czwartek, 27 kwietnia 2017

Odwieszamy blog!

Z radością informujemy wszystkich użytkowników i pragnących dołączyć, że problemy z szablonem w większości ustąpiły i zostały naprawione. Z tej racji anulujemy zawieszenie i wataha wróci do normalnego trybu "życia".

PS: Formularze (już naprawione) zostaną wstawione niedługo, ale jakby co, to prosimy uzbroić się w cierpliwość :)

Zachęcamy do pisania opowiadań i pozdrawiamy! ~ administratorki


środa, 19 kwietnia 2017

Zawieszenie

Ze względu na nowy szablon i problemów z nim związanych, zawieszamy bloga, dopóki dopóty błędy nie zostaną naprawione.

                                                                                        Przepraszamy i pozdrawiamy ~ Administracja

Od Ventus CD. Ignis

- Tam byli niepełnoletni! Byli starzy! Jak mogłeś?! - zaczęłam płakać, po czym odleciałam do jaskini. A co jak ja byłabym jednym z nich i przypadkowo znalazłabym się w tym samym miejscu co kłusownicy. Jak to strasznie boli być spalanym żywcem i zadźganym nożem. Wybuchłam płaczem jeszcze mocniej. Po kamiennej podłodze płynęły strumyki mych łez, nagle natknęły się na martwą muchę, która momentalnie ożyła. Przestałam płakać, wpatrując się na muchę.
- Ożyłam muchę - powiedziałam z niedowierzaniem. Mucha zaczęła latać po mojej jaskini.
- Ale jak... - wpatrywałam się w nią jak zahipnotyzowana. Momentalnie zapomniałam o zdarzeniu z Ignisem i kłusownikami.
- Jak fajnie ona żyje - zaczęłam skakać za muchą po całej jaskini - nie jest martwa! Ożyłam ją!
Biegłam za muchą po jaskini jakąś godzinę, aż w końcu muszka wyleciała z jaskini, ja oczywiśnie hopsnęłam za nią.
- Muszko - powiedziałam ciągle lecąc za nią - Gdzie lecisz?
Wyglądało to pewnie co najmniej dziwnie. Przechodnie wpatrywali się na mnie jak na wariatkę. Bo przecież jak wygląda alfa latająca za muchą i gadająca do niej.
- Poczekaj - powiedziałam wyczerpana - nie mam siły.
Przebiegliśmy już całą watahę i prawie dotarliśmy do terenów niczyich. Nagle stało się coś co zmieniło moje życie...... Muszka usiadła na liściu i dała mi odpocząć.
- Dziękuje Ci muszko - powiedziałam - Jak ci tam życie mija w twoim muszkowym ciele.
- BzzzBzzBzzz - powiedziała muszka, odebrałam to jako "ano całkiem nieźle".
- Gdzie się wybierasz? - spytałam muszkę, lecz ona nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła lecieć dalej. Dolecieliśmy do jakiś krzaków w których się zaplątałam. Muszka nagle znikła. Po wielu próbach wreszcie wydostałam się z krzaków.
- Muszko, gdzie jesteś - powiedziałam, nagle zobaczyłam muszkę stojącą na stole, wśród rozmawiających, kłusowników. Jeden z nich uniósł rękę, by zabić muszkę. Wyskoczyłam ze krzaków, przy okazji stawiając kłusowników na nogi.

Ignis? Nich muszka nie umiera :c Proszę 

sobota, 15 kwietnia 2017

Nieobeconość

Przez zbliżające się święta Wielkanocy moja obecność będzie ograniczona przez przygotowania i porządki domowe. Oczywiście postaram się wchodzić na watahę w każdej wolnej chwili, lecz 16 - 17 kwietnia zapewne w ogóle tu nie wejdę. Życzę wam wesołej i udanej Wielkanocy.

Znalezione obrazy dla zapytania wielkanocne jajka

Pozdrawiam wszystkich serdecznie ~ Ventus

piątek, 14 kwietnia 2017

Od Kassi CD. Dev, Ventus

Nie mogłam się poruszyć, on mi się wykrwawi na oczach. Przegryzłam wargę, a moje złote oczy zabłysły.
Podbiegłam do leżącego Deva, obserwowałam jego rany:
-Nie waż mi tu umrzeć na oczach, bo cię zabije.-Zażartowałam.
-Nic mi nie jest, choć musimy sprawić, co z Ignisem.- Próbował wstać, ale upadł bezsilnie.
-Nie ruszaj się, bo tylko pogorszysz ranę.
W odpowiedzi Dev zawarczał niezadowolony. Chciałam go podnieść, ale ktoś krzykną:
-Dev!
Obróciłam się w stronę głosu i przez de mną stała biało, niebieska wadera, gdy tylko nas zobaczyła podbiegła i przytuliła Deva:
-Dev, nic ci nie jest?! Jesteś ranny! Zabiorą cię do medyczki!
Zrobiłam krok do tyłu, wpatrując się w postać. Ma skrzydła, legion powietrza, ale kto to jest? Jeszcze nie widziałam, żadnej wadery, a raczej nie rozmawiałam:
-Ven, uspokój się, to tylko rana.
-Tylko, rana Dev ty cały krwawisz, jesteś postrzelony!
Mrugnęłam kilka, razy analizując sytuacje. Zacisnęłam zęby i podbiegłam do dwójki:
-Później się pomartwicie, musimy go zabrać.
Pochyliłam się, by pomóc mu wstać. Niejaka Ven, odsunęła się, a ja pozwoliłam basiorowi, by się o mnie oparł, ona też się dołączyła:
-Teraz to ja ci pomogę braciszku.
Zachichotałam, a Dev ciężko westchną. Musiał liczyć na naszą pomoc:
-Dobra…Teleportacjaa~!- Krzyknęłam.
Wadera popatrzyła się na mnie pytająco, a wokół nas pojawiła się mgła. W tej chwili uświadomiłam sobie, największy błąd, jaki zrobiłam. Ledwo, co dałam rady z Ignisem, a co mówić z trójką.
Mgła opadła. Trafiliśmy niedaleko medyka. Ven od razu zaniosła rannego, ja stałam w miejscu, chciało mi się wymiotować. Przełknęłam ciężko ślinę i wolnym krokiem, starałam się pójść za nimi. Kur**. Skręciłam w najbliższy krzaczek.

                                                                        Dev?

czwartek, 13 kwietnia 2017

Od Ignisa CD. Ventus

Zadarłem wysoko głowę. Nade mną latały dziesiątki dumnych hipogryfów.
- Pierwszy raz widzę je na oczy... Przypominają mi ciebie.
- W jakim sensie?
- Wydają się być wolne, niezależne, bo w końcu skrzydła wielu kojarzą się z wolnością.
- Prawda. Kiedy latam, to czuję się cudownie. Jakby nikt nie mógł mi tego odebrać.
- Czy... zresztą nieważne.
- Czego chcesz?
- Wiesz, co? Ja sam nie wiem, czego chcę. - wziąłem głęboki oddech. - Można powiedzieć, że mam aktualnie kryzys życiowy. Tęsknię za rodziną, tęsknię za starymi przyjaciółmi, tęsknię za wszystkimi i do wszystkiego, ale wiem, że nie mogę stąd odejść.
- Ja tęsknię za mamą, ale musimy walczyć z żalem. To w końcu minie.
- Tak mówił do mnie ojciec. Kiedy miałem chwile słabości, zawsze pocieszał mnie tymi słowami, a za nim... za nim tęsknię najbardziej.
- Przykro mi, jeśli cię zraniłam.
- Nie, coś ty. Bardzo Ci dziękuję. - spojrzałem na krążące hipogryfy.Wtem, rozległ się huk, a jeden z majestatycznych zwierzy spadł na ziemię. W oddali słyszałem krzyki, tupot nóg.
- Szlag. Znowu ci kłusownicy.
- Uciekaj!
- Niby dlaczego?
- T - twoja noga... -  nie dokończyła, bo przyłożyłem jej łapę do pyska.
- Nie jest tak źle. Dam radę.
- Nie! - krzyknęła Ventus. Chciała podbiec bliżej mnie, zapewne, aby się teleportować, ale z lasu wypadła kobieta. Była w stroju kłusowniczym, a w ręce jakiś nieznany mi rodzaj broni - pistolet ze sznurkami. Spojrzała na moją towarzyszkę i wystrzeliła. Zamiast pocisku w stronę Ventus poleciała siatka z aluminiowych linek, tak ciężka, że wadera w żaden sposób nie mogła się oswobodzić. Przy kłusowniczce w szeregu zaczęli się ustawiać inni członkowie tych łowów - mężczyźni, kobiety, nastolatkowie, dorośli.
-  Bierzcie tego po prawej. - rzuciła w stronę lewej części szeregu. Zanim ludzie choćby zareagowali, ja przystąpiłem do działania. Stworzyłem ostrze bez klingi, ustawiłem koło szeregu i rozkazałem mu przebić się przez ok. 10 ludzi. Zrobiłem to z zimną krwią, bez zastanowienia.
- Śmiecie. - mruknąłem pod nosem. Podszedłem do Ventus, po czym brudnym od krwi ostrzem przeciąłem linki.
- Jak... jak mogłeś zabić 10 ludzi, bez wyrzutów sumienia?!
- Chciałem cię chronić. Miałem dać im nas po prostu zabić?
- Widziałam... nie zastanawiałeś się. Po prostu ich zarżnąłeś. - do jej oczu napłynęły łzy.
- Czy ty nic do ch*lery nie rozumiesz?! To wojna, Ventus, wojna, a na wojnie przetrwają najsilniejsi. Jeśli nie będziemy zabijać tych ludzi, oni zabiją nas! - wrzasnąłem.
- Tam byli niepełnoletni! Byli starzy! Jak mogłeś?!
- Bądź wreszcie cicho! Nie obchodzi mnie, w jakim wieku oni byli. Są źli, a to wystarczy, żeby ich zaatakować! - po tych słowach Ventus zerwała się i uciekła. Złość się we mnie gromadziła. W żyłach buzowała mi krew. Zapaliłem się. Ciąłem ostrzem po kamieniach, trawie roślinach i truchłach ludzi.
- To przez was... - wydyszałem. - To wszystko przez was, śmiecie! - odrzuciłem ostrze, a potem cały w furii spaliłem ciała i wrzasnąłem na cały Legion Powietrza.

Ventus? Tylko nie miej focha na Ignisa przez resztę życia!

Od Ventus CD. Ignis


- Tak. Ale spotkaliśmy się w tek postaci tylko raz...  - powiedział, a jego głos trochę się załamał. Postanowiłam zmienić temat.
- A wiesz, jakie zwierzęta żyją w Moim Legionie - spytałam, ale wiedziałam, że nie zgadnie.
- Ptaki - powiedział. Ale ja rzuciłam mu poważne spojrzenie.
- Smoki powietrza? - spytał, tym razem zaciekawiony.
- Nie - powiedziałam i znowu się uśmiechnęłam.
- Pegazy?
- Przecież byście je zjedli - powiedziałam.
- Feniksy powietrza? - powiedział.
- Przecież nawet ognistych nie ma - powiedziałam - I tak nie zgadniesz, więc ci pokaże.
- Dobra.. - powiedział, z wahaniem.
Szliśmy i wspinaliśmy się po stromych łąkach.
- Ile jeszcze - spytał. Chyba się męczył. Mnie nie jest ciężko, bo mam skrzydła.
- Nie daleko - powiedziałam.
Wreszcie wdrapaliśmy się na górę.
- Jak tu ślicznie - powiedział basior, rozglądając się.
- Wiem - powiedziałam dumnie, bo to przecież mój legion.
- To gdzie są te zwierzęta - spytał z podekscytowaniem.
- Tam wyżej - wskazałam na górę. Uśmiech z jego twarzy zniknął.
- A nie ma ich gdzieś tu niżej - spytał.
- Niestety, ale już mamy więcej niż połowę drogi.
Weszliśmy pod latającą górę.
Weszłam na odpowiednią skałkę, dzięki, której unosiłam się bez skrzydeł.
- Co to? - powiedział ze zdziwieniem basior.
- To tak powietrzna winda - krzyknęłam, bo byłam w połowie drogi.
Basior wszedł na kamień i po kilku minutach był na górze.
- Czy tu są te zwierzęta, czy jest kolejna góra - powiedział.
- Nie to już tu - powiedziałam, idąc do przodu.
- Poznaj hipogryfy - pokazałam mu najbliższe stworzenie.


