***
Szłam lasem. Nie wiedziałam jaki to legion. Prawdopodobnie byłam gdzieś na granicy ziemi i powietrza. Ziemia była lekko spalona, ale nie widziałam większych szkód wyrządzonych przez mój ogień. Usłyszałam strzały. Potem czyjś krzyk. Brzmiało to jak niewyraźne "biegnij!" skierowane do mnie. Minęła mnie Ventus. Pobiegłam za nią. Dogoniłam ją dość szybko, na chwilę obecną miałam więcej sił.
- Co się dzieje?! - spytałam nie przerywając biegu.
Wadera otworzyła usta, by mówić, jednak zanim to zrobiła upadła. Wnyki zacisnęły się na jej łapie i zabarwiły się lekko krwią. Wszystko było jasne. Kłusownicy. Byli tu. Próbowałam otworzyć sidła, co przychodziło mi z ogromnym trudem. Zbliżali się, a mi z każdą chwilą brakowało czasu. Utworzyłam kopułę ochronną wokół nas i kilka wilków w płomieni do pomocy. Gdybym mogła, utworzyłabym całą armię, jednak nie potrafiłabym utrzymać aż tylu istot jednocześnie otwierając wnyki. W końca jednak puściły. Zobaczyłam już ich sylwetki. Strażnicy pobiegli za nimi. Dobiegły nas krzyki. Nawet jeśli wiedzą o naszych mocach, to czegoś takiego się nie spodziewali. Dotarł do nas tylko jeden. Zawarczałam chowając za plecami alfę. Człowiek zaśmiał się i wycelował w głowę białej wilczycy. Już miał strzelić, gdy zerwałam się i ją osłoniłam. Ostatnie co powiedziałam zanim zrobiło mi się ciemno przed oczami to ciche "leć". Potem zasnęłam.
***
Obraz trochę rozmazywał mi się przed oczami, ale nie na tyle, bym nie mogła zauważyć gdzie jestem. Leżałam w ciasnej klatce, postawionej w jakimś czerwonym namiocie. Przy zamkniętym wyjściu widniał znak płomienia. Usłyszałam głosy. Rozmowa duch ludzi. Targowali się. Nie poznałam głosu człowieka, podbijającego cenę, lecz ten drugi znałam doskonale. Była to dokładnie ta sama osoba, przez którą jestem teraz obdarzona żywiołem ognia. Przez którą straciłam mój poprzedni wygląd. Chciał mnie kupić. Nie obchodziła go cena, a jedynie ja. Pragnął mnie za wszelką cenę. Dlaczego byłam dla niego taka ważna? Tego nie wiedziałam. Wspominał też o jakiejś Noccie, która wysadziła budynek i że przez nią musi zaczynać od początku.
Coś uwierało mnie w szyję. Najprawdopodobniej obroża blokująca moce. Chciałam się ruszyć. Nie miałam sił. Zawyłam najgłośniej jak byłam w stanie. Wezwałam pomoc, ale czy nadejdzie?
- Zamknij pysk! - usłyszałam zza namiotu.
Potem wszedł do niego człowiek, który tak bardzo pragnął dostać mnie w swoje ręce. Podszedł do mnie ze zwycięskim uśmiechem. Zaskamlałam żałośnie, a ten się zaśmiał.
Mizu?