- Chole** - mruknąłem do siebie.
- Maskonur? – wyszeptała, rozbudzająca się wadera.
Spojrzałem na nią. Wyglądała na zatroskaną.
- Ile już tak leżę?
- Dwie godziny.
Zamyśliłem się. Dwie godziny to dosyć długo… Musiałem nieźle oberwać.
- Musiałeś nieźle oberwać..
- Czytasz w myślach? – zdziwiłem się.
- N-nie, dlaczego? – sama też się zdziwiła.
Pokręciłem głową i znowu przeszył mnie ból. Zmarszczyłem brwi i syknąłem.
- Hey, wszystko dobrze? – zbliżyła się do mnie.
- Tak, tylko…
- Co Ci się stało? Pewnie znowu kogoś zaczepiałeś! Jak możesz być tak okrutny i złośliwy. Już naprawdę ja Ci nie wystarczam, tylko musisz dręczyć innych?!
- Czyżbyś była zazdrosna? – zapytałem zmulonym i obolałym głosem.
- Tylko jedno Ci w głowie. Idiota.
- Szczurek.
Wadera odwróciła ode mnie głowę obrażona. Pomyślałem, że nawet nie znam jej imienia. Śmieszna sytuacja. Ciekaw jestem, czy też zwróciła na to uwagę.
- Tak właściwie, to jak ty naprawdę masz na imię?
Zaskoczony wzrok wadery znowu spoczął na mnie.
- No tak, racja. Jeszcze nie znamy swoich imion. Jestem Azzai.
Hmm, ładnie.
- Chinmoku.
- Chinmoku?
Azzai parsknęła.
- Całkiem zabawne. – uśmiechnęła się delikatnie.
Odwzajemniłem ostrożnie uśmiech.
- Wracają, kto Ci to zrobił?
- Niedźwiedzica. – wbiłem wzrok w ścianę.
Tutaj waderę zamurowało. Wykrzywiła wzrok.
- Jak to niedźwiedzica?! Dałeś pobić się zwykłemu zwierzęciu?! Idiota!
- Nie miałem szans, zaatakowała mnie z zaskoczenia. – odparłem spokojnie.
- Czy ty masz w ogóle jakiś rozum?! Kim ty jesteś! Wilkiem czy małym, rasowym pieskiem! Mogłeś umrzeć! Jak to się skończyło, że jeszcze żyjesz….? – do oczu Azzai zaczęły napływać łzy.
Zdziwiłem się, widząc jej zaniepokojenie całą sprawą.
- Coś huknęło i wystraszyło ją…. – patrzyłem na waderę dużymi oczami.
- Całe szczęście! Gdyby nie to, ty byś… ty byś… - na jej polikach widoczne były spływające łzy. Obróciła się gwałtownie, plecami do mnie.
Wstałem ostrożnie i podszedłem bliżej płaczącej. Mimo bólu nie odpuściłem. Pierwszy raz ktoś się mną tak przejmuje. Położyłem swoją łapę na jej grzbiecie.
- Azzai..
- Daj mi spokój, puściły mi nerwy. Muszę się uspokoić…
Przytuliłem się do niej. Wyczułem drgnięcie jej ciała. Momentalnie wstrzymała łzy.
- Nie płacz. Nie jestem tego wart. Teraz po prostu się przytul, ponoć pomaga…. – moja twarz była bardzo poważna. Na moje policzki wpełzły delikatne rumieńce.
Azzai obróciła się i wtuliła się we mnie z płaczem. Pod wpływem nacisku jej ciała, znowu poczułem ból, ale to nie było w tej chwili ważne. Chociaż to mogę zrobić w podzięce za uratowanie mi życia.
- Dziękuję. – wyszeptałem jej do ucha.
Azzai? ;3