Ignis?

Od Ignisa CD. Ventus

Smaug od razu zaryczał ze szczęścia, gdy mnie zobaczył. Miałem wyrzuty sumienia, że go wcześniej zostawiłem, ale teraz, kiedy była ze mną Ven, pewnie będzie wniebowzięty.
- Ktoś ze mną jest. Ale wiesz, nie zjedz jej. To moja przyjaciółka. - Smaug tylko warknął w odpowiedzi, ale zawsze się mnie słuchał. - Ventus, chodź, jest bezpiecznie! - wadera weszła do ogromnej jaskini, chwilę się rozglądała, a potem zobaczyła Smauga. Pomieszczenie było chyba 10 razy większe od Smauga, więc nawet przy jego wielkości można było go przeoczyć.
- Och! Ale on wielki! - wykrzyknęła Ventus.
- Nic ci nie zrobi. Lubi, jak ktoś nowy przychodzi, poza tym wyczuwa w tobie też trochę mojego zapachu, bo przebywasz w moim towarzystwie.
- Hmmm... mogę go pogłaskać?
- Nie jestem pewien, czy coś poczuje, ale zawsze warto spróbować. Ja to robię wielką drapaczką ze skały wulkanicznej.
- Więc może ja też spróbuję.
- Jest tam, w kącie. Z tego, co wiem, władasz telekinezą.
- Owszem. - odpowiedziała Ventus i podniosła bez dotknięcia ogromny drapak. Potem przeniosła go na ciało smoka, który zamruczał donośnie i przewrócił się na drugi bok, prawie mnie miażdżąc.
- Osz ty! - wykrzyknąłem żartobliwie. - Zaraz cię złapię, strzeż się. - zacząłem gonić smoka, który specjalnie się nie spieszył, aby dać mi szansę chociaż dotknąć jego łusek. Ventus zanosiła się śmiechem, ja zanosiłem się śmiechem, Smaug zanosił się rykiem i wypuszczał kłęby pary z nozdrzy. Następnie Ventus bawiła się z nim w berka, potem ja z Ventus, a ostatecznie nie wiedzieliśmy, kto goni.
- Nie wiedziałam, że smoki są tak rozumne.
- Smaug może zmienić się w wilka, a raczej mógł, bo ktoś rzucił na niego urok. Więc jest tak samo rozumny, jak i my.
- Znałeś go jako wilka?
- Tak. Ale spotkaliśmy się w tek postaci tylko raz... - nie mogłem odchodzić w przeszłość. Nie chciałem się rozklejać przy Ventus. Musiałem zmienić temat.

Ventus? Dawaj, będziemy bić rekordy w odpisywaniu sobie :3

Od Ventus CD. Ignis

Gdzie on jest. Poszłam go szukać w legionie ognia, a potem w całej reszcie. Byłam już zmęczona, tym bieganiem. Postanowiłam, że na pewno wrócił do swej jaskini.
- Gdzie ty byłeś - wysapałam - jesteś jeszcze trochę chory i masz zmniejszoną odporność, a ja szukam cię po całej watasze.
- Byłem u Smauga - powiedział obojętnie, a spojrzałam pytająco na basiora.
- To mój smok - odparł, a ja spojrzałam się na niego z niedowierzaniem.
- To w watasze jest jakiś smok - spytałam.
- Tak w legionie ognia.
- Chce go zobaczyć - powiedziałam - nigdy smoków nie widziałam.
- Nie wiadomo jak zareaguję, na razie widziały go głównie wilki z legionu ognia.
- To pójdziesz ze mną - wyciągnęłam basiora z posłanka.
- Ale ja jestem podobno chory - powiedział. Pewnie chciał tu zostać, bo jest leniwy.
- Trudno, jak raz byłeś, to drugi raz też możesz - powiedziałam.
- Dobra, zaprowadzę Cię - powiedział - Ale ty nie wparowuj do środka, tylko poczekaj chwilę za jaskinią.
- Dobrze - powiedziałam i spojrzałam na niego wrogo - Ale chce zobaczyć smoka nie atrapę.
- Andrzeju nie denerwuj się - odpowiedział - nie mamy w watasze, żadnej atrapy, a w szczególności smoka.
Szliśmy przez cały legion ognia. Przy okazji poparzyłam sobie łapki. Za to Ignis, był cały i zdrowy. Nie dziwię mu się, jest przecież wilkiem ognia i może wytrzymywać w wysokich temperaturach. Ja skakałam ciągle, by sobie ich nie upiec. Dotarliśmy do wielkiej jaskini.
- Pamiętaj - powiedział - nie wparowuj do środka, tylko przyjdź, jak cię zawołam.
Kiwnęłam głową. Ignis wszedł do jaskini i zniknął mi z oczu.

 
Ignis? Zamierzam nadrobić tamto opóźnienie

Od Ventus CD. Lovitia

- Aha - odpowiedziała wadera i wstała z chmurki.
- Teraz musisz sobie jeden wybrać - powiedziałam - musi być zgodny z twoimi umiejętnościami.
- To może... - zawahała się.
- A tamten, w którym zostałam postrzelona, to czyj był - spytała się. Pewnie się jej spodobał.
- Mój - powiedział Ignis i chwilę po się poprawił - to znaczy Legionu Ognia.
- To wybieram Legion Ognia - powiedziała wadera i spojrzał się na Ignisa- A ty będziesz moim alfą.
- Tak - powiedział basior.
- Zaprowadź ją do jaskini, by mogła się tam zakwaterować - powiedziałam do niego.
- A gdzie jest mój łuk - powiedziała, z zakłopotaniem wadera.
- Leży w mojej jaskini - powiedziałam - przyniosę Ci go za chwilę.
Ignis odszedł z waderą, a ja poleciałam do swojej jaskini i zasnęłam. Obudziłam się pod wieczór.
- Ja przecie miałam zanieść jej łuk - powiedziałam, szukając go po jaskini. Na szczęście go znalazłam. Leżał za moim posłaniem cały i zdrowy. Wzbiłam się w powietrze i szukałam jej jaskini. Znalazłam i zleciałam na ziemię.
- Proszę twój łuk - powiedziałam i wręczyłam jej łuk i kołczan.
- Dziękuje - powiedziała wadera i od razu ubrała kołczan, a łuk położyła na kamiennej płycie wystającej ze ściany jaskini.
- My jeszcze nie znamy swoich imion - zauważyłam.
- Jestem Ventus alfa legionu powietrza - zaczęłam.

Lovitia?

Od Ignisa CD. Ventus

Łapa po lekach nie bolała, ale za to zrobiła się lekko niebieska. Lekarstwa były gorzkie, a niektóre leki przeciwbólowe tak silne, że po nich zasypiałem. Byłem ciekaw, co z Devem. Kompletnie nie wiedziałem, jak mogli mnie trafić, wtedy nie naraziłbmy ani jego, ani Kassi, ani Ven. Postanowiłem jakoś się wyczołgać z jaskini, a moje rozpaczliwie próby wydostania się ze środka zostały docenione przez bogów, którzy pozwolili mi tego dokonać. Bez zastanowienia ruszyłem w stronę legowiska Smauga. Dawno nie widziałem mojego starego drucha, a smok to przecież taki duży jaszczur. Też potrzebuje uwagi i opieki. Kiedy wszedłem do jaskini Smauga, on zamachał wieklim ogonem i ryknął przeciągle. Ucieszył się na mój widok. Patrzył chwilę na wejście, jakby na kogoś czekał.
- Ej, smoczku, wszystko gra?
- Raaaawwwrrrhh!!!
- Nie, nie ma ze mną Kassi. - Smaug spuścił łeb wielkości średniej łodzi i zamruczał gniewnie. - Wiem, że fajnie się z nią bawiło, ale od dawna jej nie widziałem. Ja idę do Centrum, bo obowiązki czekają. - obróciłem się i pomachałem smokowi na pożegnanie. Wyszedłem z jaskini nie spodziewając się nikogo w pobliżu, lecz krążyła tam postać przypominająca mi klauna. Postanowiłem nie podchodzić, bo mogłem zostać ordynarnie oszukany. Już wcześniej padałem ofiarą głupch kawałów. Wróciłem do jaskini, a potem zacząłem swój dzienny obowiązek leki nasenno - przeciwbólowe i maść na rany. Bandaż, jeść i spać. Podczas wczesnego obiadu do jaskini weszła rozpromieniona Ventus.

Ven? :3

środa, 12 kwietnia 2017

Od Ventus CD. Ignis

Przeteleportowałam się z rannym Ignisem do medyczki. Był trochę ciężki, dlatego trochę to trwało.
- Co się stało? - spytała uzdrowicielka.
- Kłusownicy go postrzelili - powiedziałam i zaczęłam tłumaczyć o zajściu.
- Gdzie cię trafili - znów zapytała.
- W prawą przednią łapę - odpowiedział, a potem syknął z bólu.
- Spójrz mi w oczy - powiedziała. Ignis zaczął patrzyć w jej oczy i chyba go zahipnotyzowała, bo nawet nie mrugnął. W międzyczasie wyciągnęła szybko kulkę i zabandażowała, zanim się obejrzał. Włożyła mu termometr do buzi.
- Jak podejrzewałam, masz wysoką gorączkę - powiedziała - będziesz musiał dostawać tabletki.
- Zaprowadzę cię do jaskini - rzekłam, zabierając tony tabletek od medyczki.
- Nie musisz - powiedział. Nic nie powiedziałam i zaprowadziłam go do jaskini, stawiając mu obok posłania pełno tabletek.
- Idę do swej jaskini. Dobranoc - pożegnałam się z basiorem. Gdy dotarłam do jaskini, położyłam się na posłanku i długo leżałam, zanim zasnęłam głębokim snem. Obudziłam się dopiero około godziny czternastej. Chyba mój nowy rekord. Udałam się na polowanie, zauważyłam zająca. Rzuciłam się na niego i zjadłam. Potem poszłam do Ignisa, zobaczyć jak się czuję i czy nadal ma wysoką gorączkę.
- Cześć - powiedziałam, ale w jaskini go nie było, nie było sensu go tam szukać, bo nie jest on tak głupi, aby chował się przed innymi i bawił się z nimi w chowanego. Nawet ja się już nie bawię w takie rzeczy, również z Devem.

Ignis? Przepraszam, że tak późno nie zauważyłam wcześniej.

