- Chyba że chcesz, żebym machała ci chusteczką na pożegnanie - rzekłam ironicznie do basiora.
- Nie ma takiej potrzeby szczurku, ale masz do tego prawo, jeśli nie możesz się bez tego obejść, lecz wątpię, że taki leniuch jak ty chciałby machnąć chustką kilka prostych i łatwych gestów.
- Jak masz zamiar mnie znów irytować, to lepiej odejdź, gdzie pieprz rośnie.
- Nie zamierzam iść do Indii szczurku, panuje tam malaria, chyba nie chcesz, żebym zachorował? - powiedział, wycofując się do wyjścia z jaskini, robiąc często widniejącą na jego twarzy minę smutnego szczeniaka.
- Idź i niech cię komar ugryzie - powiedziałam, pod nosem, gdy znikł za wyjściem z jaskini.
Pacan z Manhattanu sobie poszedł, więc wybrałam się na spacer nad rzekę Flumile. Przypomniało mi się, że przez najścia tego głupiego, bezmyślnego pawiana, zapomniałam o jedzeniu. Muszę na coś zapolować, bo najprawdopodobniej umrę z głodu. Poszłam nad łąkę, ale nie było tam, żadnego zwierzęcia. Pewnie ten pawian wszystko tu upolował i się egoista z nikim nie podzielił. Tylko gdzie teraz coś upolować. Kierowałam się w stronę jakiegoś lasu, nad którym wisiała mgła. Mam nadzieje, że tu będzie, chociażby jakiś mały jelonek. Zauważyłam ofiarę.
Chinek? Pomysłu nie miałam :c