wtorek, 11 kwietnia 2017

Od Dev'a CD. Kassi

Po spotkaniu z Ventus, postanowiłem znowu udać się na Tereny Niczyje w poszukiwaniu tajemniczego, wrogiego zapachu. Wróciłem na miejsce w którym ostatnim razem wyczułem ten odór złych intencji. Prowadził na tereny Legionu Wody. Szedłem za zapachem. W pewnym momencie, usłyszałem huki broni z niedaleka. To ludzie. Co oni tu robią? Zmarszczyłem brwi i począłem biec w kierunku gdzie rozległ się huk. Naprzeciwko mnie, zauważyłem spanikowaną, utykającą waderę, która biegnie w moją stronę. Gdy się zbliżyliśmy, rozpoznałem ją. To przecież Kassi z Legionu Ognia. Zatrzymaliśmy się gdy się napotkaliśmy. Złotooka była bliska omdlenia, więc schyliłem się, aby mogła oprzeć się o mój kark. Opadła na niego zmachana.

- Co się stało Kassi?

- Ludzie… musisz pomóc… Ignis…

Tak jak przeczuwałem. Spojrzałem na łapę Kassi, cała krwawiła. Postąpiłem z nią tak jak z Ventus. Wziąłem ją ostrożnie na grzbiet i popędziłem do mojej jaskini. Najwidoczniej pobawię się dziś w pielęgniarkę. Słyszeliśmy z daleka krzyki kłusowników. Czułem, jak wadera coraz bardziej słabnie, więc przyspieszyłem kroku. Gdy dotarliśmy na miejsce, ułożyłem Kassi na swoim legowisku. Wadera zdawała się wrzeć. Ułożyła się na boku z ciężkim oddechem. Musiało ją bardzo boleć.

- Ignis, on… jest w niebezpieczeństwie! – podniosła niespokojnie głowę.

- Spokojnie. Opowiedz mi co się stało. - podniosłem jej łapę i dokładnie ją obejrzałem. Syknęła z bólu. – Trzeba ją opatrzeć.

Kassi opowiedziała mi całe zdarzenie. Uważnie słuchałem, wybierając lecznicze rośliny którymi nasączałem opatrunek. Owinąłem jej łapę leczniczym bandażem.

- Dziękuję. – spojrzała na łapę zmartwiona. – Musimy pomóc Ignisowi!

- Musisz jeszcze chwilę odczekać za nim łapa przestanie Cię boleć. Wtedy popędzimy na ratunek.

- Nie ma co zwlekać! Najwyżej weźmiesz mnie na grzbiet jak poprzednio! – podniosła się, utykając.

- Poczekaj tutaj. Ja się zajmę ratunkiem. – zmierzyłem w kierunku wyjścia.

- Nie ma mowy. Idę z tobą. – podbiegła do mnie, udając, że z łapą wszystko w porządku.

- Utykasz. Nie możesz walczyć.

- Nie obchodzi mnie to! – wybiegła.

Nie miałem wyboru, jak popędzić za nią. Lekarstwo zaczęło już działać i Kassi nie utykała już tak bardzo jak wcześniej, ale nie oznaczało to, że jest w pełni zdrowa. Widać, bardzo zależało jej na Ignisie. Biegliśmy ile sił w łapach. Im bliżej byliśmy, tym głośniejsze były huki i wrzaski. Jak to się mogło stać, że ludzie nas wytropili? Na te tereny nikt się nie zapuszcza, tym bardziej, że jesteśmy ukryci. Niech to szlag.

W końcu dotarliśmy na miejsce. Moi przyjaciele wyglądali na zmęczonych i nieźle poturbowanych.

- Stary, co tobie? – zapytałem zaniepokojony Ignisa, któremu widocznie krwawiło z łapy, tak samo jak Kassi.

- Mam kulkę w łapie, ale teraz pomóż Ventus załatwić tych idiotów! – odpowiedział wściekły, dysząc.

Nikt nie będzie bezkarnie krzywdzić moich przyjaciół. Tupnąłem łapą i wyczarowałem pnącze, które oplotło jednego z kłusowników. Wadera obok wyczarowała mgłę, która poczęła dusić nieprzyjaciół. Po krótkiej walce z żywiołami natury, wszyscy padli martwi, a my mogliśmy triumfować pierwsze zwycięstwo. Ignis nie był w najlepszym stanie, więc Ventus zmuszona była do przeteleportowania go do medyczki (której nie ma już w watasze ;p).

- D-Dev…? – wydukała Kassi.

Obróciłem się pytająco.

- Ty.. ty krwawisz… - podbiegła do mnie.

Spojrzałem na moją klatkę piersiową. Rzeczywiście krwawiła. Dopiero teraz poczułem ból. Ktoś musiał we mnie trafić kulą. Czułem, że jest dosyć głęboko. Zaczęło kręcić mi się w głowie, ale postanowiłem, trzymać się, aby nie niepokoić już i tak zdenerwowanej wadery. Zacząłem podążać przed siebie, lekko się chwiejąc.

- Wszystko jest dobrze. Za-zagoi się. – obraz powoli mi się rozmazywał.

Oparłem się o pobliską skałę i zacząłem krztusić się krwią.

~Dam radę – pomyślałem.



                                                                             Kassi? ;3