Od Ignisa

 Muzyka, której słuchałam pisząc to opo. Czytać też przy niej przyjemnie. <KLIK>

Kleszcze wnyków zaciskały moją łapę. Można powiedzieć... że byłem podziurawiony, bo praktycznie z każdego miejsca ciekła mi krew. Nie miałem już nawet sił, żeby stworzyć coś do rozwarcia wnyków. Wtem, jakby koło ratunkowe dosłownie dosłownie nadpłynął basior. Maseczka upiększająca, długi ogon, zapewne smarowany cudownymi środeczkami na wzrost furta. Aż mi się na tkliwości zebrało, i to w takiej sytuacji. Wilk podpłynął bliżej, dumnie zadzierając nos. Zdawał się mnie nie zauważać.
- Jesteś ślepy, czy zacofany w rozwoju?
- Hmmm... czy zwracasz się do mnie? - spytał basior.
- Zacofany w rozwoju. - szybko zdiagnozowałem przypadłość jego osobistości.
- Nie rozumiem, o czym tam bełkoczesz, Pluszaku. - moje futro nie było aż tak gęste!
- Zamiast gadać głupoty, to lepiej pomóż mi się stąd wydostać. - powiedziałem w miarę spokojnie, jak na zaistniałą sytuację.
- A co z tego będę miał?
- Śmieszny jesteś.
- Czekałem na te słowa od lat.
- A co mnie to obchodzi? - odzyskiwałem siły. Moc krążyła mi w żyłach.
- Nie pomogę ci jeśli czegoś nie dostanę.
- Ależ dostaniesz.
- A co?
- Porządne lanie i karę na spotkania z przyjaciółmi. - powiedziałem maminym głosem.
- A czymże tak podpadłem troskliwej mamusi? - w tym momencie zebrałem w sobie moc, którą zmieniłem wnyki w skałę wulkaniczną, a potem roztrzaskałem.- I widzisz? Jesteś samowystarczalny. Ja i tak nie jestem Ci potrzebny.
- Masz rację. Nie potrzeba mi takich lalusiów jak ty.
- To jawna obraza majestatu.
- Twój majestat jedzie na minusie.
- Ach tak? - spytał i zaczął krążyć dumnie w koło mnie, spokojnie, z 2 metry nad ziemią. Wkurzający typ. W mojej głowie zaświtała myśl. potem przerodzona w czyn. Tuż przed tym zadartym noskiem Pana Lalusia wyrosła lewitująca ściana ze skały wulkanicznej. Zaskoczony basior trzasnął w ścianę, po czym spadł z hukiem na ziemię. Ale trzeba przyznać. Zrobił to z wielką gracją.

Chinmoku? Czy może Panie Laluś? 

Od Azzai CD. Chinmoku

Obudziłam się. Nie czułam obecności chorego basiora, więc zaniepokoiłam się nieco. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam całego mokrego basiora, leżącego tuż przed wejściem do jaskini. Oszalał czy co? Jeszcze mu temperatura nie zmalała, a ten jeszcze wystawia się na deszcz? Idiota! Podeszłam do basiora zdenerwowana i pociągnęłam go za ogon. Ten delikatnie zaczął się wybudzać. Posadziłam go na posłaniu i ponownie przykryłam ogonem. Ten, pacan zamierzał się zabić. Chyba sobie nie myśli, że ja mu będę pogrzeb organizować. Ze zdenerwowanie zdjęłam ogon z niego. Basior zaczął się wiercić i po chwili przytulił mój ogon przez sen, ciągnąc go przy tym. Podniosłam głowę i spojrzałam na maskonura z wyrzutem. Co on robi? Przytula się do mnie? Widok ten był trochę słodki. Pawian w masce wyglądał jak szczeniaczek. Wreszcie udało mi się zasnąć. Obudziłam się. Byłam głodna. Trzeba coś upolować. Spojrzałam na basiora, nadal spał. Wstałam. Coś trzymało mnie za ogon. No nie. Szczeniaczek nadal trzyma mój ogon. Poszłam naprzód. Ciągle się trzymał. Wyszłam na dwór, a za mną po ziemi przesuwał się basior. O nie, a co jak się przeziębi jeszcze bardziej, jak ja mu pogrzeb zafunduję. Wróciłam do jaskini i patrzyłam na basiora z wyrzutem. Przez niego będę głodna i on będzie wydawał kasę na moją stypę. Zaczął się trząść. To pewnie przez to, że w nocy spał na dworze. Nie no jak on wyzdrowieje to ja go zabije i nie zrobię mu pogrzebu. Przytuliłam się do pawian, by przestał się trząść. I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę się poruszać, bo pacan wyszoruje podłogę i będzie narzekać na brudne futerko. Ponownie zasnęłam.

 
Szczeniaczek?

Od Chinmoku CD. Azzai

- No już wystarczy, bo mi futro zmoczysz. – odepchnąłem waderę.
Azzai pod wpływem pchnięcia lekko się zachwiała, po czym dała radę utrzymać się w pionie.
- J-jasne. – próbowała dojść do siebie.
Otrzepałem się i ponownie położyłem spać. Azzai położyła mi łapę na czole. Usłyszałem jak szepcze o moim rozpalonym czole. Minęło trochę gdy się tak kręciłem na wszystkie strony z powodu dreszczy i bólu głowy ale w końcu udało mi się zasnąć.

*we śnie*

Scena z przeszłości. Lał jesienny deszcz, a ja jeszcze jako szczeniak siedziałem samotnie pod łysym drzewem. Płakałem po cichu. Moje futro przemokło od deszczu, a ja trząsłem się z zimna, wpatrując się w trawę.
- Dlaczego jestem zupełnie sam? Dlaczego nie ma przy mnie nikogo? – myślałem ze łzami lecącymi mi po polikach. Przechodziły mnie dreszcze. – Czy to moja wina? Ja tylko chcę mieć rodzinę…
Szczeniak który tak bardzo pragnął rodziny. Pragnął opieki i czułości której nigdy nie doświadczył, nie będzie szczęśliwym wilkiem w przyszłości.
- Nie chcę być samotny… - położyłem się i skuliłem. – Proszę… niech mnie ktoś przytuli…

*w realnym świecie*

Obudziłem się gwałtownie. Mój oddech był ciężki, a zarazem szybki. Wpatrywałem się chwilę w podłogę. Spojrzałem na niebo za jaskinią. Panowała noc i padał deszcz. Obróciłem się szukając wzrokiem Azzy. Leżała niedaleko mnie. Położyłem łapę na głowie. Jak to możliwe, że ten koszmar jeszcze mnie dręczy?
- Cho***a. – szepnąłem do siebie.
Musiałem długo spać. Jeszcze za nim się położyłem było popołudnie. Usiadłem na skraju wejścia do jaskini. Krople deszczu delikatnie chlapały moją twarz. Patrzyłem w dal, za nocną mgłę rozmyślając nad zdarzeniami z przeszłości. Moje rany zaczęły znowu boleć podobnie jak głowa.
- Eh.. – położyłem uszy z bólu.
Po chwili tak jak we śnie skuliłem się przykrywając się moim cienistym ogonem. Patrzyłem jeszcze przez chwilę w dal z zamyśleniem, po czym znowu zasnąłem. Nienawidzę snów o mojej przeszłości. Po nich moje zmysły tępieją, a ja sam staję się rozkojarzony, co skłania mnie do przemyśleń. Zasnąłem.

Azzai? ;3

Od Azzai CD. Chinmoku

- Daj mi spokój, puściły mi nerwy. Muszę się uspokoić… - powiedziałam do basiora.
Przytuliłam się do niego. Wzdrygnęłam się. Nagle powstrzymałam łzy.
- Nie płacz. Nie jestem tego wart. Teraz po prostu się przytul, ponoć pomaga…. - powiedział z powagą basior. I do tego mogę się z nim zgodzić. Nie jest wart moich łez. Leżał sobie, a ja tu nieomal zawału przez gamonia dostałam. Obróciłam się i wtuliłam się we maskonura. Znów zaczęłam płakać. Ale w sumie on jedyny w całej watasze mnie zauważył. Tylko on ze mną rozmawiał. Co z tego, że mnie denerwował, ale poświęcał mi czas. Ale to i tak nie usunie wszystkich, rzeczy, które przez niego mnie spotkały. Niech sobie nie myśli, że gdy wyzdrowieje, będę go traktować jak, króla. Nie, nie. Skończą się głupie uśmieszki śmieszki. Miałam całą mokrą twarz, więc wytarłam ją w sierść pawiana. Nie mogłam przestać płakać. Ciągle myślałam, co by się stało, gdyby zmarł. Nikt, by nie miał dla mnie czasu.
- Dziękuję. – wyszeptał mi do ucha.
- Nie ma za co - powiedziałam, nadal płakałam. Nawet nie dosłyszałam co powiedział. Zaprzestałam płacz.
- Co, co, cooo! - powiedziałam szybko obracając głowę, przy czym sprawiłam mu ból, bo znów syknął. Ale teraz ważniejsze było to co powiedział. Basior tylko spojrzał na mnie pytająco. Chyba nadal nieuświadomił sobie, co właśnie zaszło.
- Ty.. - powiedziałam, bo to zdanie, było tak niemożliwe, że nie przechodziło mi przez gardło.
- Co zrobiłem? - spytał. Ten gamoń chyba nie wie naprawdę co powiedział.
- Podziękowałeś mi - powiedziałem z niedowierzaniem.
- Może - powiedział. Wtuliłam się bardziej w jego futro.

 
Maskonur?

Od Chinmoku CD. Azzai

Zacząłem powoli odzyskiwać świadomość. Głowa cholernie mnie bolała. Zalewała mnie na zmianę fala zimna i towarzyszące jej dreszcze, a raz fala gorąca. Otworzyłem delikatnie oczy. Chwila… czy to jaskinia Szczurka? Ah, no tak… sam do niej przyszedłem. Poczułem jakby coś, przykrywało mój grzbiet. Delikatnie uniosłem głowę, mimo bólu jaki mi to sprawiło, i zobaczyłem czyjś okrywający mnie ogon. Poprowadziłem swój wzrok za ogonem i ujrzałem śpiącego obok mnie Szczurka. Czy ona… zaopiekowała się mną? To kochane z jej strony. Spojrzałem na moje łapy, całe okryte były bandażami. Podobnie jak brzuch i czoło. Czułem jeszcze ból, ale na pewno nie tak wielki jak wcześniej. Spróbowałem wstać, ale nie udało mi się to, ze względu na dotkliwy ucisk w klatce piersiowej oraz bólu głowy.
- Chole** - mruknąłem do siebie.
- Maskonur? – wyszeptała, rozbudzająca się wadera.
Spojrzałem na nią. Wyglądała na zatroskaną.
- Ile już tak leżę?
- Dwie godziny.
Zamyśliłem się. Dwie godziny to dosyć długo… Musiałem nieźle oberwać.
- Musiałeś nieźle oberwać..
- Czytasz w myślach? – zdziwiłem się.
- N-nie, dlaczego? – sama też się zdziwiła.
Pokręciłem głową i znowu przeszył mnie ból. Zmarszczyłem brwi i syknąłem.
- Hey, wszystko dobrze? – zbliżyła się do mnie.
- Tak, tylko…
- Co Ci się stało? Pewnie znowu kogoś zaczepiałeś! Jak możesz być tak okrutny i złośliwy. Już naprawdę ja Ci nie wystarczam, tylko musisz dręczyć innych?!
- Czyżbyś była zazdrosna? – zapytałem zmulonym i obolałym głosem.
- Tylko jedno Ci w głowie. Idiota.
- Szczurek.
Wadera odwróciła ode mnie głowę obrażona. Pomyślałem, że nawet nie znam jej imienia. Śmieszna sytuacja. Ciekaw jestem, czy też zwróciła na to uwagę.
- Tak właściwie, to jak ty naprawdę masz na imię?
Zaskoczony wzrok wadery znowu spoczął na mnie.
- No tak, racja. Jeszcze nie znamy swoich imion. Jestem Azzai.
Hmm, ładnie.
- Chinmoku.
- Chinmoku?
Azzai parsknęła.
- Całkiem zabawne. – uśmiechnęła się delikatnie.
Odwzajemniłem ostrożnie uśmiech.
- Wracają, kto Ci to zrobił?
- Niedźwiedzica. – wbiłem wzrok w ścianę.
Tutaj waderę zamurowało. Wykrzywiła wzrok.
- Jak to niedźwiedzica?! Dałeś pobić się zwykłemu zwierzęciu?! Idiota!
- Nie miałem szans, zaatakowała mnie z zaskoczenia. – odparłem spokojnie.
- Czy ty masz w ogóle jakiś rozum?! Kim ty jesteś! Wilkiem czy małym, rasowym pieskiem! Mogłeś umrzeć! Jak to się skończyło, że jeszcze żyjesz….? – do oczu Azzai zaczęły napływać łzy.
Zdziwiłem się, widząc jej zaniepokojenie całą sprawą.
- Coś huknęło i wystraszyło ją…. – patrzyłem na waderę dużymi oczami.
- Całe szczęście! Gdyby nie to, ty byś… ty byś… - na jej polikach widoczne były spływające łzy. Obróciła się gwałtownie, plecami do mnie.
Wstałem ostrożnie i podszedłem bliżej płaczącej. Mimo bólu nie odpuściłem. Pierwszy raz ktoś się mną tak przejmuje. Położyłem swoją łapę na jej grzbiecie.
- Azzai..
- Daj mi spokój, puściły mi nerwy. Muszę się uspokoić…
Przytuliłem się do niej. Wyczułem drgnięcie jej ciała. Momentalnie wstrzymała łzy.
- Nie płacz. Nie jestem tego wart. Teraz po prostu się przytul, ponoć pomaga…. – moja twarz była bardzo poważna. Na moje policzki wpełzły delikatne rumieńce.
Azzai obróciła się i wtuliła się we mnie z płaczem. Pod wpływem nacisku jej ciała, znowu poczułem ból, ale to nie było w tej chwili ważne. Chociaż to mogę zrobić w podzięce za uratowanie mi życia.
- Dziękuję. – wyszeptałem jej do ucha.

