niedziela, 2 kwietnia 2017

Od Ignisa

Ja i Ventus byliśmy otoczeni przez kłusowników. Mogło być ich tam ponad 7, ale i tak traktowałem ich na poważnie. Chociaż Ven nie wyglądała na zaprawioną w boju, twardą sztukę, doskonale sobie z nimi radziła. Ona stworzyła zamieć, a ja ciskałem w mężczyzn kulami ze skały wulkanicznej, które dodatkowo podpalałem. Tych podstępnych gadzin przybywało coraz więcej, każdy rzucał w nas jakimiś granatami i strzelał z karabinu. Oberwałem kulkę w łapę.
- Ven, nie dam rady dalej walczyć!
- Sama sobie nie poradzę. Mam już za mało siły. Walczymy z nimi od ponad godziny. - jęknąłem cicho z bólu. Miałem cichą nadzieję, że ktoś przyjdzie nam na pomoc. Wtem na miejsce akcji wpadł Dev, a za nim pojawiła się w obłoku mgły Kassi.
- Stary, a tobie co? - przyjaciel zwrócił się do mnie.
- Mam kulkę w łapie, ale teraz pomóż Ventus załatwić tych idiotów! - dyszałem ciężko. Dev od razu przystąpił do akcji, wyczarował roślinę, która oplotła jednego z kłusowników. Kassi stworzyła mgłę, od której te padalce zaczęły mieć duszności i kaszel. Po chwili wszyscy leżeli albo martwi, albo przyduszeni dymem. Z trudem podniosłem się z ziemi, ale od razu upadłem. Podbiegła do mnie Ven i przeteleportowała się do jaskini medyczki.

Ventus? Wiem, że krótkie i taka sieczka, ale brak weny miałam :)