Obróciłem się, aby zobaczyć co się dzieje z Kassi. Ciężko
oddychała. Wyglądała jakby miała zaraz zwymiotować.
- Kassi? – spytała Ventus zaniepokojona.
Ta w odpowiedzi posłała nam tylko delikatny, a zarazem
obolały uśmiech.
- Nic się nie stało… idźcie dalej… jestem niedysponowana na
moment.
Wadera skinęła głową i przywlekła mnie do mojej jaskini.
Oparłem się obolały o ścianę.
- Zaraz Ci pomogę, poczekaj. – Ven zaczęła krążyć w kółko. –
Tylko… co zrobić?
Poleciłem waderze, aby zaopiekowała się znudzoną Kassi.
Oświadczyłem, że sobie poradzę.
- Braciszku, nie poradzisz sobie sam, wykrwawisz się.
Proszę, daj sobie pomóc. – spojrzała na mnie zatroskana.
Przyznam, że rzeczywiście mój stan był już krytyczny.
Straciłem dużo krwi, obraz rozmazywał mi się przed oczami. Uległem skrzydlatej
i pozwoliłem jej opatrzyć moje rany. Mówiłem jej co powinna zrobić, a ta
posłusznie wykonywała moje polecenia. Jakoś udało się mnie opatrzyć. Ventus
wyleciała z jaskini, poszukać Ignisa.
Jako, że jestem alfą nie powinienem polegać na innych. To
inni powinni polegać na mnie. Nie chcę wzbudzać niepokoju swoją osobą. Chciałbym,
aby wilki wiedziały, że mają we mnie oparcie. Prawda jest taka, że mógłbym
śmiało oddać życie za innego wilka. Gdybym dopuścił do czyjejś śmierci, nie
mógłbym nazywać się alfą. To utracony honor i tytuł. Obronię nawet najbardziej okrutnego,
jeśli należy do mojej watahy. Gdy już kogoś przyjmuję, spada na mnie obowiązek
jego ochrony i troski. Jeśli nie jesteś w stanie tego dokonać, nie jesteś
godzien, aby nazywać się alfą.
Postanowiłem, że sprawdzę co u Kassi. Nie wyglądała zdrowo.
Wstałem lekko się chwiejąc i wyszedłem na podwórko.
- Kassi? – rozejrzałem się.
Kassi? Wybacz, że takie krótkie ;/