Azzai? ;3

Od Azzai Cd. Chinmoku

- Witaj, Szczurku… - powiedział, ktoś, wchodząc do jaskini.
Obróciłam się gwałtownie. W pierwszym momencie moja twarz okazywała grymas z powodu obecności pawiana w masce, ale zmienił się wraz z zaistniałą sytuacją.
- C-co ci się….? - powiedziałam, patrząc z troską na zalanego krwią basiora.
- Dużo by… mówić. - odpowiedział, podnosząc głowę.
- Pobiegnę po wodę i bandaże - powiedziałam, kierując się do końca jaskini. Po chwili basior padł. Opatrzyłam jego rany i je umyłam. Zaczął się trząść. Chyba dostał gorączki. Nie miałam wyboru. Przykryłam go moim ogonkiem i usiadłam obok niego. Siedziałam tak przez godzinę, starając się go zbudzić. Wszystko na nic. A co jak umrze. Co wtedy będzie? Kto chciałby marnować czas na mnie? Głupią, beznadziejną, szarą, bezużyteczną i małą waderę jak ja? A kto miałby zamiar mnie irytować? Bo przecież po co? Są lepsze zajęcia. A wrzucać mnie do wody? Nawet nie wiem, jak się ten basior nazywa. A w sumie, po co się mam nad nim użalać? Przecież ja go nienawidzę. I to ze wzajemnością. To co mam robić? A jaki jest sens życia? Po co ja się urodziłam? Może gdyby nie ja ktoś by żył? A czy on wie, jak się nazywam. Na pewno nie. Niech ten pawian nie umiera. Nie cierpię go, ale ten gamoń musi, żyć. Nie będę miała wtedy nawet wroga. Zaczęłam płakać.
- Nie umieraj.. - rzekłam cicho.
Chinek?

Od Chinmoku CD. Azzai

Wybrałem się na samotną przechadzkę po Terenach Ziemi. Podziwiałem cudowne widoki drzew kołyszących się w rytm wiatru. Przystanąłem koło małego wodnego zbiornika, aby się napoić. Można powiedzieć, że uschło mi w gardle od droczenia się ze Szczurkiem. Uśmiechnąłem się. Ta wadera jest jak bomba. Jedno może nie do końca przyjemne dla niej słowo i BOOM! Dosyć łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Dla mnie to dobra okazja do zabawy. W pewnym momencie poczułem jakby cos ciągnęło mnie za ogon. Obróciłem się gwałtownie. Stał tam mały niedźwiedź, który w zębach zaciskał mój ogon.
- Ładnie to tak? – zmarszczyłem brwi.
Mały niedźwiedź, zaczął jeszcze mocniej ciągnąć za mój ogon. Nie zaprzeczę, że bolało. Mimo dodatkowego oporu uniosłem się delikatnie w górę i pacnąłem niedźwiadka w nos. Ten wypuścił ogon i zaczął ryczeć.
- Uciszyłbyś się. Nie lubię hałasu.
Misiowy widocznie nie spodobało się to co powiedziałem, bo zmierzał w moim kierunku warcząc. Dodatkowo pacnąłem go ogonem.
- No już! Wracaj do mamusi!
Nagle moją uwagę zwrócił wielki cień zza moich pleców. Nie wyglądał na wilczy. Obróciłem się i dostałem łapą po pyszczku. Przewróciłem się. To dorosła niedźwiedzica, wróciła po swojego misia i chyba nie spodobały jej się moje igraszki. Rzuciła się na mnie z pazurami, nie miałem nawet czasu aby odpowiednio zareagować. Zaczęła rzucać mną na wszystkie strony, drapiąc i gryząc. Nie miałem siły zmienić się w cień. Patrzyłem tylko, oddając się bijatyce. Mój wzrok zaczął się rozmazywać, czułem, że zaraz zemdleję. W pewnej chwili rozległ się huk który spłoszył zwierzę. Leżałem zakrwawiony na ziemi. Co za upokorzenie…
- Nie będę tak tu przecież siedzieć.. – stwierdziłem.
Wstałem ostrożnie i począłem kroczyć w kierunku jaskini Azzai. Obolały uśmiech wpełzł mi na twarz. Ciekaw jestem jej reakcji. Po pewnym czasie, doszedłem do celu. Azzai siedziała w swojej jaskini.
- Witaj, Szczurku…
Wadera obróciła się gwałtownie. W pierwszym momencie jej twarz okazywała grymas z powodu mojej obecności ale zmienił się wraz z zaistniałą sytuacją. Wyglądała na przestraszoną.
- C-co ci się….?
- Dużo by… mówić.
Zemdlałem.

Azzai? No, co zrobisz? XD

Od Azzai CD. Chinmoku

- Nara ci. Nie chcę cię już więcej widzieć! Pamiętaj o tym! – machałam do na niego łapą na pożegnanie z szerokim usatysfakcjonowanym uśmiechem.
- Chyba że chcesz, żebym machała ci chusteczką na pożegnanie - rzekłam ironicznie do basiora.
- Nie ma takiej potrzeby szczurku, ale masz do tego prawo, jeśli nie możesz się bez tego obejść, lecz wątpię, że taki leniuch jak ty chciałby machnąć chustką kilka prostych i łatwych gestów.
- Jak masz zamiar mnie znów irytować, to lepiej odejdź, gdzie pieprz rośnie.
- Nie zamierzam iść do Indii szczurku, panuje tam malaria, chyba nie chcesz, żebym zachorował? - powiedział, wycofując się do wyjścia z jaskini, robiąc często widniejącą na jego twarzy minę smutnego szczeniaka.
- Idź i niech cię komar ugryzie - powiedziałam, pod nosem, gdy znikł za wyjściem z jaskini.
Pacan z Manhattanu sobie poszedł, więc wybrałam się na spacer nad rzekę Flumile. Przypomniało mi się, że przez najścia tego głupiego, bezmyślnego pawiana, zapomniałam o jedzeniu. Muszę na coś zapolować, bo najprawdopodobniej umrę z głodu. Poszłam nad łąkę, ale nie było tam, żadnego zwierzęcia. Pewnie ten pawian wszystko tu upolował i się egoista z nikim nie podzielił. Tylko gdzie teraz coś upolować. Kierowałam się w stronę jakiegoś lasu, nad którym wisiała mgła. Mam nadzieje, że tu będzie, chociażby jakiś mały jelonek. Zauważyłam ofiarę.

Chinek? Pomysłu nie miałam :c

Od Chinmoku CD. Azzai

- To takie zabawne gdy wadera która nie potrafi chociażby podziękować, wypowiada się na temat savoir – vivre. – uśmiechnąłem się znacząco.
Wadera rzuciła mi tylko wymowne spojrzenie i prychnęła pod nosem.
- Śmieszny jesteś. To była próba zabójstwa, a nie pomocy.
- Ranisz mnie. Naprawdę chciałem pomóc. – w moim tonie można było wyczuć nutkę ironii.
Odkąd poznałem Azzai coraz częściej mam ochotę ją odwiedzać i jej dokuczać. Może to dlatego, że od dawna nie wchodziłem z nikim w głębsze relacje. A tu nagle zjawia się ona. Wadera której zawdzięczam chęć droczenia się i wyżywania psychicznym. Co do psychiki mam nadzieję, że ma silną, bo zabawa będzie mało satysfakcjonująca. Wielka byłaby szkoda, gdyby Szczurek wysiadł mi już trzeciego dnia. Przypatrzyłem się jej. Jej wzrok mówił sam za siebie. Wrażał: Spie*****j z mojej posesji. Jeszcze ją podręczę, i myślę, że na dzisiaj wystarczy. Jestem ciekawy jak długo wytrzyma.
- Mógłbyś proszę wyjść? – powiedziała przez zaciśnięte ze złości zęby.
- Czuję się niechciany – rzuciłem Azzie wymuszone, smutne spojrzenie.
- Masz bardzo dobre przeczucia, a teraz wyjdź za nim odgryzę ci narzędzie niedoszłej zbrodni.
- Oj, nie odgryzaj mi mojego ślicznego, puchatego ogonka. – momentalnie podniosłem ogon i zacząłem gładzić go łapkami.
- Zaraz zobaczysz moje możliwości, jeśli stąd nie wyjdziesz.
- Grozisz mi Szczurku? – zaśmiałem się.
- Tak. Można tak powiedzieć. A teraz wywalaj.
- Smutno mi teraz – zrobiłem najsmutniejszą minę jaką miałem – przecież nic ci nie robię.
- Wypad! I to w trybie natychmiastowym!
- Rety. Spokojnie, bo ci żyłka pęknie. – znalazłem się przy wyjściu z jaskini.
- No już. Opuszczamy lokal. – podeszła do mnie i zaczęła pchać mnie na zewnątrz.
- Oi nie pchaj mnie. – zmarszczyłem czoło.
- Muszę używać siły, bo słowa na ciebie nie działają – wadera pchała mnie coraz mocniej.
W końcu uniosłem się w powietrze, przez co Azzai upadła.
- I tak mam swoje zajęcia. Więc muszę się zbierać. Do zobaczenia Szczurku.
- Nara ci. Nie chcę cię już więcej widzieć! Pamiętaj o tym! – machała do mnie łapą na pożegnanie z szerokim usatysfakcjonowanym uśmiechem.
    
                                                                        Szczurek?

