- Co te kułsowniki głupie sobie myślą. Nie jesteśmy żadnymi kotami. - powiedziałam, a kłusownik wymierzył w Chinka strzelbą. Pewnie ten pawian powiedział teraz tekst w stylu " Możne nawołują koty, by ci zjadły szczurku", gdyby nie kłusownicy. Człowiek miał już strzelać do Pawianka, ale ja skoczyłam i powaliłam go na ziemie, w między czasie pojawił się mur ognia. Strzelba wystrzeliła. Zostałam ranna w brzuch.
- Co do... - powiedział kłusownik, ale z góry zaczął walić grad strzał.
- Co jej jest? - spytał jakiś czarny basior. Możne to kolega pawiana.
- Tra... trafili... trafili ją - wyjąkał Chinmoku.
- To akurat widzę, ale szczegółowo! - rzekł drugi. To były ostatnie słowa, które usłyszałam, bo zemdlałam. Obudziłam się w jaskini opatulona bandażami na brzuchu. Nagle dostrzegłam basiora, który wcześniej rozmawiał z Chinem, stał przy wejściu do jaskini.
- Gdzie ja jestem - powiedziałam. I zaczęłam wstawać, ale po chwili upadłam.
- Jak się czujesz? - spytała medyczka.
- Źle... - powiedziałam.
- Nie dziwie ci się - odpowiedziała.
- Zostałaś postrzelona w brzuch i masz poważną gorączkę - mówiła dalej.
- A co się stało z Pawiankiem - spytałam, widząc wszystko przez mgłę.
- Jakim Pawiankiem, chyba jest gorzej niż myślałam. Masz zwidy? Co widzisz? Pawiany? - spytała.
- Nie wiem... - odpowiedziałam. O co jej chodzi?
-To gdzie jest maskonur? - spytałam medyczka, a ona patrzyła na mnie jak na ducha.
- Jakie maskonury? Muszę ci chyba podać więcej leków. - Gada od rzeczy, a nadal nie odpowiedziała mi gdzie jest Pawianek. A co jeśli coś mu się stało? Nie mogę drugi raz przeżywać tego. Znów zemdlałam.
Chinmoku?