Zwiedzałem akurat Tereny Niczyje. Coś bardzo mnie
zaniepokoiło. Wyczuwałem w powietrzu czyjąć obecność. Obecność kogoś obcego,
kto nie pachniał jak wilk. Kogoś kto nie koniecznie chciałby dla nas dobrze. Postanowiłem
się porządnie rozejrzeć. Szedłem za moim instynktem. Z mojego transu poszukiwań
wytrącił mnie donośny, znajomy krzyk. Wyprostowałem się gwałtownie. To przecież
Ventus! Coś na pewno jej się stało! Począłem biec ile sił w moich łapach. Krzyk
dochodził z pobliskiego jeziora. Błagam, oby nic jej się nie stało. Omijając
drzewa, trawy z wiatrem na twarzy, dotarłem na miejsce. Widziałem jak moja
przyjaciółka powoli znika w wodzie. Natychmiast rzuciłem się jej na pomoc.
Wskoczyłem do wody i zanurkowałem, wyciągając na brzeg skrzydlatą. Musiałem się
otrząsnąć i złapać oddech. Spojrzałem na Ventus. Nie oddychała. Położyłem łapy
na jej klatce piersiowej i zacząłem ją uciskać, aby odkrztusiła wodę, która
blokowała jej oddech.
~ No dalej – pomyślałem.
Za 20 uciskiem, zdołała wziąć oddech. Gwałtownie się ocknęła
i wypluła wodę.
- Ven. Wszystko dobrze? – spytałem zaniepokojony.
- T-tak… ale trochę kręci mi się w głowie. – złapała się za
głowę.
Skinąłem głową. Wziąłem ją na grzbiet i zaniosłem prędko do
mojej jaskini. Ułożyłem ją na swoim posłaniu i okryłem mchem.
- Powinnaś odpocząć. – stwierdziłem.
Zamknęła oczy i wtuliła się w mech. Położyłem łapę na jej
czole. Stan podgorączkowy. Zacząłem przyrządzać lekarstwo z ziół, które
pomogłoby jej dojść szybciej do siebie.
- Słodki osmantus… Hortensja…. mhm… Len… - szeptałem do
siebie, przygotowując mieszankę.
W końcu udało mi się przyrządzić lek. Wybudziłem delikatnie
Ven i podałem jej ciecz.
- Co to takiego? – zapytała zmęczona.
- Lekarstwo które powinno pomóc Ci w trybie natychmiastowym.
Przeziębiłaś się.
- Ah tak… - złapała w zęby miseczkę z drewna w której
znajdował się płyn i wypiła wszystko za jednym razem. Skrzywiła się nieco.
- Nikt nie powiedział, że ma być dobre.
Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i wstała z posłania.
- Trochę mi lepiej. Dziękuję Deviś. – przytuliła się do
mnie.
Odwzajemniłem uścisk. Ventus postanowiła, że uda się na
spacer. Zgodziłem się, ostrzegając, żeby na siebie uważała. Rozeszliśmy się w
swoje strony.
Ventus? Nie krzyczcie, że opo nie o wojnie ale nie miałam wcześniej dostępu do komputera, więc nie miałam jak odpisać ;p