Od Azzai CD. Chinmoku

Co ten pacan sobie myśli, wrzuca mnie do wody i nawet nie zamierza pomóc mi wyjść. Ogrzewa mnie swoim ogonem i uważa, że to wystarczy, abym się nie przeziębiła. Wróciłam do domu, drżąc. Położyłam się na posłanku, okrywając wszystkimi kawałkami koców i szmat, jakie znalazłam. Zasnęłam.
- Dzień dobry szczurku - powiedział pawian, bez otwierania oczu poznałam, że to on. Więc udałam, że śpię i rzuciłam go kamieniem leżącym poza jaskinią, za pomocą moich mocy.
- Nawet się nie przywitałaś, a już wyrażasz swoją agresję i nie kulturalność Szczurku - powiedział
- A czy to kultura wchodzić do czyjegoś domu nie powiadamiając właściciela o tym - powiedziałam nadal zaspanym głosem. Coś tam bełkotał o jakiś kulturach itp. ale go nie słuchałam i zasnęłam po raz drugi. Otworzyłam jedno oko, by zobaczyć czy pawian sobie poszedł. Nie było go, więc wstałam i wyszłam na łąkę. On tam już czekał.
- Nie ładnie zasypiać w towarzystwie szczurku, ale ze względu na moją kulturę nie zbudziłem cię.
- A ty jesteś kulturalny!
- A i owszem - powiedział dumnie.
- Czy do kultury można zaliczać budzenie w środku nocy, wrzucanie do wody i irytowanie mnie bez przerwy - prychnęłam. No nie, ten padalec zaczął mnie poważnie wnerwiać, więc się lepiej jakoś mądrze wypowie na swój temat, bo inaczej chyba się na niego rzucę.
 
Chinmoku?

Od Loviti

Właśnie szukałam jakiejś zwierzyny, którą mogłabym upolować, gdy nagle zauważyłam coś dziwnego w oddali. Było to miejsce jakże przecudowne! Pochłonięte lawą i wszystkim, co, jakkolwiek przypominałoby cudowne miejsce. Przynajmniej dla mnie… Oczywiście wiedziałam, że mam odmienny gust niż inni, bo jako jedyna wśród wilków, które jak na razie poznałam i chociaż trochę byłam do nich przywiązana, lubiłam miejsca z charakterem, a nie z tylko ładną okładką… W pewnym momencie przestałam rozmyślać, gdyż zauważyłam coś dziwnego na tym cudnym obrazku. Na początku pomyślałam, że są to kłusownicy, którzy grasują w tym regionie, ale wkrótce okazało się, że były to wilki! I to nie jeden, kilka! Był to piękny widok, bo już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam kogoś tej samej natury. Jeden rozmawiał z drugim, o rzeczach nie wiadomo jakich. Przez chwilę myślałam nad tym, czy do nich podejść, ale były powody, dla których się wahałam. Na przykład: czy czasami pod wpływem emocji nie zmienię się w smoka, bo to już się zdarzało. Albo czy na przykład mój wzrok mnie nie wadzi i jednak są to kłusownicy. Co z tego, końcu raz się żyje, byłam już blisko, gdy nagle… W sumie nie wiem, co się stało. Szłam tak w ich stronę, gdy nagle zobaczyłam ciemność, samą ciemność, a gdy się obudziłam, leżałam, a nade mną siedziała inna wadera, a obok niej stał inny basior, a jeszcze prócz tego byłam w zupełnie innym miejscu. Wyglądało na to, że unoszę się w powietrzu. Nie mam pojęcia, jak to cię mogło stać, ale innego wytłumaczenia nie mam. Było jak na chmurce. Wszystko wydawało się mniej ciężkie. Wydawało mi się nawet, że to mi ubyło kilka kilo.- Już się obudziła.- powiedziała wadera miłym głosem do kogoś, kogo nazwała Ignis.
- Bardzo dziękuję za pomoc. Jednak myślę, że mogłabym sobie sama poradzić. A tak w ogóle to, co się stało? Może jednak najpierw zapytam, jak się nazywacie albo gdzie ja jestem??- odparłam z lekkim uniesieniem.
- Ja za to uważam, że nie zbyt byś sobie sama poradziła. Gdy chciałaś do nas podejść, zostałaś trafiona strzałą usypiającą. Bo jak już pewnie wiesz, a może i nie grasują tu kłusownicy. O i ja jestem Ventus, a to jest Ignis, a ty jesteś w legionie powietrza.
- Przepraszam, że gdzie?
- W terytorium należącym do legionu powietrza. Mamy tutaj takie 4.
- A jeśli można jeszcze się zapytać jakie??
-Powietrza, Wody, Ognia i Ziemi.- Odparł tym razem nijaki Ignis.
-Acha…


Ventus? Nie mam pomysłu na zakończenie.

Od Chinmoku CD. Azzai

- Nie drzyj się tak, bo zwierzęta straszysz – spojrzałem na waderę z typowym dla mnie uśmieszkiem.
- Masz mnie natychmiast wyciągnąć z tej wody! – źrenice wadery gwałtownie się zmniejszyły, a jej zęby zgrzytały ze złości.
- Ale z ciebie leniuch. Sama się stamtąd wydostań. Trochę ruchu nie zaszkodzi, przyznaj.
- Ale z ciebie dureń. – Azzai podpłynęła do brzegu rzeki i wyszła cała zmoczona. Patrzyła na mnie jakby zaraz miała się na mnie rzucić i pożreć w całości.
- Nie zimno ci?
- Och, nie! Skąd! Wprost przeciwnie! Aż promienieję! – szczególnie podkreśliła słowo ‘’promienieję’’.
Unosząc się w górze, patrzyłem na waderę wzrokiem zwycięstwa. W końcu zlitowałem się nad drżącą z zimna waderą i otuliłem ją bardzo ciasno ogonem. Azzai tylko spojrzała na mnie zdziwiona, po czym zaczęła się wykręcać z objęć cienistego ogona.
- Puść mnie maskonurze! – krzyczała.
-Dlaczego?
- Duszę się!
- A chcesz się rozgrzać?
- Duszę się! – krzyknęła ponownie coraz bardziej się wiercąc.
- A ja za to się świetnie bawię – oznajmiłem z uśmieszkiem.
Szczurek w końcu przestał się wiercić ze zmęczenia, a ja widząc to uwolniłem waderę z uścisku.
- Co ci odbiło idioto?! Jeszcze trochę a udusił byś mnie na amen! Morderca! – zdyszana siedziała na ziemi próbując odzyskać normalny oddech.
- Zimno ci?
- Czy ty sobie żartujesz? Ty nadal o tym?
- Zimno ci? – powtórzyłem pytanie.
- Oczywiście, że nie! Przez to wszystko tak się zgrzałam, że prawie oddychać nie mogę!
Uśmiechnąłem się tylko do zdenerwowanej wadery.
- I co się szczerzysz?! – krzyknęła.
- Nie ma za co
- Ha?
- Dzięki mnie nie jest ci zimno. Powinnaś mi dziękować.
Szczurek patrzył na mnie jak wryty. Jej mina mówiła więcej niż tysiąc słów. Jeszcze chwilę tak postaliśmy, aż w końcu stwierdziłem:
- No, nic tu po mnie – odwróciłem się w drugą stronę – nie mam czasu by dalej wtrącać się w twoje życie. Mam też swoje – mrugnąłem do Azzy, a ta nadal patrzyła na mnie zdziwiona.
Poszedłem w swoją stronę, zostawiając waderę samą przy stawie.


                                                                  Azzai? ;3


Od Azzai CD. Chinmoku

Zaraz wybuchnę. Ten pawian przychodzi, budzi mnie w środku nocy i jeszcze wymaga ode mnie, że mam bić przed nim pokłonami, tylko dlatego, że raczył pawian mnie odwiedzić. Przez niego teraz tu zasnąć nie mogę. Wierciłam się na posłanku.
- Niech ma pawian za swoje – powiedziałam i zaczęłam wchodzić do jego snu.
- zaraz co on tam robi – przyglądałam się coraz uważniej w jego sen. Wyszłam ze snu, bo nie mogłam się opanować, widząc to widowisko. Więc zasnęłam.
- Dzień dobry szczurku – obudził mnie.
- Co.. – zaczęłam, po czym uświadomiłam sobie, że to ten niedorozwinięty pawian w masce i skoczyłam na równe nogi – nie zamierzam przerabiać tego po raz drugi, więc lepiej stąd wychodź.
- Widziałem cię w śnie szczurku – powiedział. Chyba kompletnie nie wiedział o moich mocach.
- Bardzo ładnie tańczyłeś maskonurze – zaśmiałam się.
- Tak podejrzewałam – powiedział – naruszyłaś moją prywatność.
- A ty niby nie?
- Ja to ja – powiedział, po czym znikł za drzwiami jaskini.
- Uff poszedł sobie
Wyszłam z jaskini na mały spacerek i położyłam się na zgiętym nad wodą drzewie. I zobaczyłam cień za drzewem. Ale nie zareagowałam i dalej słuchałam śpiewu ptaków. Po chwili coś zepchnęło mnie do wody.
- Jak ci mija dzień szczurku – odmienił się w prawdziwą postać.
- Ty pawianie niedorozwinięty w ciele głuchego padalca! Czemu akurat to ja musiałam na ciebie trafić! To się już robi wkurzające. Idę sobie na spacer TY. Śpię. Ty. Kiedy cię nie ma! – krzyknęłam na niego, bo ten Parszywek zaczął mnie denerwować!

Chinmoku?

Od Chinmoku CD. Azzai

Środek nocy. Leżałem w swojej jaskini rozmyślając o spotkanej dzisiaj waderze. Przypomniałem sobie jak mnie nazwała.
‘’Pawianie w masce’’
Prychnąłem pod nosem. Urocze doprawdy. Po chwili przemyśleń postanowiłem odwiedzić wspomnianą waderę.
- Chyba nie będzie mi miała za złe jeśli złożę jej niezapowiedzianą wizytę – powiedziałem do siebie z uśmiechem.
Po chwili lotu, zapukałem ogonem do jej jaskini.
- Huh? Kto tam? – odpowiedziała zaspanym głosem.
- Witam ponownie Szczurku – wychyliłem się zza skały na tyle aby ujrzała moje oblicze.
- Co? Znowu ty Pawianie?! – gwałtownie wstała z posłania i ustawiła się w pozycję bojową.
- A ja – uśmiechnąłem się i podniosłem z dumą głowę.
- Czym sobie zasłużyłam na twoją obecność? Nie chcę cię nawet widzieć!
- Czyżbym popadł w niełaskę? Czuję się urażony – zrobiłem minę skrzywdzonego szczeniaka.
- Oj ty już nie staraj się mnie czarować! Co ty sobie wyobrażasz padalcu! Wchodzisz do mojego mieszkania jak gdyby nigdy nic, budzisz mnie, po czym zaczynasz na siłę mnie irytować! – była gotowa się na mnie rzucić.
Uniosłem się ponownie w górę, patrząc na rozwścieczoną waderę.
- Łał ostro..
- Wynoś się!
- Zniż tony Szczurku
- Działasz mi na nerwy. Jestem rozespana, a nienawidzę gdy mnie ktoś wyrywa ze snu.
- Ojejciu przepraszam – unosząc się w powietrzu, podleciałem na tyle blisko wadery aby spojrzeć jej w oczy, nie traciłem uśmiechu – mi samemu nie zdarza się budzić kogoś w środku nocy
- Odsuń się ode mnie – odchyliła pyszczek z odrazą.
Po chwili ziewnąłem.
- Hmm. W sumie sam już pójdę spać. Wiem, że pożegnania bywają bolesne ale muszę to zrobić za nim zasnę ci na łapach. Do zobaczenia Szczurku.
- Żegnam ozięble.
Wyleciałem z jaskini i wszedłem do swojej. Ułożyłem się na swoim posłaniu po czym zasnąłem snem smacznym i głębokim.


