Przytuliłam się do niego. Wzdrygnęłam się. Nagle powstrzymałam łzy.
- Nie płacz. Nie jestem tego wart. Teraz po prostu się przytul, ponoć pomaga…. - powiedział z powagą basior. I do tego mogę się z nim zgodzić. Nie jest wart moich łez. Leżał sobie, a ja tu nieomal zawału przez gamonia dostałam. Obróciłam się i wtuliłam się we maskonura. Znów zaczęłam płakać. Ale w sumie on jedyny w całej watasze mnie zauważył. Tylko on ze mną rozmawiał. Co z tego, że mnie denerwował, ale poświęcał mi czas. Ale to i tak nie usunie wszystkich, rzeczy, które przez niego mnie spotkały. Niech sobie nie myśli, że gdy wyzdrowieje, będę go traktować jak, króla. Nie, nie. Skończą się głupie uśmieszki śmieszki. Miałam całą mokrą twarz, więc wytarłam ją w sierść pawiana. Nie mogłam przestać płakać. Ciągle myślałam, co by się stało, gdyby zmarł. Nikt, by nie miał dla mnie czasu.
- Dziękuję. – wyszeptał mi do ucha.
- Nie ma za co - powiedziałam, nadal płakałam. Nawet nie dosłyszałam co powiedział. Zaprzestałam płacz.
- Co, co, cooo! - powiedziałam szybko obracając głowę, przy czym sprawiłam mu ból, bo znów syknął. Ale teraz ważniejsze było to co powiedział. Basior tylko spojrzał na mnie pytająco. Chyba nadal nieuświadomił sobie, co właśnie zaszło.
- Ty.. - powiedziałam, bo to zdanie, było tak niemożliwe, że nie przechodziło mi przez gardło.
- Co zrobiłem? - spytał. Ten gamoń chyba nie wie naprawdę co powiedział.
- Podziękowałeś mi - powiedziałem z niedowierzaniem.
- Może - powiedział. Wtuliłam się bardziej w jego futro.
Maskonur?