- Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż śmierć! - odkrzyknął i pognał w stronę, z której dobiegały wystrzały.
- Kiedyś tą swoją troskę przypłaci życiem. I on, i ten jego szczurek (Ignis nie wie, że szczurek to przezwisko, więc na razie piszę to z małej litery). - westchnąłem i powlokłem się za nim. Chociaż jest na drugim miejscu pod Kassi w rankingu irytowania, to nie mogłem go ot tak sobie zostawić. Huk strzelb był coraz to głośniejszy, a basior znikł mi z oczu. Miałem niemały problem z ustaleniem kierunku, w który poszedł, przeklęty dureń. Jeśli teraz coś go zabije, to niech sobie nie myśli, że go będę żałował.
- Kici, kici! - usłyszałem nawoływanie kłusownika. Potem nastąpił strzał, a z tego samego miejsca usłyszałem krzyk jakiejś wadery.
- Chinmoku!
- Azzai, nic się nie stało? Powiedz, że nic się nie stało! Azzai!!! - rozpoznałem głos Pana Lalusia. Czyli tak ma na imię... Potem to wykorzystam. Teraz moim priorytetem stało się ocalenie tych dwóch wilków. W miarę moich możliwości podbiegłem do broniących się wilków i oddzieliłem ich od mężczyzn murem ognia.
- Co do... - nie dokończył kłusownik, wołający ich przedtem, bo szybko zasypałem jego kompanów wraz z nim gradem płomiennych strzał z grotami ze skały wulkanicznej. Potem, dla pewności spowiłem ich ciała w płomieniach i rozkazałem ognistemu murowi zniknąć. W środku Chinmoku siedział nad waderą, która została trafiona w brzuch. Zalewała ją krew, była na moje oko była nieprzytomna.
- Co jej jest? - spytałem.
- Tra... trafili... trafili ją.
- To akurat widzę, ale szczegółowo! - postarałem się zachować zimną krew.
- Brzuch... ma ogromną ranę... i krew, dużo krwi - bełkotał basior, co chwila potrząsając waderą.
- Zabiorę ją do watahy, mamy zielarza.
- A medyka nie?
- Nie. Nikt nie ma takich umiejętności.
- W takim razie... ja chcę ją zanieść.
- Nie gadaj głupot, ty nie wiesz, gdzie to jest. Jak chcesz uratować sobie i tej waderze du*ę, to rób, co ci każę.
- Ale... - nie dokończył.
- Zamknij ten przemądrzały pysk i zamiataj do bezpiecznego miejsca, a ja ją zabiorę.
- Nie zdążysz!
- Nie. To ty byś nie zdążył. - rzuciłem i przeteleportowałem się do watahy, wraz z Azzai. W czasie teleportacji poczułem silniejsze mdłości i zawroty głowy, niż zwykle, a cząsteczki mojego ciała były bardziej poluzowane. W końcu dopadł mnie niemiłosierny ból w głowie. Wiedziałem, wiedziałem, że mogę tego nie przeżyć.
Chin? Jak na razie nie planuję zabijać Ignisa ^^