                                      Azzai? Głupi szczurek, szczwany maskonur ^^

Od Ventus CD. Deviś

Wyszłam na spacer. Co musiał przeżywać Dev, kiedy do mnie biegł? Po co ja się do tego jeziorka zbliżałam, przecież mogłam tam zginąć. Kichnęłam. Zaczęłam kierować się do swojej jaskini. Zaczęło padać, a mgła unosiła się wokół mnie. Zaczęłam się zastanawiać w którą stronę jest moja jaskinia. Kręciłam się tak godzinę. W końcu zrozumiałam, że to nie ma sensu, więc znalazłam szparę między korzeniami dębu i weszłam w nią. Była trochę ciasna, dlatego zaczęłam kopać, by ją pogłębić. Zasnęłam. Gdy się obudziłam już nie padało. Wyszłam z jaskini i wtedy zauważyłam, że wszędzie leży błoto. Przez ten deszcz, woda wszędzie się dostała, również do mojej prowizorycznej kryjówki, przez co byłam teraz cała brudna. Znalazłam się w dziwnym miejscu, w którym jeszcze nie byłam.
- To chyba są tereny niczyje - powiedziałam do siebie. Wszędzie było ponuro. Zaczęłam się kierować na oślep. Nie było tu żadnej zwierzyny. Doszłam do starego mostku. Weszłam delikatnie na niego, a on zaskrzypiał. Szybko skoczyłam na drugi brzeg, zanim ten się zawalił. Wyglądałam najprawdopodobniej jak jakiś potwór, bo moja sierść była cała brudna od błota. Lecz najgorsze było to, że nie mogłam rozwinąć skrzydeł, ponieważ lepka maź sklejała mi pióra. Szłam przez gąszcze, bory i krzaki. Nigdzie nie było niczego do picia ani, żadnej zwierzyny. Wlokłam się po błocie, które mi pomagało, ponieważ ślizgałam się po nim by zaoszczędzić energii. To były dwa najgorsze dni w moim życiu. Na początku wpadłam do wody, a teraz przedzieram się przez jakieś bagna. Oraz jeszcze przeze mnie Dev musiał skakać do wody, by mnie z niej wyłowić. Świetnie. Doszłam do jakiejś polanki, która na pewno nie należała do naszej watahy. Po środku zauważyłam jeziorko. Zanim tam dotarła minęło pół godziny, bo prędkość z którą się poruszałam nie przekraczała możliwości ślimaka. Jak już dotarłam do wspomnianego wcześniej stawku, napiłam się z niego wody. Przez chwilę stałam i wpatrywałam się w taflę wody, gdzie widniało moje odbicie. Wyglądałam jak stary, zmasakrowany borsuk z czystym pyszczkiem.
 Weszłam do wody, by się umyć. Moja sierść stała się biała, a błoto zleciało z skrzydeł.
- Wreszcie mogę latać - powiedziałam i uniosłam się w powietrze, by rozprostować skrzydła. Polatałam chwilę. Nagle zobaczyłam namioty. To tu sobie kłusownicy sobie odpoczywają. Postanowiłam lecieć w stronę z której przyszłam. Wreszcie doleciałam do dębu, gdzie zaczęłam się gubić. Stąd było widać dalej drogę do centrum. Leciałam w tamtym kierunku, licząc, że spotkam tam Deva. Nagle pode mną rozległ się krzyk Ignisa.
- Dev jest ranny - krzyczał. Przez głowę przeszło mi tysiące myśli. Nagle zobaczyłam brata opierającego się o kamień.

Dev?

Od Azzai

Leżałam wśród delikatnych, czerwonych maków, które łaskotały mój wilgotny nos. Widok zachodzącego słońca usypiał mnie swoimi leniwymi kolorami. Nagle coś połaskotało mnie w nos. Spojrzałam w górę, by dowiedzieć się co to.
- Co tu robisz szczurku - powiedział unoszący się w powietrzu wilk o rubinowych oczach.
- Nie nazywaj mnie szczurkiem pomiocie natury - odpowiedziałam. Nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia.
- Szybciej chaosu. Poza tym nikt mną nie pomiata - Nie dosłyszałam ostatniego wyrazu, bo byłam zajęta podnoszeniem się z trawy.
- A mówiłam coś o zamiataniu.
Basior spojrzał na mnie lekko zdziwiony, po czym uśmiechnął się nie znacznie.
- Ciekawe... - mruknął do siebie.
- Jak masz tu wyrażać swoją ciekawość, to ja idę - zaczęłam kierować się w stronę lasu - do niezobaczenia pawianie w masce.
Basior zaśmiał się pod nosem.
- Ciekawisz mnie szczurku. Jesteś dosyć nietypowa - unosił się na de mną przy okazji zagradzając mi chwilami drogę.
- Bez wzajemności pawianku - mruknęłam, bo ten koleś zaczął mnie irytować.
- A ktoś wspomniał o wzajemności - odpowiedział. Jego spokój w głosie był nie do wytrzymania. Doszłam do mojej jaskini i glebnęłam się na posłanko. Ten koleś się odczepił. Niestety okazało się, że jego jaskinia leży kilka metrów od mojej, co mnie najbardziej dobiło.

Chinmoku?

Nowa wadera - Powitajmy Azzai!

 
 

"Wszystko, co powiesz może być użyte przeciwko tobie"

Imię: Azzai
Pseudonim: Woli gdy mówi się jej po imieniu, ale toleruje skrót Aza.
Wiek: 2 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Jest to cicha i spokojna wadera, ale to nie znaczy że jest nieśmiała. Zazwyczaj jest miła, lecz, gdy ktoś zirytuje, bądź będzie wobec niej złośliwy, potrafi się ona tym odwdzięczyć nawet ze dziesięciokrotną falą rażenia. Nie umie pływać i ma okropny lęk wysokości. Lubi przebywać na łonie natury. Szczególnie na przewalonych drzewach. Uwielbia jesień, jest wtedy według niej najśliczniej. Jest ambiwertyczka, która chyba jednak bardziej lubi samotność.
Wygląd: Jest ona niską waderą o szarym futrze. Łapy jej są białe. Azzai ma ciemno szarą grzywę i końcówkę ogona, który jest bardzo puchaty. Ten sam kolor jest w okolicach jej noska na pyszczku. Jest także bardzo szczupła i można powiedzieć, że wygląda trochę jak szczurek albo myszka.
Stanowisko: Uzdrowiciel
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 7 | Zwinność: 6 | Szybkość: 6 | Magia: 7 | Wzrok: 4 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Umysłu
Żywioły: Umysł, materia, ziemia
Moce:
- umie przenosić przedmioty bez ich dotknięcia
- telepatia - '' rozmowa'' w myślach
- potrafi wyczarować przedmiot, który zniknie po 10 minutach
- rani wzrokiem, jak nim leczy
- przewiduje czyny wroga
- wyczarowuje drobne rośliny
- roślinki się jej słuchają
- umie wyczarować tarcze ochronną, która broni ją przed niebezpieczeństwem, a razem z nią jednego wilka
- wchodzi do czyjegoś snu
Rodzina: Nie pamięta
Partner/ka: Najpewniej nie będzie miała.
Potomstwo: Nie ma i chyba nie będzie miała, ale nie wiadomo.
Historia: Jak była szczeniakiem oddaliła się z watahy i nie potrafiła do niej wrócić. Rodzina szukała jej, lecz ona była już daleko w innych lasach.  Błąkała się po lasach i wychowywała wśród innych zwierząt. Uczyła się magii również sama. W końcu doszła do tej watahy.
Przedmioty: Nie ma
Głos: <POSŁUCHAJ>
Właściciel: Ria - howrse, doggi
Legion: ZIEMIA

Nowy basior - Powitajmy Chinmoku!

"Śmiejesz się ze mnie bo jestem inny? Ja się śmieję z ciebie bo jesteś taki reszta"

Imię: Chinmoku
Pseudonim: Chin
Wiek: 3 lata i 2 miesiące
Płeć: Basior
Charakter: Chinmoku jest bardzo niezależnym i złośliwym basiorem. Lubi dokuczać wilkom i podsłuchiwać ich rozmowy po czym czerpać z tego jak najwięcej korzyści. Zawsze chodzi uśmiechnięty. Wyraża się zwykle kulturalnie i ze spokojem, jednak lubi chwytać za słówka. Jest też bardzo pamiętliwy i przebiegły. Jeśli zdobędziesz jego zaufanie zyskasz lojalnego przyjaciela, ale nie licz na taryfę ulgową, chociażby w droczeniu się z nim. Mimo swojej złośliwej natury, ciężko mu znieść samotność.
Wygląd: Chin nie jest dużym basiorem. Można powiedzieć, że jest jednym z niższych. Jego sierść jest w odcieniach biało-czarnych, a na grzbiecie, łapach oraz głowie wędrują złote linie o nieregularnych kształtach. Ogon jest po części zrobiony z cienia, jest on bardzo puszysty i delikatny. Widnieją na nim również duże, czerwone pióra pewnego bardzo rzadkiego ptaka którego niegdyś zabił. Pióra te zobaczyć można również z tyłu jego głowy. Na jego pyszczku można zauważyć również czarną maskę balową, z małym krwistym diamencikiem.
Stanowisko: Szpieg
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 4 | Zwinność: 8 | Szybkość: 5 | Magia: 11 | Wzrok: 4 | Węch: 4 | Słuch: 4
Rasa: Wilk Chaosu
Żywioły: Chaos, Umysł
Moce: -Przemienianie się w cień
-Czytanie w myślach
-Hipnoza, manipulacja
-Bezszelestne poruszanie się
-Potrafi unieść się na 4 metry w powietrze
-Potrafi wytworzyć pyłek oszołomienia, który działa jak narkotyk
Rodzina: Nie pamięta jej. Najprawdopodobniej powstał z wilczej niezgody.
Partner/ka: Może kiedyś znajdzie się wadera która da radę z nim wytrzymać
Potomstwo: Brak
Historia: Już jako szczeniak szukał miejsca gdzie mógłby się podziać. Raz trafił na jakiś czas do innej watahy ale po roku rozpadła się z powodu wymordowania większości wilków. Wtedy znowu rozpoczął samotną tułaczkę. W końcu bliski rozdarcia odnalazł WSM i dołączył.
Przedmioty: Maska Balowa
Głos: <POSŁUCHAJ>
Właściciel: Hakiyuu - Howrse
Legion: POWIETRZE

wtorek, 11 kwietnia 2017

Od Dev'a CD. Kassi

Po spotkaniu z Ventus, postanowiłem znowu udać się na Tereny Niczyje w poszukiwaniu tajemniczego, wrogiego zapachu. Wróciłem na miejsce w którym ostatnim razem wyczułem ten odór złych intencji. Prowadził na tereny Legionu Wody. Szedłem za zapachem. W pewnym momencie, usłyszałem huki broni z niedaleka. To ludzie. Co oni tu robią? Zmarszczyłem brwi i począłem biec w kierunku gdzie rozległ się huk. Naprzeciwko mnie, zauważyłem spanikowaną, utykającą waderę, która biegnie w moją stronę. Gdy się zbliżyliśmy, rozpoznałem ją. To przecież Kassi z Legionu Ognia. Zatrzymaliśmy się gdy się napotkaliśmy. Złotooka była bliska omdlenia, więc schyliłem się, aby mogła oprzeć się o mój kark. Opadła na niego zmachana.

- Co się stało Kassi?

- Ludzie… musisz pomóc… Ignis…

Tak jak przeczuwałem. Spojrzałem na łapę Kassi, cała krwawiła. Postąpiłem z nią tak jak z Ventus. Wziąłem ją ostrożnie na grzbiet i popędziłem do mojej jaskini. Najwidoczniej pobawię się dziś w pielęgniarkę. Słyszeliśmy z daleka krzyki kłusowników. Czułem, jak wadera coraz bardziej słabnie, więc przyspieszyłem kroku. Gdy dotarliśmy na miejsce, ułożyłem Kassi na swoim legowisku. Wadera zdawała się wrzeć. Ułożyła się na boku z ciężkim oddechem. Musiało ją bardzo boleć.

- Ignis, on… jest w niebezpieczeństwie! – podniosła niespokojnie głowę.

- Spokojnie. Opowiedz mi co się stało. - podniosłem jej łapę i dokładnie ją obejrzałem. Syknęła z bólu. – Trzeba ją opatrzeć.

