- Co się stało Kassi?
- Ludzie… musisz pomóc… Ignis…
Tak jak przeczuwałem. Spojrzałem na łapę Kassi, cała krwawiła. Postąpiłem z nią tak jak z Ventus. Wziąłem ją ostrożnie na grzbiet i popędziłem do mojej jaskini. Najwidoczniej pobawię się dziś w pielęgniarkę. Słyszeliśmy z daleka krzyki kłusowników. Czułem, jak wadera coraz bardziej słabnie, więc przyspieszyłem kroku. Gdy dotarliśmy na miejsce, ułożyłem Kassi na swoim legowisku. Wadera zdawała się wrzeć. Ułożyła się na boku z ciężkim oddechem. Musiało ją bardzo boleć.
- Ignis, on… jest w niebezpieczeństwie! – podniosła niespokojnie głowę.
- Spokojnie. Opowiedz mi co się stało. - podniosłem jej łapę i dokładnie ją obejrzałem. Syknęła z bólu. – Trzeba ją opatrzeć.
Kassi opowiedziała mi całe zdarzenie. Uważnie słuchałem, wybierając lecznicze rośliny którymi nasączałem opatrunek. Owinąłem jej łapę leczniczym bandażem.
- Dziękuję. – spojrzała na łapę zmartwiona. – Musimy pomóc Ignisowi!
- Musisz jeszcze chwilę odczekać za nim łapa przestanie Cię boleć. Wtedy popędzimy na ratunek.
- Nie ma co zwlekać! Najwyżej weźmiesz mnie na grzbiet jak poprzednio! – podniosła się, utykając.
- Poczekaj tutaj. Ja się zajmę ratunkiem. – zmierzyłem w kierunku wyjścia.
- Nie ma mowy. Idę z tobą. – podbiegła do mnie, udając, że z łapą wszystko w porządku.
- Utykasz. Nie możesz walczyć.
- Nie obchodzi mnie to! – wybiegła.
Nie miałem wyboru, jak popędzić za nią. Lekarstwo zaczęło już działać i Kassi nie utykała już tak bardzo jak wcześniej, ale nie oznaczało to, że jest w pełni zdrowa. Widać, bardzo zależało jej na Ignisie. Biegliśmy ile sił w łapach. Im bliżej byliśmy, tym głośniejsze były huki i wrzaski. Jak to się mogło stać, że ludzie nas wytropili? Na te tereny nikt się nie zapuszcza, tym bardziej, że jesteśmy ukryci. Niech to szlag.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Moi przyjaciele wyglądali na zmęczonych i nieźle poturbowanych.
- Stary, co tobie? – zapytałem zaniepokojony Ignisa, któremu widocznie krwawiło z łapy, tak samo jak Kassi.
- Mam kulkę w łapie, ale teraz pomóż Ventus załatwić tych idiotów! – odpowiedział wściekły, dysząc.
Nikt nie będzie bezkarnie krzywdzić moich przyjaciół. Tupnąłem łapą i wyczarowałem pnącze, które oplotło jednego z kłusowników. Wadera obok wyczarowała mgłę, która poczęła dusić nieprzyjaciół. Po krótkiej walce z żywiołami natury, wszyscy padli martwi, a my mogliśmy triumfować pierwsze zwycięstwo. Ignis nie był w najlepszym stanie, więc Ventus zmuszona była do przeteleportowania go do medyczki (której nie ma już w watasze ;p).
- D-Dev…? – wydukała Kassi.
Obróciłem się pytająco.
- Ty.. ty krwawisz… - podbiegła do mnie.
Spojrzałem na moją klatkę piersiową. Rzeczywiście krwawiła. Dopiero teraz poczułem ból. Ktoś musiał we mnie trafić kulą. Czułem, że jest dosyć głęboko. Zaczęło kręcić mi się w głowie, ale postanowiłem, trzymać się, aby nie niepokoić już i tak zdenerwowanej wadery. Zacząłem podążać przed siebie, lekko się chwiejąc.
- Wszystko jest dobrze. Za-zagoi się. – obraz powoli mi się rozmazywał.
Oparłem się o pobliską skałę i zacząłem krztusić się krwią.
~Dam radę – pomyślałem.
Kassi? ;3