Ciemność, mgła, wysokie krzewy i błoto. Okropne miejsce, musiałam
zabłądzić, poza tym nie mogę się wydostać z terenu tej watahy. To jest
rozległe terytorium. Mijałam wysokie, stare drzewa. Przeskoczyłam
strumyk i ujrzałam wielki zamek. To nie jest dobry pomysł, żeby tam iść,
ciągle słyszę szepty, niedosłyszalne krzyki i tym bliżej tam to jest
najgłośniej. Skręciłam w przeciwną stronę. Zero wiatru, a na niebie
gęste chmury. Wciąż szepty a nawet krzyki. Co tu się dzieje? Nie wierze
by było, aż tyle dusz. Zaczęłam biec. Moje oczy zaświeciły wydobywając
światło w wgłębieniach maski. Stanęłam nieruchomo. Niebieska dusza.
Zanurzona w gęstym błocie, wystawała jedynie jej głowa:
-Pomóżcie mi! Wpadłam tu i nie mogę się wydostać to błoto jest za gęste, nie potrafię się poruszyć. Pomóż!- Krzyknęła.
Powolnym krokiem podeszłam do niej.
-Nie wie, że umarła, jest zieloną duszą, czyli ziemia. Cóż za przypadek, wilk ziemi ugrzązł w błocie.-Pomyślałam.
Na twarzy wilka widniał strach i zniecierpliwienie. Połyskiwała zielonym
światłem, a sama była przezroczysta. To dobra dusza, ale nie posiada
świadomości, swojej śmierci. Dość częste. Pochyliłam się:
-Nie stójcie tak! Błagam wyciągnijcie mnie!- Ponownie krzyknęła.
Czego mówi w liczbie mnogiej? A no tak, zapomniałam.
Już czułam jak za mną wije się Natasza, cichutka z niej wadera.
-Oh, jakie to smutne i zabawne. Wiąż nie pojmuje jak można być tak upartym i myśleć, że wciąż żyjesz.- Odezwała się.
Stanęła obok mnie, a dusza raz patrzyła na mnie a raz na demona, wyczekując upragnionej pomocy:
-To, co Lisa, ześlesz ją, zostawisz, a może zniszczysz?
-Na to ostatnie używam innego słowa, wymazuje. To jest dobra dusza, nie
zostawię ją, a tym bardziej wymaże, Natasza.- Mówiłam do niej w myślach.
-Zawsze można spróbować. Im twoja dusza czarniejsza tym bardziej jesteś łatwiejsza.
-Przestań- Warknęłam.
Podeszłam do duszy i próbowałam wyciągnąć, ale rzeczywiście nie dało się nawet ruszyć:
-No nic, trzeba użyć większych środków.- Pomyślałam.
Stanęłam na dwie łapy i tupnęłam przędnymi. Słychać było zgrzytanie.
Ziemia przesunęła się tworząc wyrwę pod błotem. Z gęstego błota powstał
wolny wir wciągający substancje, a razem z wirem ciągnęła się jedna łapa
i kawałek brązowego ogona. Przeszły mnie dreszcze. Znów spróbowałam
wyciągnąć dusze i udało się. Powoli stanęła na równe nogi:
-Ah! Wolność, wolność! Nareszcie! Gdzie jest Mat? Musze do niego biec, pewnie się martwi. Och Ursusie, myślałam, że zginę.
-Oł jest z nią gorzej nisz myślałam. Musimy ją wymazać, to ciężki przypadek.- Powiedziała Natasza.
-Nie bądź niedorzeczna- Odpowiedziałam.
Podeszłam do niej i obiegłam ją karkiem. Pomerdałam lekko ogonem, a me oczy ponownie zaświeciły:
-Doczekałaś się śmierci. Niech Urius weźmie cię w opiece.- Szepnęłam cicho.
-Co?! Nie rozumiem.- Czułam jak płynęły jej łzy, a sam głos drżał.
Rozpłynęła się:
-O jeju, nic nie zrobiłam powinnam ci jakoś przeszkodzić, ale się
rozleniwiłam. Od dawna nie korzystałam z twojego ciała, Lisa. A ty
dokonujesz dobrych czynów. Nie sądzisz, przydało by się to zmienić.-
Natasza owinęła się wokół mnie.
-He no prawda, nic nie robisz odkąd wyruszyłam, ale nie będę kusić losu,
a tym bardziej ciebie. Poza tym czuje się świetnie! Od pewnego czasu
mama czyste konto.- Ruszyłam dalej idąc drużką.
-Oj Lisa, Lisa wiesz jak to się skończy. Może i siedzę cicho, ale ja się tylko czaję by wyskoczyć!- Stanęła przede mną.
- Dobra zobaczymy.
-Nie igraj z demonem, kochana.
Nagle usłyszałam strzał, a przede mną zrobiła się mała dziura w środku
niej żelazna kula. Spojrzałam w górę, widziałam jak przebijają się przez
krzaki:
-Jak ty strzelasz baranie. Łapcię ją zanim ucieknie-Odezwał się niski głos.
-O widzisz skarbie.
-Cicho Nat!
Ruszyłam w ucieczkę, a demon leciał przy moim boku:
-Pora zrobić coś złego.- Zachichotała.