Kassi opowiedziała mi całe zdarzenie. Uważnie słuchałem, wybierając lecznicze rośliny którymi nasączałem opatrunek. Owinąłem jej łapę leczniczym bandażem.

- Dziękuję. – spojrzała na łapę zmartwiona. – Musimy pomóc Ignisowi!

- Musisz jeszcze chwilę odczekać za nim łapa przestanie Cię boleć. Wtedy popędzimy na ratunek.

- Nie ma co zwlekać! Najwyżej weźmiesz mnie na grzbiet jak poprzednio! – podniosła się, utykając.

- Poczekaj tutaj. Ja się zajmę ratunkiem. – zmierzyłem w kierunku wyjścia.

- Nie ma mowy. Idę z tobą. – podbiegła do mnie, udając, że z łapą wszystko w porządku.

- Utykasz. Nie możesz walczyć.

- Nie obchodzi mnie to! – wybiegła.

Nie miałem wyboru, jak popędzić za nią. Lekarstwo zaczęło już działać i Kassi nie utykała już tak bardzo jak wcześniej, ale nie oznaczało to, że jest w pełni zdrowa. Widać, bardzo zależało jej na Ignisie. Biegliśmy ile sił w łapach. Im bliżej byliśmy, tym głośniejsze były huki i wrzaski. Jak to się mogło stać, że ludzie nas wytropili? Na te tereny nikt się nie zapuszcza, tym bardziej, że jesteśmy ukryci. Niech to szlag.

W końcu dotarliśmy na miejsce. Moi przyjaciele wyglądali na zmęczonych i nieźle poturbowanych.

- Stary, co tobie? – zapytałem zaniepokojony Ignisa, któremu widocznie krwawiło z łapy, tak samo jak Kassi.

- Mam kulkę w łapie, ale teraz pomóż Ventus załatwić tych idiotów! – odpowiedział wściekły, dysząc.

Nikt nie będzie bezkarnie krzywdzić moich przyjaciół. Tupnąłem łapą i wyczarowałem pnącze, które oplotło jednego z kłusowników. Wadera obok wyczarowała mgłę, która poczęła dusić nieprzyjaciół. Po krótkiej walce z żywiołami natury, wszyscy padli martwi, a my mogliśmy triumfować pierwsze zwycięstwo. Ignis nie był w najlepszym stanie, więc Ventus zmuszona była do przeteleportowania go do medyczki (której nie ma już w watasze ;p).

- D-Dev…? – wydukała Kassi.

Obróciłem się pytająco.

- Ty.. ty krwawisz… - podbiegła do mnie.

Spojrzałem na moją klatkę piersiową. Rzeczywiście krwawiła. Dopiero teraz poczułem ból. Ktoś musiał we mnie trafić kulą. Czułem, że jest dosyć głęboko. Zaczęło kręcić mi się w głowie, ale postanowiłem, trzymać się, aby nie niepokoić już i tak zdenerwowanej wadery. Zacząłem podążać przed siebie, lekko się chwiejąc.

- Wszystko jest dobrze. Za-zagoi się. – obraz powoli mi się rozmazywał.

Oparłem się o pobliską skałę i zacząłem krztusić się krwią.

~Dam radę – pomyślałem.



                                                                             Kassi? ;3


Od Dev'a CD. Ventus


Zwiedzałem akurat Tereny Niczyje. Coś bardzo mnie zaniepokoiło. Wyczuwałem w powietrzu czyjąć obecność. Obecność kogoś obcego, kto nie pachniał jak wilk. Kogoś kto nie koniecznie chciałby dla nas dobrze. Postanowiłem się porządnie rozejrzeć. Szedłem za moim instynktem. Z mojego transu poszukiwań wytrącił mnie donośny, znajomy krzyk. Wyprostowałem się gwałtownie. To przecież Ventus! Coś na pewno jej się stało! Począłem biec ile sił w moich łapach. Krzyk dochodził z pobliskiego jeziora. Błagam, oby nic jej się nie stało. Omijając drzewa, trawy z wiatrem na twarzy, dotarłem na miejsce. Widziałem jak moja przyjaciółka powoli znika w wodzie. Natychmiast rzuciłem się jej na pomoc. Wskoczyłem do wody i zanurkowałem, wyciągając na brzeg skrzydlatą. Musiałem się otrząsnąć i złapać oddech. Spojrzałem na Ventus. Nie oddychała. Położyłem łapy na jej klatce piersiowej i zacząłem ją uciskać, aby odkrztusiła wodę, która blokowała jej oddech.
~ No dalej – pomyślałem.
Za 20 uciskiem, zdołała wziąć oddech. Gwałtownie się ocknęła i wypluła wodę.  
- Ven. Wszystko dobrze? – spytałem zaniepokojony.
- T-tak… ale trochę kręci mi się w głowie. – złapała się za głowę.
Skinąłem głową. Wziąłem ją na grzbiet i zaniosłem prędko do mojej jaskini. Ułożyłem ją na swoim posłaniu i okryłem mchem.
- Powinnaś odpocząć. – stwierdziłem.
Zamknęła oczy i wtuliła się w mech. Położyłem łapę na jej czole. Stan podgorączkowy. Zacząłem przyrządzać lekarstwo z ziół, które pomogłoby jej dojść szybciej do siebie.
- Słodki osmantus… Hortensja…. mhm… Len… - szeptałem do siebie, przygotowując mieszankę.
W końcu udało mi się przyrządzić lek. Wybudziłem delikatnie Ven i podałem jej ciecz.
- Co to takiego? – zapytała zmęczona.
- Lekarstwo które powinno pomóc Ci w trybie natychmiastowym. Przeziębiłaś się.
- Ah tak… - złapała w zęby miseczkę z drewna w której znajdował się płyn i wypiła wszystko za jednym razem. Skrzywiła się nieco.
- Nikt nie powiedział, że ma być dobre.
Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i wstała z posłania.
- Trochę mi lepiej. Dziękuję Deviś. – przytuliła się do mnie.
Odwzajemniłem uścisk. Ventus postanowiła, że uda się na spacer. Zgodziłem się, ostrzegając, żeby na siebie uważała. Rozeszliśmy się w swoje strony.
 Ventus? Nie krzyczcie, że opo nie o wojnie ale nie miałam wcześniej dostępu do komputera, więc nie miałam jak odpisać ;p

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Od Rachel ,, Mniej więcej bez inspiracji "

Czemu wszyscy są tak obojętni? Nie widzą, że ktoś cierpi, nie widzą, że ktoś ma dość... traktują go jak szmatę do wycierania podłogi. Czemu to wszystko? By zaspokoić swoje potrzeby? By wyładować na kimś swoją negatywną energię?.... chyba tak. Jesteśmy ślepi, nie widzimy cierpienia, które komuś zadajemy. Wszystko jest nie tak, jak trzeba, wszystko jest nie sprawiedliwe, ale na czym opiera się sprawiedliwość? Na rozdaniu komuś, tego na co zasługiwał? Czy na tym, co mówi o nim jego dusza? A może jeszcze coś innego? Nie wiadomo. Miłość, sprawiedliwość, przyjaźń.... po co to wszystko? Przecież zaraz po tym... będzie śmierć.
***
Dobra. Do rzeczy. Siedziałam na takim... średniej wielkości kamieniu. Czy był wysoko? Tak. Tuż nad przepaścią 60 metrową, a w dole była taka rzeczka... czy coś. A nie... sorry. Ja byłam na drzewie... a raczej na gałęzi wystającej nad przepaść, obok był kamień, a na dole wielka przepaść z kolcami, która liczyła 70 metrów i była tam maluteńka rzeczka, która sięgała mi to końca łap. Z kąt to wiem? Byłam tam jakieś 4 dni temu. Oj... nudzi mi się. Przeczytałam wszystkie możliwe książki z biblioteki ( oraz nie możliwe ) zapisałam cały zeszyt i złużyłam 5 ołówków. To nie jest normalne. Siedzenie mi się znudziło. Trzeba coś zrobić. Zeszłam z drzewa i pobiegłam no nikąd. Zaczęłam se nucić Sinners ale to nie wiele dało na nudy. Spotkałam jakąś waderę: minęła. Basior: potknęłam jakaś grupka: Przeskoczyłam ( i chyba walnęłam kogoś w łeb.... ) No sorry. No i... się potknęłam. Wylądowałam w błocie
- Super... teraz jestem w jakimś gównie. - mruknęłam sama co siebie i się "wykąpałam" w stawie. No i znalazłam księgę, w której właśnie piszę. A o czym będę pisać? Chmm.... sama nie wiem. O swoim marnym życiu? O innych stworzeniach? O ludziach? Nie wiem.... ale zaczynam właśnie pisać początek tego, co miało miejsce w czasach, kiedy wszystko było inaczej...

C. D. N.

czwartek, 6 kwietnia 2017

Odchodzi


Niestety, naszą watahę opuszcza Renesme. Zapraszamy ponownie
Powód: Decyzja właściciela


 
 

"Wystarczy zwócić na wilka uwagę, aby stał się piekny i pociągający na swój własny sposób"








środa, 5 kwietnia 2017

Od Mizu cd. Dev'a

Uśmiechnęłam się smutno. Cieszę się, że przynajmniej Dev nie będzie się do mnie zbliżał. Nie chcę go skrzywdzić, nie chcę nikogo skrzywdzić. Zastrzygłam uszami. Usłyszałam huk strzelby.
- Ludzie. - obróciłam głowę.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytał Dev.
- Walczyć. - mruknęłam. Wstałam i zaczęłam biec w stronę dźwięku. Byłam coraz bliżej. Stanęłam. Nie słyszałam już żadnych dźwięków. Uciekli mi! Tupnęłam łapą w ziemię. Byłam wściekła. Jeszcze ich dorwę. Odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku Dev'a. Gdy dotarłam na mostek, basior nadal tam był.
- Uciekli. - usiadłam obok niego. Spojrzałam na nurt rzeki. Uspokajał mnie. Jedno mnie teraz zastanawiało, Dlaczego nie zmieniłam się w demona? To dziwne.
- Dev? Ja muszę nauczyć się panować nad tym. - spojrzałam na basiora. - Czy mógłbyś mi pomóc?
- Będziemy ćwiczyć. - powiedział.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Przyjdę do ciebie, kiedy będę gotowa.
- Dobrze, Mizu. - powiedział. Wstałam. Na pożegnanie rzuciłam szybkie „do zobaczenia” i udałam się w stronę domu. Byłam trochę zmęczona, więc szłam powoli. Po paru minutach znalazłam się w mojej jaskini. Położyłam się i zasnęłam.

*sen*

Stałam na krawędzi jakiejś przepaści. Po drugiej stronie dostrzegłam Dev'a, Ignisa i Ventus. Demon opętał moje ciało. Skoczyłam na drugą stronę. Moi przyjaciele patrzyli na mnie. Ventus oraz Ignis cofnęli się. Tylko Dev został. Po chwili oboje znikli mi z oczu. Skoczyłam na basiora, który został. Powaliłam go bardzo szybko. On tylko na mnie patrzył. Zaczęłam warczeć na niego. Już miałam wgryźć się w jego szyję i nagle sen mi się urwał.

*noc*

Obudziłam się z łzami w oczach. Boję się, że mogę go zabić. Muszę się nauczyć to kontrolować. Mimo że jest środek nocy, zdecydowałam się iść do Dev'a.

Dev? Będę cię nękać po nocach xd

Od Flame CD Mizu

Usłyszałam otwieranie się drzwi. Podniosłam głowę i zaczęłam nasłuchiwać. Po chwili ukazała mi się Mizu z kluczami w pysku. Wstałam do pozycji siedzącej i oczekiwałam aż coś powie. Ta w milczeniu otworzyła drzwi, następnie rozkuła łańcuch. Uśmiechnęła się nieśmiało, lecz ja tego nie odwzajemniłam. Wstałam, a moje futro zapłonęło na dwie sekundy, po czym zgasło pozostawiając po sobie kilka iskierek. Te zniknęły chwilę potem. Wstałam i wyszłam, rzucając waderze chłodne, może nieco groźne spojrzenie.

