w łeb.... ) No sorry. No i... się potknęłam. Wylądowałam w błocie
- Super... teraz jestem w jakimś gównie. - mruknęłam sama co siebie i się "wykąpałam" w stawie. No i znalazłam księgę, w której właśnie piszę. A o czym będę pisać? Chmm.... sama nie wiem. O swoim marnym życiu? O innych stworzeniach? O ludziach? Nie wiem.... ale zaczynam właśnie pisać początek tego, co miało miejsce w czasach, kiedy wszystko było inaczej...
C. D. N.