Łapa po lekach nie bolała, ale za to zrobiła się lekko niebieska. Lekarstwa były gorzkie, a niektóre leki przeciwbólowe tak silne, że po nich zasypiałem. Byłem ciekaw, co z Devem. Kompletnie nie wiedziałem, jak mogli mnie trafić, wtedy nie naraziłbmy ani jego, ani Kassi, ani Ven. Postanowiłem jakoś się wyczołgać z jaskini, a moje rozpaczliwie próby wydostania się ze środka zostały docenione przez bogów, którzy pozwolili mi tego dokonać. Bez zastanowienia ruszyłem w stronę legowiska Smauga. Dawno nie widziałem mojego starego drucha, a smok to przecież taki duży jaszczur. Też potrzebuje uwagi i opieki. Kiedy wszedłem do jaskini Smauga, on zamachał wieklim ogonem i ryknął przeciągle. Ucieszył się na mój widok. Patrzył chwilę na wejście, jakby na kogoś czekał.
- Ej, smoczku, wszystko gra?
- Raaaawwwrrrhh!!!
- Nie, nie ma ze mną Kassi. - Smaug spuścił łeb wielkości średniej łodzi i zamruczał gniewnie. - Wiem, że fajnie się z nią bawiło, ale od dawna jej nie widziałem. Ja idę do Centrum, bo obowiązki czekają. - obróciłem się i pomachałem smokowi na pożegnanie. Wyszedłem z jaskini nie spodziewając się nikogo w pobliżu, lecz krążyła tam postać przypominająca mi klauna. Postanowiłem nie podchodzić, bo mogłem zostać ordynarnie oszukany. Już wcześniej padałem ofiarą głupch kawałów. Wróciłem do jaskini, a potem zacząłem swój dzienny obowiązek leki nasenno - przeciwbólowe i maść na rany. Bandaż, jeść i spać. Podczas wczesnego obiadu do jaskini weszła rozpromieniona Ventus.
Ven? :3