***

Szłam lasem. Nie wiedziałam jaki to legion. Prawdopodobnie byłam gdzieś na granicy ziemi i powietrza. Ziemia była lekko spalona, ale nie widziałam większych szkód wyrządzonych przez mój ogień. Usłyszałam strzały. Potem czyjś krzyk. Brzmiało to jak niewyraźne "biegnij!" skierowane do mnie. Minęła mnie Ventus. Pobiegłam za nią. Dogoniłam ją dość szybko, na chwilę obecną miałam więcej sił.
- Co się dzieje?! - spytałam nie przerywając biegu.
Wadera otworzyła usta, by mówić, jednak zanim to zrobiła upadła. Wnyki zacisnęły się na jej łapie i zabarwiły się lekko krwią. Wszystko było jasne. Kłusownicy. Byli tu. Próbowałam otworzyć sidła, co przychodziło mi z ogromnym trudem. Zbliżali się, a mi z każdą chwilą brakowało czasu. Utworzyłam kopułę ochronną wokół nas i kilka wilków w płomieni do pomocy. Gdybym mogła, utworzyłabym całą armię, jednak nie potrafiłabym utrzymać aż tylu istot jednocześnie otwierając wnyki. W końca jednak puściły. Zobaczyłam już ich sylwetki. Strażnicy pobiegli za nimi. Dobiegły nas krzyki. Nawet jeśli wiedzą o naszych mocach, to czegoś takiego się nie spodziewali. Dotarł do nas tylko jeden. Zawarczałam chowając za plecami alfę. Człowiek zaśmiał się i wycelował w głowę białej wilczycy. Już miał strzelić, gdy zerwałam się i ją osłoniłam. Ostatnie co powiedziałam zanim zrobiło mi się ciemno przed oczami to ciche "leć". Potem zasnęłam.

***

Obraz trochę rozmazywał mi się przed oczami, ale nie na tyle, bym nie mogła zauważyć gdzie jestem. Leżałam w ciasnej klatce, postawionej w jakimś czerwonym namiocie. Przy zamkniętym wyjściu widniał znak płomienia. Usłyszałam głosy. Rozmowa duch ludzi. Targowali się. Nie poznałam głosu człowieka, podbijającego cenę, lecz ten drugi znałam doskonale. Była to dokładnie ta sama osoba, przez którą jestem teraz obdarzona żywiołem ognia. Przez którą straciłam mój poprzedni wygląd. Chciał mnie kupić. Nie obchodziła go cena, a jedynie ja. Pragnął mnie za wszelką cenę. Dlaczego byłam dla niego taka ważna? Tego nie wiedziałam. Wspominał też o jakiejś Noccie, która wysadziła budynek i że przez nią musi zaczynać od początku.
Coś uwierało mnie w szyję. Najprawdopodobniej obroża blokująca moce. Chciałam się ruszyć. Nie miałam sił. Zawyłam najgłośniej jak byłam w stanie. Wezwałam pomoc, ale czy nadejdzie?
- Zamknij pysk! - usłyszałam zza namiotu.
Potem wszedł do niego człowiek, który tak bardzo pragnął dostać mnie w swoje ręce. Podszedł do mnie ze zwycięskim uśmiechem. Zaskamlałam żałośnie, a ten się zaśmiał.

Mizu?

wtorek, 4 kwietnia 2017

Od Mizu CD. Flame

Spuściłam łeb. To moja wina. To ja ją wk****łam, to ja ją prawie zabiłam. Westchnęłam.
- Przepraszam, Flame. - wyszeptałam. - Zobaczę, co da się zrobić. Wybiegłam z korytarza. Po chwili znalazłam się w lesie. Biegłam coraz szybciej. Wodziłam wzrokiem po spalonej ziemi. Mój ogon rozpłynął się. Zamknęłam oczy. Jak najszybciej wbiegłam do swojej jaskini. Muszę się przygotować na to zebranie. Spojrzałam na swój ogon. Powoli kropelki wody zaczęły go ponownie tworzyć. Spotkanie za godzinę. Wyszłam z domu i spojrzałam w rzekę. Zamoczyłam w niej pyszczek. Od razu lepiej. Muszę się trochę odstresować. Położyłam się na brzegu i zaczęłam rozchlapywać wodę łapą. Wzięłam porządny wdech świeżego, leśnego powietrza. Powoli wstałam. Jestem ciekawa, jak skończy się to spotkanie. Zaczęłam iść na miejsce spotkania. Minęłam spalone lasy, widziałam parę martwych zwierząt.
- Mizu? - usłyszałam znajomy głos.
- Dev? - obejrzałam się. Basior przechodził obok nadpalonego drzewa.
- Ja to posprzątam, później. Teraz musimy iść na to zebranie. - powiedziałam. Dev kiwnął lekko głową. Przeszliśmy się do miejsca spotkania. Przywitałam się z resztą alf.
- Jak wszyscy wiemy, Flame podpaliła większość naszych terenów. - zaczęłam. - Ale to nie tylko jej wina. To ja ją wkurzyłam i przeze mnie podpaliła to wszystko. To ja jestem niebezpieczna. - spuściłam łeb.
- A dokładniej co się stało? - zapytał Ignis.
- Chciałam jej pomóc, później się pożarłyśmy, zmieniłam się w demona i walczyłyśmy, na końcu mogła mnie zabić i uciekła, podpalając tereny.
- Aha... - mruknęła Ventus.
- Więc proszę, żeby odzyskała stanowisko bety legionu ognia, a mnie ukarzcie. - powiedziałam. Reszta alf zamyśliła się.
- Postanowiliśmy, że Flame odzyska stanowisko bety, a ty, Mizu... - powiedział z typowym dla siebie spokojem Dev. - Tak jak mówiłaś, posprzątasz po Flame.
- Tylko tyle? - jęknęłam cicho.
- Tak. - powiedział Ignis. Wychodząc z jaskini, rzuciłam „idę wypuścić Flame” i pobiegłam do mojego legionu. Na ziemi zobaczyłam pałkę ogłuszającą. Byli tutaj. Mam nadzieję, że nikogo nią nie potraktowali.
Flame? Tak jak obiecałam, jest opo :)

Nieobecność

Witajcie!

Chciałybyśmy Was poinformować, że do soboty teorytycznie będziemy miały zapisaną nieobecność, w związku ze zbliżającym się próbnym testem podsumowującym naukę ze wszystkich szkolnych lat. Oczywiście będziemy codziennie około piętnastej sprawdzać, czy ktoś nie wysłał nam opowiadania, ale nasza aktywność będzie bardzo ograniczona, ponieważ wolny czas będziemy poświęcać na naukę związaną z testem szóstoklasisty i przygotowaniem się do innych nadchodzących sprawdzianów.

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie ~ Ignis, Dev oraz Ventus

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Odchodzi

Z naszej watahy odchodzi kolejny wilk. Jest to Aoede.
Powód: Decyzja właściciela



 

"Jeśli na wielkim i wspaniałym drzewie widzisz robaki i poczerniałe końcówki liści, sam pień - choć nietknięty - wydaje ci się parszywy."

AKTYWNOŚĆ

Witajcie! Jako że ten blog istnieje już miesiąc, należałoby zrobić posta o aktywności. Tutaj macie legendę, która informuje o aktualnym czasie pozostałym do końca terminu pisania opowiadań:
Zielony - wilk ma jeszcze duuużo czasu do końca terminu.
Pomarańczowy - zostało mniej niż tydzień.
Czerwony - wilk natychmiast musi napisać opowiadanie.
Niebieski - wilk ma zaznaczoną nieobecność

Azzai
Chinmoku
Dev
Flame
Ignis
Kassi
Lovitia
Mizu
Nathan
Rachel
Ventus


W razie jakichkolwiek nieporozumień prosimy pisać do administratorek. Wszelkie działania w pełni zgodne z naszym regulaminem nie podlegają negocjacji. Wilki które są zagrożone, mają czas na napisanie opowiadania do 15.04.2017r.


Życzę Wam wszystkim miłego i spokojnego tygodnia

~ Ignis

niedziela, 2 kwietnia 2017

Od Kassi CD. Ignis

Biegłam, kulejąc. Rzucało mnie, na boki. Jejku! Co to jest? Czym oni są? To było okropne, myślałam, że zginę, że to mój koniec, nawet nie mogłam się obronić. Oczy wiąż mi błyszczały, w nocy robiłam bym pewnie za odbłysk. Bez myślne, pędziłam, aż wdeptałam w kałuże rozbryzgując wodę. Zapisałam z bólu i zaprzestałam bieg. Z mej łapy wylatywał dym. Nosz po prostu super, dwie nogi do amputacji. Trzęsłam się, z bólu. Ziemia była wilgotna, co mnie łaskotało. Dym opadł, a na łapie było lekkie poparzenie:
-Gdzie ja biegnę? Czego tu tyle wody? Lynthi, dlaczego mi to robisz!?- Jęknęłam przeciągle.- Oh, Ignis, ale ze mnie panikara. To było pod wpływem chwili.
Machnęłam łapą, by ból trochę się ukoił. Wzięłam wdech, by jakoś się wstrzymać i użyłam mgły, pojawiła się wokół mnie, a ja znikłam razem z nioł.
Jak mogłam, być taka ślepa. Gdybym mogła użyć mocy, to nawet nie zdążyliby mnie zobaczyć, a ja zostawiłam tam Ignisa…Eeee poradzi se…Mam taką nadzieje, jeśli coś się stanie, to będzie moja wina i znając mnie sobie tego nie daruje, nie lubię mieć długów.
Teleportacja się skończyła:
-Musze kogoś, znaleźć i powiadomić.
Poparzenie, bolało, ale nie tak silnie, a rana się zakrzepła. Od razu ruszyłam po pomoc.

Dev?
                                                         

Od Ignisa

Ja i Ventus byliśmy otoczeni przez kłusowników. Mogło być ich tam ponad 7, ale i tak traktowałem ich na poważnie. Chociaż Ven nie wyglądała na zaprawioną w boju, twardą sztukę, doskonale sobie z nimi radziła. Ona stworzyła zamieć, a ja ciskałem w mężczyzn kulami ze skały wulkanicznej, które dodatkowo podpalałem. Tych podstępnych gadzin przybywało coraz więcej, każdy rzucał w nas jakimiś granatami i strzelał z karabinu. Oberwałem kulkę w łapę.
- Ven, nie dam rady dalej walczyć!
- Sama sobie nie poradzę. Mam już za mało siły. Walczymy z nimi od ponad godziny. - jęknąłem cicho z bólu. Miałem cichą nadzieję, że ktoś przyjdzie nam na pomoc. Wtem na miejsce akcji wpadł Dev, a za nim pojawiła się w obłoku mgły Kassi.
- Stary, a tobie co? - przyjaciel zwrócił się do mnie.
- Mam kulkę w łapie, ale teraz pomóż Ventus załatwić tych idiotów! - dyszałem ciężko. Dev od razu przystąpił do akcji, wyczarował roślinę, która oplotła jednego z kłusowników. Kassi stworzyła mgłę, od której te padalce zaczęły mieć duszności i kaszel. Po chwili wszyscy leżeli albo martwi, albo przyduszeni dymem. Z trudem podniosłem się z ziemi, ale od razu upadłem. Podbiegła do mnie Ven i przeteleportowała się do jaskini medyczki.

Ventus? Wiem, że krótkie i taka sieczka, ale brak weny miałam :)